Roman Polański nie trafi przed sąd. Jest ugoda w głośnej sprawie
Nie dojdzie do procesu Romana Polańskiego w sprawie oskarżeń z 1973 roku. Obie strony właśnie doszły do porozumienia.
O oskarżeniach głośno jest od 2017 roku. To wówczas prokurator Gloria Allred przedstawiła kobietę nazwaną "Robin M". Wysuwała ona wobec reżysera zarzuty dotyczące nadużyć w latach 70. Do przywołanego przez nią zdarzenia miało dojść w 1973 roku.
W marcu tego roku Allred i jej klientka pojawiły się na konferencji prasowej. "Zajęło mi naprawdę dużo czasu, aby zdecydować się na pozew przeciwko panu Polańskiemu. W końcu to zrobiłam, by uzyskać sprawiedliwość i pociągnąć go do odpowiedzialności" - oświadczyła powódka.
Prawnicy Romana Polańskiego stanowczo zaprzeczyli wówczas jej oskarżeniom. Sędzia z Santa Monica, H. Jay Ford III wyznaczył datę procesu na sierpień 2025 roku.
Już wiadomo, że do niego nie dojdzie. Polański i "Robin M" zawarli właśnie porozumienie. Prawnik polskiego reżysera, Alexander Rufus-Isaacs, w krótkim oświadczeniu napisał: "Strony zgodziły się na ugodę w sprawie roszczeń".
Co ciekawe, dzisiaj Polański pozna również wyrok sądu w innej sprawie. Mowa o procesie o zniesławienie, który reżyserowi wytoczyła Charlotte Lewis.
Brytyjska aktorka złożyła pozew, gdy reżyser zapewnił, że Lewis kłamała, oskarżając go o wykorzystywanie seksualne w latach 80., kiedy była nastolatką.