Padł ofiarą poszukiwanego przestępcy. Nie wiedział, kim naprawdę jest
Dziś jest cenionym aktorem, którego możemy kojarzyć z produkcji "Seks w wielkim mieście" czy "Prawo i porządek". Do tej pory nikt nie wiedział, jak tragiczne wydarzenia przytrafiły mu się, gdy był jeszcze nastolatkiem. Jack Merrill po latach otwiera się na temat spotkania z niebezpiecznym Johnem Waynem Gacym, które zmieniło jego życie na zawsze.
Jack Merrill, 65-letni aktor znany z filmów "W dolinie Elah", "Spisek ośmiu" i "Niebezpieczny układ", dorastał w Evanston, Illinois. Mieszkał z czterema starszymi siostrami w dużym, choć nieszczęśliwym domu. Jego ojciec, Jerome Holtzman, był znanym dziennikarzem sportowym w "Chicago Sun-Times". Mimo prestiżu ojca, dzieciństwo Merilla było pełne napięć. Matka z narcystycznymi skłonnościami skupiała się głównie na sobie. Jack czuł, że bez względu na wszystko zawsze postępuje źle.
Szkoła średnia stała się dla niego schronieniem. Miał tam bliskich przyjaciół i pierwsze romantyczne relacje. Niezbyt dobre oceny nadrabiał sympatią nauczycieli. W latach 70., podobnie jak rówieśnicy, eksperymentował z używkami. W wieku 17 lat wyprowadził się z domu po kłótni z ojcem. Przez długie miesiące pracował w klubach i zaczął spełniać marzenie o aktorstwie. To właśnie wtedy wydarzyła się sytuacja, która zmieniła jego życie na zawsze.
"Chodziłem popływać do YMCA i pewnej nocy, po pływaniu, gdy wracałem do domu, jakiś facet zatrzymał się i powiedział: 'Chcesz się przejechać?’. [...] on zaczął szybko jechać i skręcił w naprawdę złą dzielnicę. Powiedział: 'Zamknij drzwi'" - opowiadał Merrill.
Mężczyzna z auta okazał się być niebezpiecznym przestępcą o imieniu John Wayne Gacy, który w latach 70. XX wieku siał postrach w Chicago, porywając młodych mężczyzn i chłopców. Został skazany za 33 morderstwa, choć sam przyznawał, że liczba ofiar mogła sięgać 45. Ciała zakopywał na swojej posesji. Służby uchwyciły go w 1978 roku, a dwa lata później padł wyrok, który wykonano w 1994 roku. John Wayne Gacy został skazany na śmierć.
Niebezpieczny mężczyzna odurzył młodego Jacka, skuł i zabrał do domu. Merrill miał wtedy 19 lat. Aktor wspomina, że Gacy nazwał go "innym niż wszyscy chłopcy". Stwierdził, że to jego szansa na przetrwanie i kurczowo trzymał się tej myśli. Wiedział, że nie mógł go zdenerwować.
"Tak przetrwałem jako dziecko - nauczyliśmy się siedzieć cicho podczas napadów złości moich rodziców" - wyjawił aktor.
John Wayne Gacy podał młodemu Jackowi używki i zaciągnął do sypialni. Zastraszył go, po czym wykorzystał. Merrill wiedział, że nie może się wyrywać, by wyjść z tego cało.
"Byliśmy tam godzinami. W końcu zauważyłem, że jest zmęczony. Nagle powiedział: 'Zabiorę cię do domu'" - zdradził Jack.
"Wysadził mnie niedaleko miejsca, z którego mnie odebrał. Było około 5 rano. Dał mi swój numer telefonu i powiedział: 'Może kiedyś znowu się spotkamy'" - dodał.
Merrill szybko pozbył się kontaktu do Johna. Nie zadzwonił na policję, ponieważ nie wiedział, kim mężczyzna był naprawdę. Obiecał sobie jedno.
Kilka miesięcy później zobaczył artykuł w "Chicago Sun-Times" o znalezieniu ciał przy posesji Gacy’ego. Nie ujawnił się ze względu na powiązania. Była to gazeta, w której pracował jego ojciec. Jednak, jak sam powiedział: "gdyby go potrzebowali, zgłosiłby się".
Jack Merrill przeprowadził się do Nowego Jorku i na poważnie podjął się kariery aktorskiej. Ocieplił relacje z rodzicami. Chodził na terapię.
"Oprah robiła show o przebaczeniu. Była tam kobieta [...] Powiedziała, że jeśli nie wybaczy swojemu napastnikowi, nie będzie mogła żyć dalej. Wiedziałem, że muszę to zrobić - jakoś wybaczyć Gacy'emu" - przyznał Merrill.
Jack wyciągnął wnioski z traumatycznej przeszłości. Nie usuwa jej z pamięci, lecz też nie pozwala, by zawładnęła jego życiem. Przyznał, że wcześniej rozmawiał o tym tylko z najbliższą rodziną, jednak wie, jak ważne jest nagłaśnianie takich spraw. Postanowił w końcu wyznać prawdę.
"Nie zrozumcie mnie źle - nadal się z tym zmagam. Nasza kultura jest zafascynowana Johnem Wayne’em Gacym" - wyznał 65-latek.
Od 23 lat Merrill tworzy szczęśliwe małżeństwo ze swoim mężem. Wspólnie opiekują się dwoma futrzakami: psem Fredem i kotem Felixem.
"Jestem dumny z tej podróży. Potrafiłem wyciągnąć wnioski ze złych rzeczy i wykorzystać je dla dobra. Wiecie, mam szczęście. Zawsze miałem szczęście" - przynaje otwarcie.
"Dopiero później, kiedy pisałem o swoim dzieciństwie do tego przedstawienia, zdałem sobie sprawę, że uratowały mnie lekcje, których nauczyłem się w domu. Tamtej nocy uratowały mi życie. Te lekcje - posiadanie tego radaru - zostały ze mną przez całe życie" - dodał.
Zobacz też: Nie żyje Jadwiga Barańska. Legendarna polska aktorka miała 89 lat