"The Order: Ciche braterstwo". Chłopcy - amerykańska opowieść

Jude Law, Jurnee Smollett i Tye Sheridan w filmie "The Order: Ciche braterstwo" /Album Online/East News /East News

Na pierwszy rzut oka "The Order: Ciche braterstwo" Justina Kurzela to rasowe kino policyjne bez cienia ironii. Młodszy brat "Gorączki" Michaela Manna z osobistym pojedynkiem między policjantem i złodziejem, z akcją przeniesioną z metropolii do miasteczek północnych Stanów Zjednoczonych lat 80. Pod powierzchnią skrywa się jednak gorzka rozprawa o męskości, napędzana wszystkim, co najgorsze w jej bohaterach. A pod nią pulsują jeszcze lęki współczesności.  

Fabuła przenosi nas do stanu Idaho w 1983 roku. Do miasta Coeur d’Alene przybywa agent FBI Terry Husk (Jude Law), zaprawiony w bojach z mafią. Liczy, że odnajdzie tutaj spokój, który pozwoli mu skupić się na naprawie relacji rodzinnych. Zamiast tego wpada na trop grupy białych suprematystów pod wodzą charyzmatycznego Boba Mathewsa (Nicholas Hoult), zajmującej się napadami rabunkowymi oraz atakami bombowymi. W trakcie śledztwa Husk zdaje sobie sprawę, że nie chodzi tutaj tylko o akty rasistowskiego wandalizmu. Mathews szykuje rewolucję, a jego celem jest obalenie władzy w Waszyngtonie i wprowadzenie nowego porządku w Stanach Zjednoczonych. 

Reklama

"The OrderL Ciche braterstwo". Konflikt bohaterów narracyjnym paliwem filmu

Przywołana już "Gorączka" Michaela Manna skupiała się na rywalizacji złodzieja i policjanta granych przez Roberta de Niro i Ala Pacino. Obaj nie mogli się bardziej różnic. Jeden spokojny i wycofany, widziany niemal zawsze w idealnie skrojonym garniturze. Drugi choleryczny, niechlujny w ubiorze, ze skokami temperamentu mogącymi przebić każdy sufit. Jeden na bakier z prawem, drugi go strzegący. A jednak pojawiła się między nimi jakaś relacja. Obaj byli profesjonalistami w swoim fachu i darzyli siebie wzajemnym szacunkiem. Mieli razem zaledwie dwie wspólne sceny. Więcej nie potrzebowali. Napięcie między nimi i tak napędzało cały film.

Także w "The Order: Cichym braterstwie" narracyjnym paliwem jest specyficzna relacja protagonisty i antagonisty. Nie można tutaj mówić jednak o wzajemnym szacunku. Bardziej o nici zrozumienia. Kurzel podjął świetną decyzję, obsadzając w głównych rolach "ślicznych chłopców Hollywood". Law prawie nie przypomina młodzieńca, który oczarował widzów ćwierć wieku temu. Zarośnięty, zaniedbany i przeorany życiem, wygląda, jak facet, który dowiedział się w dniu upragnionego urlopu, że przez najbliższy tydzień ma jednak robić na dwie zmiany. Z kolei Hoult nie jest już niewinnym wrażliwcem z "Był sobie chłopiec". Wciąż pozostaje przystojny, ale za ładną buzią skrywa ogromne pokłady najgorszych instynktów podlewanych młodzieńczą butą i ślepą wiarą w swoją rację.

Motywacją Huska jest relacja z rodziną, ale tej nigdy nie zobaczymy na ekranie. Agent zdaje się nie mieć bliskich osób wokół siebie. Czułości są mu nieznane, a jedyne co ma dla oficera Bowena (Tye Sheridan), swojego najwierniejszego sprzymierzeńca w policji, to wulgarna bura, gdy akcja pójdzie nie po myśli. Kontakt fizyczny nie jest dla niego wyrazem uczuć, a środkiem mającym wzbudzić w przesłuchiwanym dyskomfort. Z kolei Mathews okazuje się uwielbiany przez członków swej organizacji, a także otaczające go kobiety — żonę i ciężarną kochankę. Wobec swoich jest wyrozumiały i stanowi dla nich oparcie. Żeby widzowie nie zatracili się w tym na pierwszy rzut oka silnym facecie, Kurzel musi czasem przypomnieć, że jest on tutaj tym złym — na przykład w przerażającej scenie biesiady, podczas której Bob uczy swojego kilkuletniego syna strzelać z półautomatu. 

