Bunkier Hitlera, gabinet psychiatry, zniszczona wojną Kolonia, miejska ulica czy niepozorna ławka na wzgórzu. Przenosząc akcję swojego nowego filmu do tak różnych miejsc, Roy Andersson odważnie miesza ze sobą porządki – przeszłość ze współczesnością, jawę ze snem, surrealizm z prozą dnia codziennego.
Przez serię starannie zakomponowanych krótkich epizodów, z których zbudowany jest film, przeprowadza nas łagodny głos Narratorki, inspirowanej postacią Szeherezady z „Księgi tysiąca i jednej nocy”. Tym sposobem poznajemy przechodzącego kryzys wiary księdza, parę kochanków unoszących się nad miastem w rytm nastrojowej muzyki, tańczące na ulicy młode dziewczyny czy mężczyznę drżącego o swoje oszczędności. Na pozór nie łączy ich nic, ale czy aby na pewno?
"To już wrzesień" - kobieta na ławce mówi do siedzącego obok niej mężczyzny w ujęciu otwierającym ostatni film szwedzkiego reżysera Roya Anderssona. Pozornie nic więcej się tu nie wydarza. Bohaterowie zwróceni są plecami do kamery, nie zobaczymy ich twarzy, nie pojawią się też więcej na ekranie. Oboje obserwują przelatujące po niebie ptaki. Trwającą niecałą minutę scenę oglądać możemy tak, jak...
Czytaj więcej