Pierwsza scena "Drogi do szczęścia" ukazuje przedstawienie w niedużym, prowincjonalnym teatrze. Właściwie widzimy tylko ostatnie kilka sekund tuż przed opadnięciem kurtyny. Ale już ta drobna chwila wystarczy, by zorientować się, że był to spektakl, o którym zarówno widzowie, jak i aktorzy chcieliby szybko zapomnieć.
Główną postacią chybionego widowiska jest April Wheeler (Kate Winslett), która właśnie w bardzo bolesny sposób przekonała się, że jej marzenia o scenicznej karierze były tylko mrzonką. To dopiero pierwsze z nieprzyjemnych rozczarowań, z którymi będzie musiała się zmierzyć. Jej mąż - Frank (Leonardo DiCaprio) - nie jest już tajemniczym młodzieńcem, przed którym jeszcze niedawno świat zdawał się stać otworem. Podobnie jak setki i tysiące podobnych mu drobnych urzędników zapełniających niezliczone amerykańskie biura, Frank przez osiem godzin dziennie zajmuje się robieniem dobrej miny do złej gry. Praca, której oddaje się z ledwo skrywanym obrzydzeniem nie zaspokaja jego ambicji i jest - krótko mówiąc - nudna. Przełożeni są przeciętnie wredni a koledzy - ponadprzeciętnie nieciekawi.
Na zewnątrz Wheelerowie sprawiają wrażenie typowego amerykańskiego małżeństwa: mają dzieci, samochód i kredyt. Obojgu jednak coraz bardziej zaczyna doskwierać pustka mieszczańskiej egzystencji. Przecież jeszcze niedawno mieli wielkie plany, marzyli o dalekich podróżach i niezwykłych przygodach. Może jest jeszcze szansa na wyrwanie się z zaklętego kręgu przeciętności? Może wystarczy zrobić ten pierwszy, najtrudniejszy krok, a ich życie zmieni się w kolorowy, fascynujący film?
W swoim najnowszym filmie Sam Mendes powraca do tematyki, którą zajął się z takim powodzeniem w "American Beauty". Ponownie poddaje miażdżącej krytyce amerykański styl życia, z jego przerażającą anonimową fasadowością, skrywającą wewnętrzną pustkę. "Droga do szczęścia" to jednocześnie koncertowy popis gry aktorskiej w wykonaniu duetu DiCaprio - Winslett. W bardzo przekonujący sposób udaje im się oddać nasilającą się frustrację bohaterów, którzy żyją w przekonaniu, że są lepsi niż reszta przeciętniaków z sąsiedztwa. Unikając przez całe życie poważniejszych wyzwań, oboje zdołali zachować w sobie dość naiwne przekonanie o własnej wyjątkowości. Nieusprawiedliwione poczucie wyższości w połączeniu z bolesną świadomością niespełnienia prowadzi jednak do narastania agresji, która musi gdzieś znaleźć ujście?
Zadziwiające, że takim gwiazdom, jak DiCaprio i Winslett, których twarze - nie tylko dzięki "Titanicowi" - stały się ikonami popkultury, udało się tak bezbłędnie zagrać przeciętne małżeństwo. Wielka w tym zasługa autora zdjęć do filmu, Rogera Deakinsa - legendy amerykańskiego kina i m.in. operatora większości filmów braci Coen. Sam Mendes nie należy do reżyserów, którzy co chwila zasypują nas nowymi produkcjami. Dzięki temu, że daje sobie czas na dopilnowanie wszystkich szczegółów (z niespotykaną regularnością wypuszcza kolejny film raz na trzy lata), "Droga do szczęścia" jest skończoną całością, w której nie ma nic zbędnego.