Ta historia wydarzyła się naprawdę, choć wydaje się nieprawdopodobna. Sofia i Pedro są małżeństwem w średnim wieku. Kochają się, choć nie używają na co dzień wzniosłych słów potwierdzających to uczucie, osiągnęli stabilną pozycję materialną. Brakuje im tylko jednego: dziecka. Na posiadanie własnego stracili dawno nadzieję, starają się więc o adopcję. Proces adopcyjny nie przebiega szybko, a ilość chętnych rodziców jest większa niż możliwość zaspokojenia ich marzeń. Więc Sofia i Pedro cierpliwie czekają.
Pewnego dnia Sofię elektryzuje artykuł w gazecie o martwym noworodku znalezionym na wysypisku śmieci. Od tej chwili dręczy ją obsesja, że to mogło być niemowlę, które miało trafić do niej w ramach adopcji. Nie może pogodzić się z myślą, że odejdzie bezimiennie z tego świata, nikomu niepotrzebne. Sofia chce urządzić mu godny pochówek. Na początek nadaje mu imię: Aurora. Bo dla niej to jest człowiek, a nie anonimowy przedmiot. Teraz czeka ją najtrudniejsze zadanie: musi pokonać biurokratyczne bariery by dopiąć celu. Sprawa jest precedensowa, a urzędy nie są przygotowane do takiej sytuacji. Wszędzie spotyka się z nieufnością i z pytaniem: dlaczego chce pochować dziecko, z którym nie łączy jej żadne pokrewieństwo? Odpowiedź, że postępuje zgodnie z zasadami chrześcijaństwa i chce w ten sposób ocalić godność zmarłego niemowlęcia, wzbudza tylko dodatkową nieufność.
U kresu tej batalii o prawo do godnego pochówku, udaje się znaleźć furtkę. Sofia będzie mogła Aurorę pochować, jeśli przedtem, pośmiertnie, ją adoptuje. Dla Sofii oznacza to początek nowej walki, w której nie zamierza łatwo się poddać.
Podparta faktami historia kobiety, która wzięła sobie za cel pochowanie zwłok dziecka znalezionych na śmietnisku, budzi konfuzję. Za dużo w niej pytań, za mało konkretu.
Czytaj więcej