Najbrutalniejszy film w historii kina? Otóż nie. "Twój mózg daje się oszukać"
Gościem 15. American Film Festiwal we Wrocławiu był Alexandre O. Philippe, który zaprezentował swój najnowszy dokument, nagrodzone w Wenecji "Reakcje łańcuchowe". Skupił się na nim na percepcji i wspomnieniach o "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną" Tobe'ego Hoopera. W rozmowie z Interią podzielił się swoją historię z arcydziełem horroru. Wskazał, dlaczego wciąż pozostaje ono jednym z najbardziej przerażających filmów w dziejach. Zdradził także, nad czym pracuje obecnie.
"Teksańska masakra piłą mechaniczną" to amerykański horror niezależny z 1974 roku. Kosztujący około 100 tysięcy dolarów obraz opowiadał o piątce nastolatków, która przemierzając teksańskie bezdroża, trafia na pozornie opuszczony dom. Na życie przybyszów czyha rodzina kanibali, w tym Leatherface — olbrzym w przerażającej masce, uzbrojony w piłę mechaniczną.
Alexandre O. Philippe jest nagradzanym twórcą filmów dokumentalnych, skupionych na przełomowych obrazach w historii kina. Zrealizował między innymi "Doc of the Dead" o zombie horrorze, "78/52" o scenie zabójstwa pod prysznicem w "Psychozie", "Wspomnienia: Genezę 'Obcego'" i "Na wiarę. 'Egzorcystę' Williama Friedkina".
W "Reakcjach łańcuchowych" Philippe pyta pięć osób, jakie są ich wspomnienia dotyczące filmu oraz co dla nich znaczył. Swoimi przemyśleniami dzielą się komik Patton Oswalt, reżyser Takashi Miike, krytyczka Alexandra Heller-Nicholas, pisarz Stephen King i reżyserka Karyn Kusama.
Jakub Izdebski, Interia.pl: W twoim filmie Patton Oswalt zwraca uwagę na tytuł filmu. "Teksańska masakra piłą mechaniczną". Słyszysz go i wiesz już wszystko.
Alexandre O. Philippe: Co zabawne, rozważano inne tytuły. Pierwszym roboczym był "Head Cheese" (Ser z głowy), potem zmienili go na "Leatherface". W końcu zostali przy "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną". Zaczynasz się zastanawiać, czy gdyby zostali przy "Head Cheese", film byłby tak popularny. Pewnie nie. Oczywiście wciąż byłby genialny. Niemniej w tym tytule jest coś sugestywnego, ale też przerażającego. Pewnie dlatego też czekałem tak długo, zanim go zobaczyłem. Miałem wtedy dwadzieścia kilka lat. Wcześniej nie mogłem się zmusić. Temu filmowi towarzyszyła specyficzna aura. Coś przerażająco prawdziwego.
Pamiętasz może, co wiedziałeś o "Teksańskiej masakrze...", zanim zobaczyłeś ją po raz pierwszy?
Moje doświadczenie było chyba podobne do Pattona. W Szwajcarii, w której się wychowywałem, nie było magazynu "Fangoria". Jednak pamiętam zdjęcia z filmu. Nie przypomnę sobie, w którym magazynie. Biło z nich wyrazistym klimatem. Nie było wrażenia, że to tylko film. Czułeś, że zapraszają cię do miejsca, w którym znajdziesz jedynie strach. To części siły "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną". Jej aury.
Tworzyli ją także widzowie. Chwilę po premierze krążyły legendy o obecnej w filmie brutalności. Jest ona obecna, ale poza kadrem.
Można w tym znaleźć podobieństwa z "Psychozą" Hitchcocka. Widzom wydaje się, że w scenie pod prysznicem widzieli nóż wbijany w ciało, że jest tam sporo krwi. A widzą trochę syropu czekoladowego. Hooper zastosował podobny trik. Przez montaż i realizację masz wrażenie, że widzisz o wiele więcej brutalności, niż jest jej naprawdę. A nie ma jej aż tak wiele. Na ekranie jest trochę krwi na ścianie w kuchni Leatherface'a, tak nazwijmy to pomieszczenie. Scena, w której zabija Franklina, w środku nocy... Widać w niej trochę tryskającej krwi. I to tyle.
We wspomnianej scenie widać też, że nie Leatherface nie może go naprawdę ranić piłą. Stoi za daleko.
Właśnie. Bezpośrednio nie widzisz dosadnej przemocy. Nawet scena z hakiem to trik montażowy. Tylko to jest tak zręcznie zrobione, że twój mózg daje się oszukać. I czujesz się, jakby pokazali ci to wszystko wprost.
W tym roku "Teksańska masakra..." skończyła 50 lat. A i tak wciąż straszy. Nie przez brutalność, a niepowtarzalną, duszną atmosferę i ciągłe poczucie zagrożenia.
Dla mnie najstraszniejszą sceną jest pogoń Leatherface'a za Sally w nocy. Słyszysz tylko krzyki i włączoną piłę, gdy przecina gałęzie, by utorować sobie drogę przez las. To absolutnie przerażające.
Goni Sally przez pięć, dziesięć minut i w ogóle się nie męczy. A ona nie ma nawet chwili, by złapać oddech.
Rola Marilyn Burns, która zagrała Sally, od momentu na stacji benzynowej... Patrzy na opiekane mięso i w jednej chwili rozumie, co się dzieje. Od tego momentu do samego końca jej występ to właściwie tylko krzyk. Gdy tylko nie jest zakneblowana lub nieprzytomna. Krzyczy i krzyczy, i krzyczy. Dla mnie to jeden z najlepszych występów w historii kina. Jasne, że nie było wtedy szans na nominację do Oscara. Niemniej powinna ją otrzymać. Intensywność tej roli, wysiłek, który w nią włożyła... To wszystko jest niezwykłe.
Podobnie z reżyserią. W twoim filmie jest fragment poświęcony ujęciu, w którym Teri McMinn schodzi z huśtawki i powoli idzie do domu Leatherface'a.
Skupiamy się wtedy na jej gołych plecach. To w pewnym sensie zapowiedź nadchodzącej sceny z hakiem, co jest bardzo mocne, ale jednocześnie bardzo piękne. Artyzm "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" jest wyjątkowy.
Wróćmy do twojego doświadczenia. Zdradziłeś, kiedy widziałeś film Hoopera. A pamiętasz, jak go doświadczyłeś? Kino, kaseta VHS?
Byłem w New Haven w stanie Connecticut. Był piękny, jasny dzień. Ani jednej chmury na niebie. Środek dnia, więc atmosfera była bardzo bezpieczna. Obejrzałem "Teksańską masakrę" na małym telewizorze na kasecie VHS. Moment, gdy kamera zbliża się coraz bardziej do oka Sally... Musiałem zatrzymać film. Nie mogłem tego wytrzymać. Musiałem wyjść na zewnątrz, przejść się i złapać oddech. Zresetować się. Oglądam horrory od dziecka. Jest to jedyny film w całym moim życiu, który musiałem przerwać. Nie mogłem znieść tego, co działo się na ekranie.
Natomiast ważne jest nie tylko "kiedy" zobaczyłeś ten film, ale też "jak". W twoim filmie Alexandra Heller-Nicholas wspomina, że widziała "Teksańską masakrę" na starym VHS-ie - z przeskokami taśmy i pożółkłymi, rozmytymi kolorami. Gdy zobaczyła go po latach w odrestaurowanej wersji HD, była w szoku. Dla niej to był zupełnie inny film.
Absolutnie. "Reakcje łańcuchowe" to także poszukiwania, jak sposób, w który oglądasz film, jego format oraz jakość kopii wpływają na percepcję dzieła i zmienia całe to doświadczenie.
Zwykle w swoich filmach opowiadałeś o realizacji nawet nie dzieła, a jednej sceny. Tym razem skupiłeś się na doświadczeniach pięciu wybranych osób. Gdy wybrałeś "Teksańską masakrę..." na temat filmu, kiedy zdecydowałeś się na formę wywiadów?
Bardzo szybko. Gdy właściciele praw poprosili mnie o realizację filmu, od razu miałem taką wizję w swojej głowie. Na początku chciałem ukazać "Teksańską masakrę..." przez jej piękno i poetyckość, a jedna rzecz szybko poprowadziła do następnej. Dostaliśmy całkowity wgląd do ich archiwów i materiałów zza kulis, zrealizowanych na zabrudzonej taśmie 35 mm, na 16 mm, nawet australijskiej pirackiej kopii wideo. Wtedy czułem potrzebę, by nakręcić coś o tym, jak odbieramy i przeżywamy film Hoopera.