"The Order: Ciche braterstwo". Cienka granica między stróżem prawa i bandytą

Mimo powyższych dwóch akapitów między Huskiem i Mathewsem jest o wiele więcej wspólnego niż w wypadku bohaterów "Gorączki". Agent i lider organizacji to biali mężczyźni, których przepełnia agresja, szukająca jakiegoś ujścia. Nie dziwi, że pierwszy raz spotykają się twarzą w twarz podczas polowania. Gdyby zmęczony i przegrany na polu osobistym Terry nie stanął lata temu po stronie prawa, być może teraz byłby jednym z tych, którzy idą za Bobem. Rewolucja zapowiadana przez młodzieńca podszyta jest słowami o odzyskiwaniu kraju, pracy i statusu, który odebrał im obcy. O powrót do starych dobrych czasu. O godność, która została nagle odebrana.

Jednak czy chodzi tylko o podniosłe hasła? A nie o samą możliwość działania w grupie oraz wyładowania się? Z jakiegoś powodu do Mathewsa lgną także mężczyźni wywodzący się z majętnych rodzin, którzy na pewno odnaleźliby się na rynku pracy, a także imigranci, w których wymierzone są działania grupy. Ta hipokryzja jest zresztą wpisana w działania samego bohatera Houlta, który głosi konserwatywną rewolucję, chociaż sam żyje z dwiema kobietami — i nikomu to nie przeszkadza.

"The Order: Ciche braterstwo". Ostrzeżenie czy bycie na alarm?

Swą historię przemocy Kurzel opowiada sprawnie, a jednocześnie chłodno, bez niepotrzebnego efekciarstwa. A agresja tylko się wzmaga. Doskonale widać to po Bowenie, który manifestuje swoje zaangażowanie w śledztwo powielaniem najgorszych zachowań Huska — z opieprzanego stanie się opieprzającym jednego z policjantów. Czy jest tutaj szansa na wyciszenie i dialog? O tym opowiada poboczny wątek radiowca Alana Berga (Marc Maron), który na antenie daje głos kolejnym antysemitom i wykłóca się z nimi. Wydawałoby się, że to jeszcze jeden cynik w tym wypranym z kolorów świecie. A jednak w pewnym momencie zaskakuje nas podniosłym monologiem. Wierzy w to, że ludzie są dobrzy i w końcu się dogadają. Mówi sam, w ciemnym studio, do mikrofonu. Niby zwraca się do wszystkich słuchaczy, a ma się wrażenie, że gada do siebie. Ukazując równolegle działania ludzi Mathewsa, Kurzel nie daje nam wątpliwości, gdzie trafia jego przekaz.

Pozostaje jeszcze jedna postać — Richard Butler (Victor Slezak), uprzejmy, elegancki przywódca rasistowskiej organizacji, który okazał się za mało radykalny dla Mathewsa i jego pomagierów. Pierwotnie to on jest w centrum zainteresowania Huska. Agent zostawia go jednak, skupiając się na jego brutalnym dawnym podopiecznym. Chcąc przywołać Boba do porządku, Butler snuje przed nim wizję powolnego wchodzenia w struktury państwa. Zapewnia, że dzięki cierpliwości i żmudnej pracy za 10 lat ludzie podzielający ich poglądy będą w kongresie. Jego słowa nieprzyjemnie wybrzmiewają w kontekście finałowych plansz z napisami, po których widzowie pozostaje tylko tłumienie własnego przerażenia. "The Order: Ciche braterstwo" to świetny film policyjny i równie udane spojrzenie na toksyczną męskość. Nie wiem jeszcze, czy film jest też "tylko" sygnałem ostrzegawczym, czy  "aż" biciem na alarm.

8/10

"The Order: Ciche braterstwo" (The Order), reż. Justin Kurzel, Kanada/USA/Wielka Brytania 2024, platforma streamingowa: Prime Video, premiera VOD: 8 lutego 2025 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy