Absurdalne pomysły są tu na porządku dziennym, a im bardziej szalone, tym lepiej, bo wszyscy realizują je z większym zapałem. Mistrzostwa świata w piciu, rajd na rowerach na golasa czy planszowa gra Tour de France, w której, aby wygrać, trzeba się napić, od razu znajdują chętnych. Rodzina Strobbów jest przecież przekonana o prześladującym ją niefortunnym pechu, możliwym do pokonania wyłącznie śmiechem. Świat traktowany jest więc jak zabawa, a życie staje się ciągłą imprezą i ucieczką od poważnej pracy oraz odpowiedzialności. Nikt nie podejmuje tu żadnego wyzwania, a alkohol, kobiety i ekstremalne wybryki stają się jedyną szansą na zapomnienie.
Strobbowie nie są wzorem do naśladowania, ale łączy ich silna solidarność. Wspierają się wzajemnie i są dumni z wartości, jakim hołdują. Co Strobbów nie zabije, to ich tylko wzmocni. Silne więzy łączą tu więc wszystkich, nawet tych najmłodszych i tworzą relacje, dla których poświęca się wszystko, w tym dobro dziecka. Gunter szanuje ojca i wujków, chce być częścią rodzinnego klanu, ale jednocześnie tęskni za domowym ciepłem i miłością. Potrzeba autorytetu powoduje, że zaczyna szukać go na własną rękę. Odskocznią staje się literacka wyobraźnia. Gunter pisze w domu dużo wypracowań, które są karą za ciągłe spóźnianie się na lekcje. A przecież chłopak nie należy do zbyt punktualnych bo nikt nie odwozi go do szkoły.
Dalekie od idylli dzieciństwo z czasem wpływa nie tylko na osobowość nastolatka, ale także na jego dorosłość. Trzydziestotrzyletni Gunter żyje pełnią życia, ale pozostaje niedojrzały i nie potrafi wziąć na siebie odpowiedzialności. Ucieka od poważnych wyzwań. Dopiero, gdy na świat ma przyjść jego dziecko, coś w nim pęka?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
"Boso, ale na rowerze" to trzeci pełnometrażowy film fabularny 31-letniego Feliksa van Groeningena. Scenariusz filmu oparty został na słynnej powieści Dimitria Verhulsta pt. La Merditude des Choses, która niemal od razu zyskała w Belgii i Holandii status kultowej i stałą się literacką sensacją pierwszej dekady XXI wieku. Książkę przetłumaczono na kilka języków i wydano w wielu europejskich krajach, w tym w Niemczech, Włoszech, Francji, Danii i Wielkiej Brytanii. Nie bez przyczyny Verhulst i van Groeningen jednogłośnie uznali, że film jest najlepszą formą do oddania głębszego sensu książki. Okazało się, że w tym przypadku obraz przekazać może znacznie więcej niż słowo.
"Boso, ale na rowerze" to zaskakująca i oryginalna kombinacja tragikomicznego romansu i czarnego humoru, połączonego z klimatem muzyki Roya Orbisona. Wiele scen ma charakter komiczny, a nawet absurdalny, ale wszystko podszyte jest tu głębszym znaczeniem. To nie tyle czysty sarkazm, co raczej tragikomiczna radość przez łzy - śmiech, który po chwili utyka w gardle, rodząc pytanie czy jest tak naprawdę powód do radości.
Polski tytuł jest nawiązaniem do wydanej w 1961 roku autobiograficznej książki Stanisława Grzesiuka "Boso, ale w ostrogach", opowiadającej historię chłopca wychowującego się w latach 30. XX w. na warszawskim Czerniakowie. W obu przypadkach temat jest taki sam - można być "boso", ale gorycz życia i świadomość braku perspektyw na przyszłość najlepiej rekompensuje humor, poczucie dumy i godności.
W jaki sposób trafiłeś na powieść Verhulsta?
Feliks van Groeningen: - Od jakiegoś czasu szukałem literatury, którą mógłbym przełożyć na język filmu....
Feliks van Groeningen - reżyser
Urodzony w 1978 roku. W 2000 roku ukończył Wydział Sztuk Audiowizualnych KASK w Gencie krótkometrażowym filmem 50 CC. Autor...