Reklama

Paul Verhoeven nie widzi "bluźnierstwa" w swoim filmie o romansie zakonnic

Twórca kultowego „Nagiego instynktu” zaprezentował właśnie swoje najnowsze dzieło - dramat historyczny „Benedetta” . Reżyser, który słynie z epatowania przemocą i seksem, znów wywołał spore kontrowersje. Jego nowy film opowiada bowiem o losach XVII-wiecznej zakonnicy, która ma romans z inną siostrą. Na „Benedettę” spadła fala krytyki, określono ją nawet mianem bluźnierczej. „Myślę, że słowo bluźnierstwo w tym przypadku jest zwyczajnie głupie” – odpowiada krytykom Paul Verhoeven.

Twórca kultowego „Nagiego instynktu” zaprezentował właśnie swoje najnowsze dzieło - dramat historyczny „Benedetta” . Reżyser, który słynie z epatowania przemocą i seksem, znów wywołał spore kontrowersje. Jego nowy film opowiada bowiem o losach XVII-wiecznej zakonnicy, która ma romans z inną siostrą. Na „Benedettę” spadła fala krytyki, określono ją nawet mianem bluźnierczej. „Myślę, że słowo bluźnierstwo w tym przypadku jest zwyczajnie głupie” – odpowiada krytykom Paul Verhoeven.
Paul Verhoeven (C) w Cannes z gwiazdami filmu Benedetta": Daphné Patakią (L) i Virginie Efirą (P) /Lionel Hahn /Getty Images

Na trwającym festiwalu filmowym w Cannes swoją premierę miał wyczekiwany przez widzów nowy film Paula Verhoevena. W obrazie zatytułowanym "Benedetta" holenderski reżyser po raz kolejny poruszył temat odkrywania seksualności i zaspokajania pożądania. Wątki te słynący z bezkompromisowego epatowania na ekranie przemocą i seksem filmowiec połączył z biografią XVII-wiecznej mistyczki, która nawiązała lesbijski romans z inną zakonnicą. Scenariusz powstał w oparciu o głośną książkę Judith C. Brown "Akty nieskromne - życie zakonnic lesbijek w renesansowych Włoszech".

Reklama

Krytycy - a przynajmniej ich część - okrzyknęli "Benedettę" błyskotliwą satyrą na Kościół i jego obrzędy, które ukazane zostały przez Holendra jako groteskowy teatr. To również, jak podkreślają niektórzy recenzenci, fascynujący portret kobiet, które, walcząc z opresją patriarchalnego świata, muszą zapłacić wysoką cenę za emancypację. Nie wszystkim jednak odważne dzieło twórcy "Nagiego instynktu" przypadło do gustu.

Podczas gdy krytycy portalu "Indiewire" rozpisywali się o "bluźnierczym stosunku Verhoevena do kościelnych dogmatów", "Variety" z przekąsem zasugerowało, że Holender prawdopodobnie nie zainteresowałby się biografią siostry Benedetty i jej kochanki Bartolomei, gdyby ich łóżkowe ekscesy nie były tak kontrowersyjne. Dość wspomnieć, że w jednej ze scen jako zabawka erotyczna wykorzystana zostaje figurka Maryi.

Podczas konferencji prasowej w Cannes reżyser odniósł się do krytyki jego nowego dzieła. "Doprawdy trudno jest mi zrozumieć, jak można nazwać bluźniercą kogoś, kto opisuje to, co się naprawdę wydarzyło, nawet jeśli miało to miejsce w 1625 roku. Większość rzeczy zdarzyła się naprawdę. Oczywiście, wprowadziliśmy trochę zmian, nie jest to w końcu dokument. Ale nie można zmienić historii. To się wydarzyło. Ci ludzie to robili. A opowiadam właśnie o ludziach, nie o Bogu. Myślę, że słowo bluźnierstwo w tym przypadku jest zwyczajnie głupie" - skwitował filmowiec.

Na początku lipca w rozmowie z "Variety" Verhoeven wyjaśnił, dlaczego podjął ten temat. "Homoseksualizm jest częścią życia, więc powinien być częścią prezentowanych na ekranie ludzkich dramatów. Dlaczego miałbym to ignorować? Pewna część populacji jest homoseksualna, biseksualna i transpłciowa. Taka jest rzeczywistość. Uważam, że historię Benedetty należało opowiedzieć" - podkreślił.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Paul Verhoeven | Benedetta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy