Joe Strummer - legenda punk rocka. Przez jednych nazywany "Chrystusem rocka", przez innych "małym krzykatym dupkiem". Film dokumentalny The Future Is Unwritten w reżyserii Juliena Temple jest poruszającą historią życia tego wielkiego artysty, który stał się ikoną punk rocka. I portretem wspaniałego, nietuzinkowego człowieka, który wciąż żyje w muzyce i pamięci swoich przyjaciół i wielbicieli.
Joe Strummer naprawdę nazywał się John Mellor. Urodził się 25 stycznia 1955 roku w Ankarze w Turcji. Jego ojciec był brytyjskim dyplomatą. Jednak John nie zamierzał pójść w jego ślady. Jako nastolatek uciekał ze szkoły. Włóczył się po Londynie i występował jako uliczny grajek. W 1976 roku dołączył do nowo powstałej punkowej grupy The Clash. Za sprawą Strummera, którego teksty o tematyce społeczno-politycznej miały wielką siłę, kapela szybko przerosła scenę punkową. Strummer wierzył w siłę rocka i powtarzał: rock jest siłą polityczną, był nią zawsze, chociaż nie wszyscy pragną o tym pamiętać. The Clash nagrali kilka płyt do dziś uchodzących za arcydzieła, m.in. "London Calling" z 1979 roku, którą krytycy zgodnym chórem okrzyknęli jedną z najważniejszych płyt w historii rocka. A amerykański magazyn "Rolling Stone" obwołał "London Calling" najważniejszym wydawnictwem muzycznym lat 80. Album wprowadził The Clash do historii muzyki mieszanką punk rocka, reggae i gniewnych, epatujących lewicowymi hasłami tekstów.
The Clash rozpadło się w 1986 roku. Odtąd Strummer chwytał się różnych zajęć. Próbował swoich sił w aktorstwie. Z sukcesem wystąpił w filmach Alexa Coxa: Straiht To Hell (1987) i Walker (1988). Do obu filmów skomponował ścieżki dźwiękowe. Wystąpił także u Jarmuscha w Mistery Train. Współpracował z różnymi zespołami, nagrywał płyty solowe. Przede wszystkim jednak na zawsze już pozostał ikoną punk rocka i jednym z największych buntowników w historii. Zmarł 22 grudnia 2002 roku. Wybierał się właśnie na spacer z psem, gdy w holu jego domu w Somerset dopadł go zawał.
Strummer uwielbiał ogień. Rozpalał ogniska dla przyjaciół. Przeszły do historii jako ogniska Strummerville. Strummer mówił, że są dla niego "ważniejsze nawet niż działalność muzyczna". Piło się wówczas, muzykowało, ale przede wszystkim rozmawiało do rana. Podobno były to zupełnie niesamowite rozmowy. Dlatego Julien Temple w swym dokumentalnym filmie odwołał się do prostego zabiegu. Odtworzył niejako sławne ogniska i w świetle ognia wyciągał od swoich rozmówców, przyjaciół Strummera, wspomnienia o nim. Zadbał o to, by zwierzenia, płynące w toku swobodnej rozmowy przybliżyły postać Strummera jako muzyka, buntownika i świetnego, myślącego faceta. Reżyser uzyskał także dostęp do osobistych archiwów muzyka i z pozostawionych przez niego śladów starał się zrekonstruować jego życie. Udało mu się - łącząc rozmowy z takimi postaciami jak Bono, Martin Scorsese, Jim Jarmusch i zaglądając do spuścizny Strummera, a także pokazując szczególne dla artysty miejsca - przybliżyć widzom tę niepokorną i wspaniałą postać. Buntownika z wyboru, zatroskanego o sprawy świata i unikającego jak ognia politycznej poprawności.