Reklama

"Czarny Mercedes": Zbrodnia to niesłychana [recenzja]

Wadliwy scenariusz, seksistowski portret głównej bohaterki, powielanie homofobicznych stereotypów - najnowsze dzieło legendy polskiego kina Janusza Majewskiego to jedno z największych rozczarowań roku.

Wadliwy scenariusz, seksistowski portret głównej bohaterki, powielanie homofobicznych stereotypów - najnowsze dzieło legendy polskiego kina Janusza Majewskiego to jedno z największych rozczarowań roku.
Maria Dębska w filmie "Czarny Mercedes" /Olaf Tryzna/WFDiF /materiały dystrybutora

Trwa II wojna światowa. W okupowanej Warszawie dochodzi do przerażającej zbrodni - zamordowano Krystynę (Maria Dębska), młodą żonę poważanego adwokata Karola Holzera (Artur Żmijewski). Śledztwo prowadzi nadkomisarz Rafał Król (Andrzej Zieliński). Szybko okazuje się, że z małżeństwem Holzerów jest związana niejedna tajemnica.

Nie wszystkie aspekty filmu Majewskiego rażą. Nie można nic zarzucić kostiumom oraz scenografii. Niestety, zalety produkcji nikną w obliczu jej wad. Największą z nich jest scenariusz. "Czarny Mercedes" jest teoretycznie filmem kryminalnym. W rzeczywistości nie wiadomo jednak, kto jest bohaterem historii i jaki jest jej główny wątek.

Reklama

Zacznijmy od postaci, których jest za dużo, a większość z nich nie ma absolutnie nic do roboty. Majewski co chwilę wprowadza kolejnych bohaterów, ale ani jednego z nich nie potrafi odpowiednio rozwinąć. Grany przez Zielińskiego Król niby prowadzi jakieś śledztwo, rozmawia z potencjalnymi podejrzanymi, ale w żaden sposób nie wykorzystuje zdobytej wiedzy. Nagle do postępowania dołącza współpracujący z niemiecką policją Kluge (Bogusław Linda). Też nic nie wnosi do sprawy. Ostatecznie obaj okazują się zbędni w rozwikłaniu zagadki.

Imitacja śledztwa Króla przeplatana jest z historią Krystyny i Karola. Majewski traktuje swoją bohaterkę wybitnie niekonsekwentnie, przez co w każdej scenie zdaje się ona być zupełnie inną postacią. Natomiast jej wyjawiona w trzecim akcie tajemnica jest wzięta z księżyca. Nie można przemilczeć faktu, że twórca "Zaklętych rewirów" traktuje Krystynę w sposób skrajnie obrzydliwy, wymuszając niepotrzebną nagość lub kolejne sceny o mizoginicznym charakterze.

A to zaledwie dwie z wielu postaci, które w ogóle ze sobą nie grają. Majewski mnoży zmierzające donikąd wątki (nielegalne praktyki Karola), proponuje więcej seksizmu w osobie hrabiego erotomana (Andrzej Seweryn jako kolejny zbędny bohater) oraz na dokładkę trochę homofobicznych stereotypów, których ucieleśnieniem jest niemiecki oficer Max von Fleckenstein (Aleksandar Milićević).

"Czarny Mercedes" nie wie także, jakim chce być filmem. Komedią ze zbrodnią w tle, która będzie bawić kolejnymi przesadnie przerysowanymi charakterami (wspomniany już Seweryn lub Przemysław Bluszcz jako niegrzeszący inteligencją odźwierny)? Poważnym kryminałem, przerażającym brutalnością niektórych zbrodni? Dramatem uczennicy, która z powodu wyznania musi ukrywać się u dawnego nauczyciela? Filmem o niejednej zakazanej miłości? Wszystkie wymienione wcześniej historie znajdują się w produkcji Majewskiego - i absolutnie nie tworzą spójnej całości.

"Czarny Mercedes" nie sprawdza się jako opowieść o rozwikłaniu zagadki zbrodni. Wszelkie zwroty akcji wynikają jedynie z widzimisię scenarzysty. Nigdy nie doprowadza do nich działanie postaci (ponownie - często zbędnych, boleśnie stereotypowych lub pisanych niekonsekwentnie). W rezultacie powstała opowieść bez najmniejszego sensu, niemająca szans na wciągniecie widza w świat przedstawiony. Dodajmy do tego wątki o obraźliwym wydźwięku i mamy dzieło, które nie tylko nie powinno znaleźć się w konkursie głównym festiwalu w Gdyni, ale też w ogóle powstać.

2/10

"Czarny Mercedes", reż. Janusz Majewski, Polska 2019, dystrybucja: Kino Świat, premiera kinowa: 4 października 2019 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Czarny Mercedes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy