Reklama

Berlinale 2023: Dziś poznamy laureata Złotego Niedźwiedzia. Kto jest faworytem?

73. edycja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie już prawie za nami. Dziewiętnaście produkcji z całego świata stanęło w tym roku do wyścigu po Złotego Niedźwiedzia. Większość z nich to fabuły, ale znalazło się też miejsce dla dwóch animacji oraz dokumentu. W konkursowej puli znaleźli się twórcy już uznani i nagradzani, było też jednak miejsce dla debiutantów. Kto z nich ma największe szanse, by w sobotni wieczór unieść w geście triumfu najważniejszy laur berlińskiej imprezy?

O werdykcie, który w ostatnich godzinach przed ceremonią zakończenia festiwalu będzie pewnie najbardziej strzeżoną informacją w niemieckiej stolicy, zdecyduje jury pod przewodnictwem amerykańskiej aktorki Kristen Stewart. Do oceny filmów z tegorocznego konkursu, zgodnie z tradycją, zaproszeni zostali artyści z całego świata. Wśród nich m.in. irańska aktorka Goldshifteh Farahani, rumuński reżyser Radu Jude, reżyser oraz producent z Hongkongu Johnnie To i ubiegłoroczna zwyciężczyni Berlinale Hiszpanka Carla Simón. Triumf "Alcarràs", moim zdaniem w pełni zasłużony, postrzegany był jednak przed rokiem jako spora niespodzianka. Czy podobnie będzie i tym razem?

Reklama

Debiutantka kontra weteran?

Festiwale filmowe nie mogłyby obejść się bez rankingów. Lubują się w nich zwłaszcza dziennikarze. Ten najbardziej prestiżowy ukazywał się w cenionym magazynie "Screen", wydawanym każdego dnia w trakcie Berlinale. Gdyby decyzja o przyznaniu Złotego Niedźwiedzia spoczywała w rękach przedstawicieli prasy międzynarodowej, finałowa rywalizacja rozegrałaby się między debiutantką a weteranem, zarazem jednym z ulubieńców berlińskiej imprezy. 

Wspomnianą debiutantką jest Celine Song, w której "Past Lives" zakochali się nie tylko dziennikarze, ale również publiczność. Trudno się dziwić, bo ta urzekająca autobiograficzna opowieść o niespełnionej miłości, rozciągnięta między Nowym Jorkiem a Seulem, angażuje emocjonalnie już od pierwszej sceny. 

Weteranem z kolei jest doświadczony niemiecki twórca Christian Petzold, który niemal z każdym swoim kolejnym filmem powraca do berlińskiego konkursu. Zresztą z sukcesami, bo w 2012 roku "Barbara" przyniosła mu Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszego reżysera, a przed trzema laty za "Undine" odebrał nagrodę FIPRESCI.

Z wymienionej dwójki moim faworytem jest zdecydowanie ten pierwszy film, choć mam też w konkursie "czarnego konia". Jest nim inny debiut - "20 000 Species of Bees" w reżyserii Hiszpanki Estibaliz Urresoli Solaguren. W niezwykle subtelny sposób kreśli ona rodzinny portret, koncentrując się w szczególności na opowieści o poszukiwaniu tożsamości płciowej przez ośmioletnią Coco. Sposób, w jaki pracuje z młodymi aktorami, zasługuje na największe uznanie i nawet jeśli nie przypadnie jej główny laur (co po ubiegłorocznym triumfie Carli Simón jest mało prawdopodobne), wyróżniłbym ją za najlepszą reżyserię. 

Choć tu mocną kandydatką może być Lila Avilés, której "Tótem" (drugi film w dorobku) również wysoko stoi w rankingach dziennikarzy.

Niewiele aktorskich olśnień

73. edycja Berlinale nie należała do aktorów i aktorek. O ile te kategorie są wyjątkowo mocno obsadzone podczas tegorocznych Oscarów, o tyle w festiwalowym konkursie zjawiskowych kreacji było stosunkowo niewiele. A jeśli już, stworzone zostały głównie przez naturszczyków. Mam na myśli nie tylko młodą Sofíę Otero we wspomnianym "20 000 Species of Bees", ale przede wszystkim wspaniałą Mwajemi Hussein w "The Survival of Kindness" doświadczonego australijskiego reżysera Rolfa de Heera. 

W tej zaskakującej opowieści o systemowym rasizmie wciela się ona w postać zwaną po prostu BlackWoman, której jedynym celem jest to, by przetrwać. Wiele w tej roli było z życia pięćdziesięcioletniej kobiety, zmuszonej do tego, by w przeszłości uciekać z Demokratycznej Republiki Konga, gdzie się urodziła, do Tanzanii, a później Australii. Rola u de Heera była dla niej absolutnym debiutem przed kamerą, by nie wspomnieć, że przed tym doświadczeniem nigdy nie miała okazji być w kinie.

Miałbym natomiast spory problem z przyznaniem Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszą męską kreację. Żadna nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, bym miał jakichś wyraźnych faworytów. Postawiłbym pewnie na kogoś z trójki: Simon Baker ("Limbo"), Louis Garrel ("The Plough"), Franz Rogowski ("Disco Boy"). 

Ze wskazaniem na tego trzeciego, który już od kilku lat uznawany jest za największy talent niemieckiego kina, ale paradoksalnie za inną rolę. Wystąpił on bowiem także w pokazywanym w sekcji Panorama filmie Iry Sachsa "Passages". I szkoda, że właśnie ta niezwykle udana produkcja, z dużo bardziej zniuansowaną rolą Rogowskiego, nie znalazła się w dość przeciętnym tegorocznym konkursie.

O tym, do kogo powędrują najważniejsze nagrody 73. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie, dowiemy się w sobotę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Berlinale 2023
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy