Jego życie to gotowy materiał na film. Ustanowił rekord, którego nikt nie pobije
O takich ludziach mówi się, że ich życie to gotowy materiał na film. I taki film właśnie powstał. "Don’t F**k with Liroy", pełnometrażowy dokument o Piotrze Liroyu-Marcu, którego reżyserką jest Małgorzata Kowalczyk, wejdzie do polskich kin już niebawem.
Jeden z pierwszych raperów w Polsce. Ustanowił rekord, którego najprawdopodobniej już nikt nigdy w krajowym rapie nie pobije: jego debiutancka płyta "Albóóm" (rok 1995) rozeszła się w ponad półmilionowym nakładzie -a przecież mówimy tu o nośnikach legalnych; pozostałych sprzedano wówczas kilka razy więcej. Polityk, aktywista i jedna z najbardziej wyrazistych postaci krajowej popkultury ostatnich dekad. A zarazem człowiek, dla którego muzyka była w dzieciństwie ucieczką od trudnej sytuacji w domu.
Skąd pomysł na film? Z życia. Kowalczyk czuła, że Liroy jest bohaterem idealnym, bo jego kariera obfitowała w zakręty i wyboje. Kiedy był na szczycie, mierzył się - jako pierwszy w polskim rapie - z potężną falą nienawiści. Zarzucano mu bycie twórcą komercyjnym, co w rapie lat 90. uchodziło za zbrodnię. Jego późniejsza działalność polityczna budziła kontrowersje. I to było dla reżyserki szczególnie interesujące. "Jemu należy się szacunek choćby za dwie rzeczy - za bycie prekursorem rapu w tym kraju i za to, że swoimi działaniami jako poseł wprowadził medyczną marihuanę do polskich aptek. W Stanach byłby dzisiaj doceniany przez wszystkich. A u nas - nie" - tłumaczy Małgorzata Kowalczyk.
"Don’t F**k with Liroy" jest dokumentalną opowieścią o najważniejszych epizodach z życia Liroya. Począwszy od trudnego dzieciństwa na kieleckim osiedlu, przez zarobkowy wyjazd do Francji, po czasy eksplozji polskiego rapu, którego Liroy był pionierem. Jeszcze na początku lat 90. mieszkał w tanim hostelu z obcymi sobie ludźmi, by w połowie tamtej dekady sprzedawać setki tysięcy płyt i kaset. A później kolejne wydawnictwa, koncerty, współpraca z gwiazdami polskimi i zagranicznymi (Lionel Richie, Ice-T) i stopniowe przenikanie się Liroya-muzyka z Liroyem-biznesmenem, aktywistą i politykiem.
Liroy zawsze chciał zmieniać świat. Najpierw za pomocą mikrofonu, później - sejmowej mównicy. Ale to nie bujający w obłokach marzyciel, a mocno stąpający po ziemi człowiek, mąż, ojciec. Głośno deklarujący, że rodzina jest dla niego priorytetem absolutnym. Wiedział, że chce być odwrotnością własnego ojca. I wątki rodzinne również się w "Don’t F**k with Liroy" pojawiają, bo... Nie zdradzimy - kilka scen może być nawet dla jego wieloletnich słuchaczy zaskoczeniem. Liroya w takim wydaniu jeszcze nie widzieliście.
Jest głównym i jedynym bohaterem dokumentu Małgorzaty Kowalczyk. Taki był zamysł od samego początku - nie chodziło o kulturowy fenomen Liroya widziany oczami innych ludzi, a szczerą spowiedź faceta, który dopiero teraz, jako 54-latek, poczuł, że nadszedł dobry moment, żeby opowiedzieć widzom szczerą historię swojego życia. Życia, które niejednokrotnie dało mu popalić, ale on zawsze otrzepywał się i wracał mocniejszy. Dla wielu Piotr Liroy-Marzec może być inspiracją; człowiek od zawsze przywiązany do konkretnych zasad, ale i nie zamykający się w szufladkach. Ciekawy nowości i pamiętający o korzeniach. Inspirujący młode pokolenie raperów, aktywny studyjnie i koncertowo; W 2025 Liroy wyda nowy album, a od 28 marca ruszy w ogólnopolską trasę.
Oraz dokument "Don’t F**k with Liroy", który, poza historią jego głównego bohatera, jest też piękną, nostalgiczną podróżą do lat 90. i 00. Będą i fragmenty telewizyjnych programów z tamtych czasów, i zapisy z koncertów - a trzeba pamiętać, że Liroy gromadził wówczas pod sceną tysiące osób - i ujęcia z klasycznych teledysków, których mogliście nie widzieć od lat. To wszystko składa się na fascynującą mozaikę życia i twórczości Piotra Liroya-Marca. Człowieka, który zrobił w życiu tyle rzeczy, że potrzeba było to wszystko uporządkować i opowiedzieć od nowa.
Aha, jeszcze jedno - skąd ta anglojęzyczna nazwa? Spokojnie, tego też dowiecie się z filmu. "Don’t F**k with Liroy" w kinach od 21 marca.