"13 dni do wakacji" nie jest typowym slasherem, w którym Bartosz M. Kowalski bawi się gatunkiem, jak w swoich poprzednich horrorach. Jego film jest niepokojąco zimny, bezwzględny i naprawdę szokuje w finale.
Duet Bartosz M. Kowalski i Mirella Zaradkiewicz podzielił i zszokował publiczność już swoim debiutem "Plac zabaw" (2016), który opowiadał o przemocy wśród dzieci w podstawówce. Po dwóch rasowych slasherach ("W lesie dziś nie zaśnie nikt") i horrorze ("Ostatnia wieczerza") wracają poniekąd do swoich korzeni. Tak jak "Plac zabaw", "13 dni do wakacji" opowiada o zbrodni na nieletnich. Wszystko wydarzyło się tuż przed wakacjami. Tyle że tym razem bohaterami jest młodzież nie z blokowisk, ale żyjąca w willach w miejscu będącym symbolem sukcesu III RP. Były już sławne żony Konstancina. Teraz są nastolatkowie z Konstancina.
To ciekawe, że po najbardziej empatycznym i ciepłym filmie grozy Kowalskiego "Cisza nocna" (2024) przyszedł chłodny i robiony zupełnie na poważnie slasher. Chłodny jak szklane fortece milionerów w podwarszawskich miejscowościach i unikający gatunkowej samoświadomości zapoczątkowanej przez Wesa Cravena w "Krzyku".
Kowalski lubi żonglować gatunkami, co dziś w horrorach jest normą, ale w "13 dniach do wakacji" jest daleki od meta zabaw. Rzeź w tym domu zabawna nie jest - jak to ma miejsce w wielu dzisiejszych slasherach. Rzeź w tym domu nie oszczędza nawet tych, którym zwykle w tym gatunku udaje się przetrwać. Możliwe, że jeszcze rok temu mniej emocjonalnie odebrałbym seans "13 dni do wakacji". Film Bartosza M. Kowalskiego wchodzi do kin po bestialskim mordzie na Uniwersytecie Warszawskim dokonanym przez studenta z tzw. "dobrego domu".
Ojciec (Cezary Pazura) wyjeżdża w podróż służbową, więc jego córka Paulina (Katarzyna Gałązka) zaprasza na imprezę swoje szkolne towarzystwo. Ona i jej brat Antek (Teodor Koziar) nie mogą pogodzić się z porzuceniem przez matkę i każde na swój sposób odreagowuje własną traumę. 16-letni Antek ma krwawe wizje związane z mordem, jaki rok wcześniej dokonał na swojej rodzinie woźny z lokalnego liceum. Na domiar złego chłopak natyka się na zwłoki bestialsko zamordowanego bezdomnego. Czy morderca powrócił?
Jest 13 czerwca. Piątek. Dzień nie mógł się zacząć mroczniej.
Zło ma jednak dopiero nadejść, gdy naszpikowany elektroniką inteligentny dom zostaje przez kogoś przejęty. Kraty zostają opuszczone, światłowód z internetem przecięty, a smartfony imprezowiczów tajemniczo znikają. Dom zamienia się w więzienie, w którym pojawia się morderca w masce, która mam nadzieję wejdzie do kanonu slashera. Nie tylko polskiego. To jedna z najbardziej upiornych masek, jakie widziałem w tym gatunku. Kto umrze, a kto przeżyje? Kto jest mordercą? Jaki rodzaj śmierci zobaczymy? Kowalski ma nabitą rękę i sprawnie prowadzi nas przez kolejne kręgi slasherowego piekła. Do pewnego momentu jest schematycznie i pobożnie poprowadzone "home invasion", które niczym specjalnie nie zaskakuje. Do finału, w którym najgorsze nie jest nawet to, kto nosi maskę.
Przez cały czas czuć bliżej niezdefiniowany, złowieszczy i ciężki klimat, który odróżnia "13 dni do wakacji" od umowności kina o zamaskowanych mordercach z nożami/siekierami/piłami łańcuchowymi. Tutaj nie chodzi o zabawę formą jak w lesie, w którym nikt nie zasypiał z Julią Wieniawą zamienioną w kosmiczne monstrum. Nie ma rozładowującego ironicznymi wtrętami Olafa Lubaszenki w koloratce, który czekał na diabła "a tu taki ch...". Jest za to nihilistyczny chłód rodem z Michaela Henekego, który zupełnie nie pasuje przecież do slashera.
Ten chłód tworzy niepokojący klimat świata, w którym nie zawsze trzeba znaleźć odpowiedź "dlaczego". Zło nie ma za każdym razem racjonalnego wytłumaczenia. Zło czasem nie jest konsekwencją złego wychowania czy traum. Zło bywa nie z tego świata i ono przeraża najmocniej. Bo jest nieokiełznane i nieracjonalne. Nie da się go przebłagać o litość.
Kowalski takie zło pokazuje. Nie musi nawet odwracać świata do góry nogami, jak w finale "Ostatniej wieczerzy". Świat nastolatków zamkniętych w złotej klatce w Konstancinie od samego początku jest postawiony do góry nogami. Jak odwrócona maska na głowie mordercy. Nie pierwszy raz reżyser stawia świat na głowie (odsyłam do zamknięcia "Ostatniej wieczerzy"), ale tym razem to nie szatan wychodzi z piekła, by dokonać zła czystego.
8/10
"13 dni do wakacji", reż. Bartosz M. Kowalski, Polska 2025, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 8 sierpnia 2025 roku.