Reklama

"Anatomia zła" [recenzja]: To ja, kiler

Jacek Bromski ("Zabij mnie, glino", "Uwikłanie") po raz kolejny próbuje swoich sił w kinie sensacyjnym. Mimo gwiazd w obsadzie, z opłakanym skutkiem.

Jacek Bromski ("Zabij mnie, glino", "Uwikłanie") po raz kolejny próbuje swoich sił w kinie sensacyjnym. Mimo gwiazd w obsadzie, z opłakanym skutkiem.
Krzysztof Stroiński w scenie z "Anatomii zła" /M. Makowski /materiały dystrybutora

- "To film zrodzony z chęci zareagowania na to, co się dookoła dzieje" - mówił o powodach realizacji "Anatomii zła" Jacek Bromski. - "Zło rozpanoszyło się, a dobro stało się czymś godnym pogardy i wyśmiewania. Powinniśmy zaprotestować". Intencje szczytne. Nie zaprzeczam. Ale nie bardzo rozumiem, co ma wspólnego realizacja średniej jakości filmu sensacyjnego z moralistycznymi wywodami na temat roli dobra i zła we współczesnym świecie. To tak jakby Gaspar Noe po nakręceniu "Love" przekonywał, że zależało mu przede wszystkim na ostrzeżeniu małolatów przed niebezpieczeństwami, z jakimi wiąże się uprawianie seksu.

Reklama

Powracając jednak do metodologii Bromskiego, tym złym i do złego namawiającym jest w jego filmie płatny zabójca o pseudonimie "Lulek" (Krzysztof Stroiński), właśnie zwolniony warunkowo z więzienia. Mężczyzna dostaje propozycję nie do odrzucenia od prokuratora (Piotr Głowacki), który doprowadził do jego aresztowania. "Lulek" ma zabić komendanta Centralnego Biura Śledczego - "grubego psa", jak tu o nim mówią. Sęk w tym, że zabójca wyszedł z wprawy, przez lata za kratkami pogorszył się jego stan zdrowia.

Angażuje więc do pomocy Staszka (Marcin Kowalczyk), wydalonego z armii snajpera, z którego uczyniono kozła ofiarnego nieudanej misji. Oczywiście nie ujawnia mu szczegółów "kontraktu", umiejętnie zwodzi, obiecując za wykonanie misji m.in. możliwość powrotu do wojska. Staszek, choć wyjątkowo mało rozgarnięty, w końcu nabiera jednak podejrzeń, co do prawdziwych zamiarów "Lulka". Czy zrealizuje zadanie, które ma mu zapewnić nowe życie?

Bromski przekonuje, że fabuła jego filmu, choć oryginalna, odwołuje się do wydarzeń, które miały miejsce w rzeczywistości. Przypomina o tym zresztą informacja, jaka pojawia się wraz z napisami początkowymi. Reżyser ma na myśli w szczególności zabójstwo generała Marka Papały, a także incydent z polskimi żołnierzami w afgańskim Nangar Khel. Oczywiście daje się ten stan rzeczy odczuć, oglądając "Anatomię zła", sęk w tym, że większą uwagę przykuwa pełna nieścisłości i fabularnych mielizn fabuła produkcji.

Bromski, również scenarzysta "Anatomii zła", zupełnie nie bierze pod uwagę jakiegokolwiek prawdopodobieństwa zaprezentowanych zdarzeń, traktując swoje postaci niczym marionetki, kierowane poczynaniami demiurga, którym jest nie kto inny, lecz on sam. Już jego poprzedni nieudany film - "Uwikłanie", adaptacja bestsellerowej powieści Zygmunta Miłoszewskiego, miał w mniemaniu twórcy nieść jakąś głębszą prawdę o świecie pod kryminalno-sensacyjnym płaszczykiem. Reżyser ponownie podąża tą drogą (tego typu "żartów" nawiązujących przede wszystkim do polskiej sceny politycznej jest w "Anatomii zła" więcej) i efekt znów jest mizerny - o czym najlepiej świadczą wybuchy śmiechu w raczej nieprzystających do tego momentach filmu.

3/10

"Anatomia zła", reż.Jacek Bromski, Polska 2015, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 18 września 2015 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Anatomia zła
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy