Lisandro Alonso pomimo młodego wieku i niewielkiego jeszcze dorobku (Los muertos to jego drugi film) jest jednym z najbardziej charyzmatycznych filmowców argentyńskich. Nieznany szerokiej publiczności w swoim kraju i na świecie, w środowisku filmowym uważany jest przez wielu za wizjonera. Jego filmy to esencja naturalizmu poetyckiego - stylu wypracowanego przez nowe pokolenie argentyńskich reżyserów, z których wielu (Martel, Caetano, Trapero, Burman) odnosi międzynarodowe sukcesy. Alonso w sposób najbardziej ortodoksyjny, a przez to hermetyczny i czysty, realizuje założenia nowej szkoły.
Od kilku lat na festiwalach pojawiają się filmy argentyńskie, które obok cech indywidualnych związanych z osobą firmującego je twórcy - często reżysera, scenarzysty i montażysty zarazem, mają wiele cech wspólnych pozwalających traktować je jako elementy większego zjawiska w kinie współczesnym. Łączy je fascynacja życiem codziennym zwykłych ludzi wybranych z różnorodnego tłumu pozbawionego poczucia wspólnoty i tożsamości - narodu argentyńskiego. Argentyna jest często utożsamiana z Buenos Aires - portem zbudowanym przez europejskich emigrantów, metropolią, w której mieszka jedna trzecia ludności kraju. Portenos (mieszkańcy Buenos Aires) zawsze uważali się za Europejczyków - Włochów, Francuzów, Żydów, Hiszpanów, tylko nie za Latynosów, którymi tak naprawdę są. Pielęgnowali swoje odrębne tradycje jakby w obawie przed degradującym wpływem nowej ojczyzny, prymitywnej i zbyt wielkiej by ją "ucywilizować". Młodzi filmowcy odrzucają tę mentalność oblężonej twierdzy i próbują ukazać relacje pomiędzy różnymi grupami etnicznymi, a także Argentynę z dala od Buenos Aires. Jeżeli diaspora żydowska z filmów Burmana, "szlachetni Patagończycy" Sorina czy dekadenccy ziemianie z Salty w filmach Martel, to rzeczywistość obca wielu Portenos, to czy poczuwają się oni do jakiejkolwiek wspólnoty ze światem przedstawionym w Los muertos?
Z właściwym sobie radykalizmem Alonso zderza ze sobą w Los Muertos dwie przeciwstawne rzeczywistości. Wprowadza nas w świat Argentino Vargasa - białego prowadzącego w tropikalnym lesie życie człowieka prymitywnego. Choć dawno wyeliminowano w Argentynie jej pierwotnych mieszkańców, ich kultura i sposób życia przetrwały. Cywilizacja ingeruje w ten świat, lecz nieskutecznie. Przedstawiona jest jedynie jako siła negatywna, a jej zasięg ogranicza się do murów, które po wielu latach opuszcza Vargas. Już w pierwszym hipnotyzującym ujęciu filmu poznajemy mroczną tajemnicę, którą bohater bezskutecznie stara się wyprzeć ze swego życia. Ale jak się przekonujemy towarzysząc mu w drodze powrotnej do domu, śmierć i krew (La sangre - Krew to pierwotny tytuł filmu) są nieodłącznym elementem jego życia. Wystarczy kilka dni podróży w głąb swojego naturalnego świata, by Vargas odzyskał w pełni swoją naturalną tożsamość i podjął dawny tryb życia.
Forma filmu Alonso jest tak prosta, że skutecznie ukrywa skomplikowany mechanizm zbudowany do jej stworzenia. Oglądając film nie sposób powiedzieć czy Argentino Vargas to postać prawdziwa, której fragment życia poznajemy, czy też aktor sugestywnie odtwarzający powierzoną mu rolę (ani jedno ani drugie!). Żaden fragment filmu nie sprawia wrażenia zainscenizowanego - Vargas kopuluje, wiosłuje i zabija na prawdę. Ale czy to życie czy scenariusz nim kieruje? Doznanie prawdy przez widza - to ambitny cel, który stawia sobie Alonso. Jego metoda to jeden z najciekawszych sposobów łączenia prawdy i fikcji we współczesnym kinie. Czy można prawdziwe osoby, wydarzenia, plenery, autentyczne emocje, intymne chwile zakłopotania i radości, nawlec na niewidzialną nić wymyślonej przez siebie historii?
Jak przekonywać do swoich racji nie ingerując w świat realny, ale jedynie go aranżując w najmniejszym możliwym stopniu? Ile czasu, pracy i talentu trzeba by z rzeczywistości wydobyć własną prawdę, nie ograniczając przy tym możliwości innych interpretacji? Każdy z filmów Alonso jest efektem kilkuletniej pracy nad misternym w swej prostocie scenariuszem. Bogata symbolika jest zawarta w zwykłych przedmiotach i wydarzeniach wydobywanych z tła przez umiejętnie skomponowane i dynamicznie rozwijające się ujęcia. Alonso jest też mistrzem wpływania na emocje widza za pomocą obrazów, prostych, ale natchnionych. Nie podejmuję się interpretacji uniwersalnych treści Los muertos. Każdy z widzów znajdzie w tym filmie echo swoich fascynacji. Jednym z pierwszych moich skojarzeń (dosyć oczywistym) oglądając Los muertos była "Zbrodnia i kara" Dostojewskiego. Zanim skończyłem oglądać film miałem na liście także rosyjskich naturalistów, konstruktywistów, Sokurowa, Syberię i rozważania o azjatyckiej naturze naszych wschodnich sąsiadów. A gdybym pomyślał najpierw o Rousseau? Alonso jest zdeterminowany budować kolejne coraz prawdziwsze opowieści, które będą uniwersalnie opisywały świat. Jest nie tyle twórcą, co budowniczym, który z istniejących elementów układa wyrafinowane w swej prostocie konstrukcje.
Problematyka filmów argentyńskich jest szczególnie bliska Europejczykom, ponieważ stawiają one pytanie o miejsce Cywilizacji Zachodniej we współczesnym świecie. Na ile można zachować czystość kulturową, kształtować globalną rzeczywistość, samemu pozostając niezmienionym? Kiedyś Europejczycy podbili świat, ale dzisiaj role się odwróciły. Jak długo jeszcze Europa będzie w stanie opierać się "barbarzyńcom", którzy zdobywają właśnie kolejny z jej fortów zamorskich - Buenos Aires. Czy Paryż lub Londyn z milionami Afrykańczyków, Muzułmanów, Azjatów i Latynosów to jeszcze "nasze miasta" czy podobnie jak Portenos powinniśmy rozejrzeć się wokół siebie i zastanowić, kim będziemy za kilka dziesięcioleci? Jak pokazuje Los muertos, walka z naturą na niewiele się zdaje.
Minimalistyczne arcydzieło o recydywiście, który przez dżunglę wraca do swojej rodziny. Vargas kupuje prezenty, odwiedza prostytutkę, szlachtuje kozę,...
Lisandro Alonso (1975, Buenos Aires) - studiował reżyserię w Universidad del Cine w Buenos Aires. W 1995 roku napisał scenariusz i wraz z Catriel Vildosola...