Czas odświeżyć! O "Nagiej broni" musimy zapomnieć i to jak najszybciej
W kolejnym artykule z cyklu "Czas odświeżyć! Młodzi oceniają kultowe filmy" przyjrzymy się bliżej popularnej komedii "Naga broń". Czy film, w którym widzowie pokochali Priscillę Presley i Lesliego Nielsena, wciąż bawi tak samo?
"Naga broń: Z akt Wydziału Specjalnego" zadebiutowała w kinach w 1988 roku, otwierając cykl, który na stałe wpisał się w historię komedii filmowej. Produkcja była kontynuacją krótkiego, ale kultowego serialu "Police Squad!" z 1982 roku i od samego początku celowała w parodiowanie popularnych w tamtych czasach filmów i seriali policyjnych. Gatunek ten przeżywał wówczas prawdziwy rozkwit.
Lata 80. to również okres, w którym komedie oparte na absurdzie i slapsticku cieszyły się niesłabnącą popularnością. Produkcje takie jak "Akademia policyjna" czy "Czy leci z nami pilot?" dostarczały widzom rozrywki, która pozwalała na chwilę wytchnienia od poważniejszych treści. "Naga broń", stworzona przez trio Jerry Zucker, David Zucker i Jim Abrahams (znanych jako ZAZ), wpisała się w ten trend, oferując humor oparty na gagach, niedorzecznych dialogach i komicznym wyolbrzymieniu codziennych sytuacji.
W przypadku "Nagiej broni" parodia nie ograniczała się do samego gatunku kryminalnego - produkcja obficie korzystała z odniesień do współczesnej popkultury, polityki i mediów, co nadawało jej dodatkowy kontekst. Leslie Nielsen w roli porucznika Franka Drebina, choć wcześniej kojarzony z poważniejszymi rolami, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli tego specyficznego podejścia do humoru.
Dziś, ponad trzy dekady po premierze, spróbuję odpowiedzieć na pytanie: czy "Naga broń" przetrwała próbę czasu? Czy specyficzny styl humoru z końca lat 80. nadal potrafi bawić współczesnego widza?
Nie ma co owijać w bawełnę - "Naga broń" współcześnie nie daje rady. Oglądając pierwszy film z serii dziś, trudno oprzeć się wrażeniu, że większość dowcipów po prostu nie działa. Wiele z nich kiedyś mogło uchodzić za odważne i zaskakujące, teraz wydają się nie tylko nieśmieszne, ale wręcz niesmaczne. Film balansuje na granicy, która w naszych czasach dawno przestała być akceptowalna - żarty z kobiet, aluzje erotyczne czy stereotypowe przedstawianie postaci zdecydowanie nie przeszłyby dziś bez echa. Niektóre z nich są tak żenujące, że naprawdę wstyd je nawet przytaczać.
Żart goni żart, chociaż niewiele z nich rzeczywiście bawi. W efekcie film, zamiast wciągać lekkim, absurdalnym klimatem, staje się nużący - trudno nie spoglądać na zegarek, czekając na koniec. Fabuła, która miała być jedynie pretekstem do żartów, rozpada się na chaos bezsensownych epizodów. Całość wydaje się przestarzała nie tylko pod względem humoru, ale także narracji - widz zostaje zalany serią luźnych skeczy, które w dużej mierze nie mają punktu zaczepienia. Ostatecznie "Naga broń" zamiast być nostalgiczną podróżą do czasów lekkiego humoru, pozostawia uczucie rozczarowania i konsternacji.
Na tle problematycznego scenariusza aktorzy wypadają przyzwoicie. Leslie Nielsen w roli Franka Drebina konsekwentnie gra postać fajtłapowatego policjanta, choć jego humor, oparty na kamiennej mimice, szybko się wyczerpuje. Priscilla Presley wygląda olśniewająco i wnosi nieco klasy do filmu, ale jej postać jest tak powierzchowna, że trudno o jakąkolwiek więź emocjonalną z widzem. Relacja między bohaterami, która miała być jednym z filarów fabuły, pozostaje pusta i pozbawiona iskry.
Jeśli ktoś wychowywał się na takich komediach jak "Naga broń" czy "Akademia policyjna" i uważa je za wciąż aktualnie śmieszne - nic mi do tego. Moja opinia jest jednak jednoznaczna - "Naga broń" musi zostać zapomniana. Żarty przedstawione w komedii są nie tylko niesmaczne, ale również krzywdzące i nieśmieszne. W 2013 roku powstał pomysł, by zrobić remake serii i dobrze, że nic z tego nie wyszło. Naprawdę lepiej jest zaoszczędzić czas na zapoznaniu się z tym seansem i od razu skierować swoje zainteresowanie w stronę współczesnych pastiszy o agentach. "Kingsman" nie tylko bawi, ma genialny scenariusz i aktualne gagi, ale też może pochwalić się Colinem Firthem w obsadzie. Czego chcieć więcej?
Cykl "Czas odświeżyć! Młodzi oceniają kultowe filmy" to nasza podróż w czasie, podczas której młodzi dziennikarze sięgają po głośne tytuły pozostawiające trwały ślad w popkulturze. Sprawdzamy, jak hity minionych lat odbierane są w dzisiejszych czasach — co wciąż fascynuje, a co się zestarzało? Śledźcie kolejne teksty i odkrywajcie razem z nami, czy kultowe filmy z przeszłości przetrwały próbę czasu.
Zobacz też: Scarlett Johansson kończy 40 lat. Oto najlepsze role aktorki