Reklama

Bolesna porażka legendy kina. Pracował nad tym filmem ponad 35 lat

Podobno Kevin Costner zastawił jedną ze swoich nieruchomości, żeby móc zrealizować ten film. Podobno też jego doradca za wszelką cenę starał się wybić mu ten pomysł z głowy. Ostatecznie, jak widać, na nic się to zdało. Po seansie produkcji "Horyzont. Rozdział I", a mają być ponoć jeszcze trzy (sic!), pewne jest jedno. Należy słuchać swoich doradców.

  • Kevin Costner jest reżyserem, współscenarzystą, producentem, a także odtwórcą jednej z głównych ról w filmie "Horyzont: Rozdział I". Produkcja jest zrealizowaną z rozmachem, epicką opowieścią o osadnictwie na zachodzie Ameryki.
  • Aby sfinansować tak kosztowne przedsięwzięcie, Costner musiał zastawić swoją nadmorską posiadłość w Santa Barbara.
  • Projekt na realizację czekał ponad 35 lat. Costner napisanie scenariusza zlecił już w 1988 roku.
  • Film, którego polska premiera odbędzie się 28 czerwca, jest pierwszą częścią epickiej sagi. Kolejna jej odsłona trafi do kin w sierpniu. Mają powstać jeszcze dwie kolejne.

Jednego Kevinowi Costnerowi, który występuje tu w roli reżysera, współscenarzysty, producenta, wreszcie aktora, odmówić nie można. Rzucił się na głęboką wodę, a może nawet w czeluści Rowu Mariańskiego. Wizja, jaką nakreślił za sprawą projektu, obrazującego historię amerykańskiego osadnictwa, w założeniu była tak potężna i spektakularna, że najwyraźniej nie pozostało mu nic innego, jak samemu ją wyprodukować.

Zwłaszcza, że nie uznał za słuszne zmieścić jej na przestrzeni trzech godzin, a docelowo pewnie kilkunastu. W efekcie pierwszy rozdział tej epickiej, przynajmniej wizualnie, opowieści, to w istocie trzygodzinny, niestety mocno nudnawy prolog. Wprowadzanie kolejnych bohaterów, bez ładu i składu, nie kreśląc jednocześnie jakiejś sensownej osi narracyjnej. Wszystko przebiega według podobnego schematu. Widzimy przemierzającą amerykańskie pustkowia karawanę, przymierzanie się do założenia osady, atak Indian, wreszcie przeorganizowanie się po zadanych stratach. I tak na dobrą sprawę na okrągło.

W obrazku wszystko się zgadza, bo trudno odmówić pracującej przy filmie ekipie, żeby nie zadbała o każdy scenograficzny czy kostiumograficzny szczegół tej historycznej opowieści, gorzej niestety z samą narracją. Western "Horyzont. Rozdział I" właśnie tak można postrzegać, to przecież ściśle skodyfikowany, a przy tym bardzo amerykański gatunek, wykorzystujący określoną ikonografię, schematy i rozwiązania. 

A tu na dobrą sprawę, poza efektownymi scenami pojedynków między osadnikami a Indianami, po tym ani widu ani słychu. To jednak dla mnie dość zaskakujące, bo przecież Kevin Costner nie jest w tej materii żadnym nowicjuszem. I to zarówno w roli aktora, jak i reżysera. Na swoim koncie ma przecież jeden z piękniejszych filmów początku lat 90. XX wieku, czyli "Tańczącego z wilkami" (1990) czy nawet obrazujący współczesne amerykańskie pogranicze serial "Yellowstone". Wydawało się zatem, że westernowym duchem jest wręcz przesiąknięty.

Być może to tylko niezbyt udany początek i "Horyzont" obroni się jako skończony projekt. Bo mam wrażenie, że bliżej mu do serialowej narracji, aniżeli autonomicznego dzieła filmowego. Nawet jeśli, to w pierwszym rozdziale zdecydowanie zabrakło cliffhangera, czegoś za czym chcielibyśmy podążyć i co sprawiłoby, że z niecierpliwością wyczekiwalibyśmy kolejnej części. Póki co, dostaliśmy lekcję historii, i to raczej nie z tych najciekawszych. A szkoda, bo potencjał był, zwłaszcza że w obsadzie znaleźli się m.in. Siena Miller, Giovanni Ribisi, Luke Wilson czy Will Patton. Nie wiem, ile Kevin Costner ma w swoim majątku nieruchomości, ale wyczuwam nerwowy czas dla jego doradcy.

5/10

Kuba Armata, Cannes

"Horyzont: Rozdział I" (Horizon: An American Saga - Chapter 1), reż. Kevin Costner, USA 2024, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 28 czerwca 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Horyzont. Rozdział I
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy