"Ten film zrodził się ze strachu" - przekonywały francuskie reżyserki Delphine i Muriel Coulin. Z lęku przed tym, że ich kraj pogrąży się w chaosie i ekstremizmie, które zagrozić mogą jego dalszemu funkcjonowaniu. A także z obawy przed tym, jak polityka może wpłynąć na rodzinne życie i podzielić ludzi od lat żyjących pod jednym dachem.
- "The Quiet Son" jest trzecim filmem w reżyserskiej karierze sióstr Delphine i Muriel Coulin
- Film znalazł się w Konkursie Głównym 81. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Rolę Vincenta Lindona nagrodzono Pucharem Volpiego dla najlepszego aktora
Młody Fus (Benjamin Voisin) wchodzi dopiero w dorosłe życie. Jest rozczarowany tym, co dzieje się dookoła. Zaczyna się radykalizować, bezpieczną przystań odnajdując w prawicowej ideologii. Zatem wśród ludzi, którzy świetnie potrafią wykorzystać jego wątpliwości, lęki, oraz frustracje i przekierować je na pożądane przez siebie tory. Skąd my to znamy? Siostry Coulin niby opowiadają o coraz bardziej napiętej sytuacji we Francji, której jeszcze przed chwilą groziły rządy Marine Le Pen, ale na dobrą sprawę dotyczy to niemal całej brunatniejącej Europy. Trudne czasy wydają się być idealną pożywką dla skrajnie prawicowych ruchów pełnych pogardy dla wszystkiego, co inne. Ideologia staje się magnesem przyciągającym rozczarowanych sytuacją i brakiem perspektyw młodych mężczyzn, którzy kanalizują w niej wszelkie swoje lęki.
To poniekąd rzeczywistość Fusa, choć w dużej mierze sam uczciwie na nią zapracował. Nie był specjalnie zainteresowany edukacją, nie ma większych planów ani ambicji. Żyje z dnia na dzień, licząc, że jakoś to będzie, a lada moment pewnie skorzysta z socjalu. Jego beztroskie podejście widać jeszcze wyraźniej, kiedy zestawi się je z tym, co reprezentuje sobą młodszy brat chłopaka. Louis (Stefan Crepon) jest ułożony, stonowany i zdeterminowany, by osiągnąć życiowe cele, a priorytetem jest dla niego wyjazd z rodzinnego miasteczka do Paryża na studia literaturoznawcze. Kontrast, na jakim siostry Coulin zbudowały te postaci, ma jeszcze jeden wymiar, kluczowy dla całej opowieści. Perspektywę ojca, który po śmierci żony samotnie wychowuje dwóch synów.
Tym samym "The Quiet Son" to także zajmująca opowieść o paradoksach rodzicielstwa. Pytanie, które co rusz zadaje sobie Pierre (Vincent Lindon) brzmi: jak to możliwe, że synowie, których wychowywał i traktował przez cały czas na równi, mogą się od siebie tak bardzo różnić. Siostry Coulin zastanawiają się także nad granicą ojcowskiej odpowiedzialności oraz ideą bezwarunkowej miłości. Pierre zdaje sobie sprawę, że wartości, które wyznaje jeden z chłopaków, pozostają sprzeczne z tymi, którymi mężczyzna kierował się w swoim życiu. Konflikt i rodzinny dramat uwiarygodniony jest w dużej mierze przez znakomitą rolę Vincenta Lindona. Francuz, który jest bardzo fizycznym i ekspresyjnym aktorem, po raz kolejny, po "Mierze człowieka" (2015) Stéphane’a Brizé i "Titane" (2021) Julii Ducournau, udowodnił, że jest jednym z najlepszych w swoim fachu. W pełni zasłużenie otrzymał na ostatnim festiwalu w Wenecji Puchar Volpiego dla najlepszego aktora.
"The Quiet Son" jest rodzajem ostrzeżenia. W pewnym momencie z ust sfrustrowanego Fusa padają słowa: "Próbowaliśmy pójść w prawo, próbowaliśmy pójść w lewo. Teraz czas na coś innego". Tym czymś "innym" jest atrakcyjny dla mas populizm, prowadzący w konsekwencji do przemocy. Można się zżymać, że nie jest to nic odkrywczego. Niemniej nie każdy musi od razu odkrywać Amerykę. Film sióstr Coulin jest za to dojmująco i niepokojąco prawdziwy. W tym tkwi jego siła. Nie musimy przenosić się do jakiejś wyimaginowanej rzeczywistości, żeby zrozumieć dylematy, z jakimi zmagają się bohaterowie. Wystarczy spojrzeć za okno. One są dziwnie znajome.
7/10
"The Quiet Son", reż. Delphine Coulin, Muriel Coulin, Belgia/Francja 2024