Wedle jakiego klucza dobierałeś swoich rozmówców?
To był bardzo naturalny proces. Z racji przyjętej formuły mogłem rozmawiać tylko z jedną osobą na raz. No i mogłem przepytać ograniczoną liczbę osób. Wybrałem Pattona Oswalta, ponieważ napisał niesamowity artykuł dla "New Yorkera": "The Poetry of 'The Chain Saw Texas Massacre'". Poszedłem na kolację z Karyn Kusamą i zdradziłem, nad czym teraz pracuję. Powiedziała mi wprost, że musi w tym wystąpić. Zaznaczyła, że bardzo jej na tym zależy. Na szczęście zawsze jest fantastyczna, więc byłem spokojny o to, jak wypadnie. Miałem szczęście ze Stephenem Kingiem. Rzadko udziela wywiadów dla dokumentów. Dotychczas był w jednym, najwyżej w dwóch. Na szczęście jest ogromnym fanem filmu. Oczywiście były też inne osoby, które poprosiłem o udział. Czasem nie wyszło, czasem ktoś odmówił, czasem ktoś chciał, a nie mógł. Zawsze należy patrzeć na obsadę jak na całość. Zależało mi na różnorodności. To tylko pięć osób. A my wyszliśmy poza Stany Zjednoczone. Polecieliśmy do Japonii, byliśmy w Australii. Te wszystkie aspekty były dla mnie bardzo ważne.
"Teksańska masakra piłą mechaniczną" to wyjątkowy film, a Tobe Hooper był bardzo świadomy tego faktu. Dlatego w sequelu z 1986 roku poszedł w zupełnie innym kierunku. Nakręcił wtedy obraz groteskowy, przesiąknięty czarnym humorem.
Taaak, to nie jest mój ulubiony film. Doceniam fakt, że robiąc sequel, Hooper chciał zrobić coś innego. Według mnie pokazuje to ogromny szacunek dla jego pierwszego filmu. Zdawał sobie sprawę, że tego nie przebije. Więc poszedł w totalnie innym kierunku. Dla mnie to nie jest jednak... Uwierz mi, lubię dobry gorefest, ale dla mnie "Teksańska masakra piłą mechaniczną 2" nie jest tak efektowna, jak "Martwica mózgu" Petera Jacksona. Nie jest tak spuszczona ze smyczy, jak chciałaby być. Nawet końcowy pojedynek na piły mechaniczne między Leatherface'em i Dennisem Hopperem nie jest tak zabawny, jak powinien. Wiem, że niektórzy kochają ten film. Ja byłem nieco rozczarowany.
A kolejne sequele, rebooty?
Nie oglądałem ich. Nie zależało mi, żeby zobaczyć wszystko z tej franczyzy. Mam tak w ogóle ze wszystkimi seriami. Nie muszę koniecznie wszystkiego odhaczyć. Tym bardziej, gdy oryginał ma wciąż moc i jest bardzo dobry bez tych wszystkich dodatków. Dopóki ktoś mi nie powie, że powinienem coś nadrobić, nie mam za dużej chęci, by to robić. Tym bardziej że podobno to nie są najlepsze filmy.
Pracujesz już nad kolejnymi dokumentami? Mógłbyś zdradzić, na jakich produkcjach lub aktorach skupisz się tym razem?
Kręcę film o Kim Novak. To będzie jej portret. Ma teraz 91 lat i jest absolutnie fantastyczną kobietą. I niezwykłą duszą. Ten film jest już w postprodukcji. Równolegle robiłem dokument o "Zawrocie głowy" Alfreda Hitchcocka. A właściciele praw do "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" poprosili mnie, bym zrealizował kolejny dokument tym filmie, bo byli tak bardzo zadowoleni z "Reakcji łańcuchowych". Spojrzę na nią z zupełnie innego punktu widzenia. To będzie geneza filmu Hoopera, skupię się na miejskich legendach i wydarzeniach, które go zainspirowały. Zdjęcia ruszają w następnym miesiącu.
Więc masz już swoją własną serię o "Teksańskiej masakrze".
Na to wygląda. (śmiech) Jak tylko skończę ten film, zaraz zaproponuję im kolejny i zamknę to w trylogii.