"Święty": Na zaciągniętym ręcznym hamulcu [recenzja]

Kadr z filmu "Święty" /fot. Rafał Pijański /materiały prasowe

Cieszy, że polscy filmowcy sięgają w gatunkowym kinie po prawdziwe sprawy kryminalne z czasów PRL i filtrują je przez wrażliwość dzisiejszego widza. "Święty" Sebastiana Buttnego wpisuje się w modę na retro kryminał w duchu "Hiacynta" czy pierwszego sezonu "Rojst". Szkoda, że nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału.

"Święty": Głośna kryminalna sprawa z 1986 roku

"Święty" jest luźno oparty na prawdziwych wydarzeniach z 1986 roku, gdy doszło do kradzieży wykutej w srebrze figury Świętego Wojciecha z barokowego relikwiarza z XVII wieku autorstwa Petera von der Renena. Gnieźnieńska sprawa wydarzyła się 1,5 roku po zabójstwie przez SB ks. Jerzego Popiełuszki, co nadało jej wyjątkowego wymiaru. Nie tylko hierarchom Kościoła, ale również upadającej komunistycznej władzy zależało na odnalezieniu relikwiarza.

W 1986 roku system gnił i partia musiała poprawić swój wizerunek za granicą. Do Gniezna zostali wysłani najlepsi kryminalni z całego ówczesnego województwa poznańskiego. Sprawców szybko ujęto i skazano na wieloletnie więzienie. Film Buttnego wychodzi poza samo śledztwo, które ostatecznie nie odkryło specjalnie szokujących faktów. Złodzieje byli amatorami i zostawili po sobie wiele śladów, zakopując nawet uszkodzony korpus figury blisko katedry. Ekranizowanie samego śledztwa byłoby więc nudne.

Reklama

W "Świętym" mamy więc wątki o uwikłaniu w tajną współpracę z SB, grę teczkami i mentalnymi (oraz etycznymi) różnicami między milicjantami od spraw kryminalnych i SB z Departamentu IV, który zajmował się prześladowaniem Kościoła katolickiego. Czy jest to udana mieszanka? Buttny ma ambicje, by "Święty" był kryminałem podszytym tajemnicą wykraczającą poza zwykłe śledztwo. Od samej zagadki, kto ukradł, ciekawsze ma być pytanie, po co.

"Święty": Zapowiedź intrygującej zagadki

Mateusz Kościukiewicz wciela się w zaczynającego karierę porucznika milicji Andrzeja Barana, któremu niespodziewanie przydzielono głośną medialnie sprawę. Baran jest "milicjantem o dobrym sercu", ale też chce piąć się coraz wyżej w służbach, będących "po złej stronie historii". Już w otwarciu filmu widzimy, jak przestrzega cinkciarzy, że są obserwowani przez esbeków, a z drugiej strony - w okresie po mordzie na ks. Popiełuszce - przyjaźni się z cynicznym esbekiem z IV Departamentu (Dobromir Dymecki). Żona Andrzeja, Jola (Lena Góra) jest zaś historykiem sztuki. Ma otwartą drogę na zagraniczne wyjazdy, z czego mocno korzysta. Baranowie mają dostęp do zagranicznych produktów i szczycą się jeżdżeniem po smętnych i szarych PRL-owskich ulicach amerykańskim Fordem. Każdy, kto żył w PRL wie, co oznaczał neon Pewexu.

Tajemnica - oto co ma w założeniu przepełniać akcje "Świętego". Buttny obudowuje wątek kradzieży wokół tajemnicy wyrytej na Drzwiach Gnieźnieńskich, gdzie w XII wieku zapisano w brązie historię Św. Wojciecha, któremu obcięto głowę wiosną 997. Wiemy dobrze, czyim numerem było 997. Poszukiwana przez Barana rzeźba również ma odrąbaną głowę.

Jak dodamy do tego, że historykiem sztuki jest Jola Baran, która profesjonalnym okiem naprowadza (a może zwodzi?) męża, natomiast księdza obserwującego działania milicji gra jak zawsze tajemniczy Leszek Lichota, to dostajemy zapowiedź intrygującej zagadki. Problem w tym, że te wszystkie elementy są od pewnego momentu zduszone i Buttny nie daje im się rozwinąć. To zaskakujące, bo reżyser i scenarzysta sypie przed nami okruchy kryminału z tajemną wiedzą ukrytą na wrotach katedry, kryjącym tajemnicę duchownym i totalitarną władzą u sterów po to, by ostatecznie powiedzieć, że to jednak wszystko nie jest wcale tak tajemnicze.

"Święty": Na zaciągniętym ręcznym hamulcu

Można mieć nawet wrażenie, jakby twórcy bali się pójść w stronę prawideł klasycznego kina gatunkowego, co widzieliśmy choćby w "Hiacyncie" Piotra Domalewskiego. Marcin Ciastoń nie miał oporów, by napisać sceny mordobicia, pościgów samochodowych, natomiast w finale umieścił nawet przerysowane czarne charaktery typowe dla tego gatunku filmowego. Buttnemu tak bardzo zależy, by oddać realia, że hamuje się przed rozwinięciem skrzydeł w stronę widowiska sensacyjnego.

Szkoda, bo wizualne realia schyłkowego PRL-u są pokazane ciekawie. Kostiumy, charakteryzacja, przedmioty epoki, auta i nastrojowe zdjęcia Łukasza Gutta oddają klimat epoki. Kościukiewicz ze swoim swojskim wąsem a la inżynier Karwowski, zmysłowa i "taka amerykańska" Lena Góra oraz tajemniczość duchownych pasujących do Dana Browna dawało pole do wariacji. "Święty" jest jednak opowiedziany na zaciągniętym ręcznym hamulcu, co powoduje, że "metafizyczna tajemnica" zostaje w połowie urwana, postać kuszenia demonicznego esbeka znika, zanim na dobre się rozwija, a wątek małżeńskich problemów Baranów jest banalnie rozmyty.

Niemniej jednak seans "Świętego" jest przyjemny. Szczególnie dla widzów pamiętających realia PRL-u, program 997 i porucznika Borewicza. Nie spodziewajcie się jednak czegokolwiek więcej niż solidnego i zachowawczego kryminału, osadzonego w słusznie minionej epoce. Brakuje tutaj choćby ukąszenia peerelowskiej "Kobry".

6/10

"Święty", reż. Sebastian Buttny, Polska 2023, dystrybutor: TVP, premiera kinowa: 24 marca 2023 roku. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Święty (2023)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy