Reklama

Najlepsze seriale 2022 roku! Te produkcje zachwyciły naszą redakcję

Zbliża się koniec roku a wraz z nim... podsumowania. W ciągu ostatnich 12 miesięcy na antenie telewizji jak i serwisach streamingowych zadebiutowało wiele produkcji i dość trudno było wybrać tej najlepsze. Redakcja Filmu i Świata Seriali przedstawiła swoje typy. Czy znaleźli się wśród nich wasi faworyci?

Krystian Zając: Rozdzielenie

Mark Scout codziennie rano jedzie do pracy, wsiada do windy i... przestaje być sobą. Taki jest punkt wyjścia serialu "Rozdzielenie" Apple TV+. Kilka miesięcy wcześniej bohater poddał się tytułowemu zabiegowi i teraz jego wspomnienia związane z życiem zawodowym, nie przenikają do tych dotyczących funkcjonowania mężczyzny poza biurem. Dla Marka zabieg rozdzielenia był odpowiedzią na śmierć żony. Udaną próbą ucieczki od emocjonalnego bólu, paraliżujących uczuć i dojmujących emocji. Przynajmniej na kilka godzin dziennie. Po wyjściu z windy staje się Markiem S., który właśnie awansował na szefa działu Rafinacja Makrodanych w korporacji Lumon. Wraz z podlegającymi mu Dylanem G., Irvingiem B., a także nowo przybyłą Helly R. selekcjonują zakodowane w cyfrach dane.

Reklama

O ile więc życie osobiste Scouta przypomina dramat psychologiczny, o tyle firmowa rzeczywistość, to prawdziwa mieszanka gatunków. W tym postmodernistycznym koktajlu odnajdziemy elementy szpiegowskiego thrillera, kina grozy, retro-noir, science fiction, romansu, a nade wszystko biurowej komedii. Wszystko to ma na celu w dogłębny sposób zaprezentować sposób funkcjonowania wielkich korporacji, gdzie sterowanie umysłami i ingerowanie w życie osobiste pracowników jest na porządku dziennym.

Stworzone przez Dana Ericksona i wyreżyserowane m.in. przez Bena Stillera "Rozdzielenie" zachwyca nie tylko mnogością poruszanych wątków, ale również sposobem ich podania. W tym serialu forma naprawdę ma znaczenie. Począwszy od pracy operatorskiej skupionej na wąskiej palecie barw przez efektowne zbitki montażowe po scenograficzne zróżnicowanie przestrzeni, twórcy chcą wpłynąć na nas nie tylko poprzez intrygującą i zagadkową fabułę. Całości dopełnia fantastyczne aktorstwo na czele z grającym Marka, everymana o sympatycznej twarzy, Adamem Scottem i partnerującymi mu m.in. Patricią Arquette, Zachiem Cherrym, Britt Lower oraz Johnem Tururro i Christopherem Walkenem. Romans tych ostatnich to jeden z najlepszych wątków miłosnych pokazanych w telewizji w ostatnich latach. Podobnie zresztą jak wywrotowy finał "Rozdzielenia".

Tomasz Bielenia: Wielka Woda

Produkcja Netfliksa "Wielka woda" to bezdyskusyjnie najlepszy polski serial 2022 roku. Reżyser Jan Holoubek już w swym kinowym debiucie "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" udowodnił, że potrafi tworzyć solidne kino dla masowej widowni ze wspaniałymi aktorskimi kreacjami. Gdyby jednak nie zniuansowany scenariusz Kaspra Bajona, po "Wielkiej wodzie" pozostałyby nam wyłącznie zachwyty na słusznie chwalonym, niezwykłym jak na polskie warunki inscenizacyjnym rozmachem. Dobry serial powinien mieć jednak przede wszystkim przekonującą, wciągającą historię i wyrazistych bohaterów. Dzięki organicznej współpracy Holoubka i Bajona "Wielka woda" jest także serialem  zapadających w pamięć aktorskich kreacji. I przynajmniej jednej wybitnej.

Mimo iż główną bohaterką "Wielkiej wody" jest grana przez Agnieszkę Żulewską hydrlolożka Jaśmina Tremer, najlepszą rolę serialu kreuje Tomasz Schuchardt, wcielający się w zagubionego polityka Jakuba Marczaka. O ile Żulewska gra bez uników na "pełnej petardzie", to Schuchardt, mistrz drugiego planu, pokazuje, że najlepszy aktor więcej ukrywa, niż pokazuje. To w dużej mierze jego serial, tak samo jak wcześniejsza współpraca Holoubka i Bajona - "Rojst ‘97" - była przede wszystkim  aktorskim popisem Łukasza Simlata (w roli sierżanta Adama Miki). Gdybyśmy żyli w Stanach Zjednoczonych, zarówno Mika, jak i Marczak otrzymaliby już swoje serialowe spin-offy.

"Wielką wodę" warto też obejrzeć dla dwóch aktorskich legend. Dla zmarłego w 2022 roku Jerzego Treli występ w serialu Netfliksa był ostatnim ekranowym epizodem. W roli charakternego, schorowanego starca Szymona Rębacza (ojca postaci Ireneusza Czopa) zaprezentował swe słynne, oschłe poczucie humoru. Z kolei dla Anny Dymnej w przypominającej matkę Gilberta Grape’a roli otyłej śpiewaczki Leny Tremer (matki bohaterki Żulewskiej) była to zdecydowanie... najcięższa rola w karierze.

Justyna Miś: Będzie bolało

"Będzie bolało", czyli serial z fenomenalnym Benem Whishawem w roli głównej, został nakręcony na podstawie głośnego dziennika Adama Kaya, który opisywał w nim swoje przeżycia podczas pracy w szpitalu jako stażysta. Razem z Adamem przeżywamy ekstremalne sytuacje podczas 48-godzinnej zmiany, walkę z brytyjską służbą zdrowia i przede wszystkim - ogromną bezsilność. "Będzie bolało" opowiada o trudach pracy jako lekarz, dostarcza potężną porcję czarnego humoru.

To nie jest typowy serial medyczny, w którym głównym wątkiem są relacje miłosne, a pobocznym praca w szpitalu. To serial, w którym krew leje się strumieniami, a lekarze i pielęgniarki są na granicy wytrzymałości, co prowadzi do tragicznych zdarzeń.

Jedynym minusem jest to, że powstało tylko 7 odcinków.

Martyna Zielonka: Minuta ciszy

Senne, podkieleckie miasteczko, które od lat żyje swoim rytmem i w którym wszystkie elementy zdają się być uporządkowane i na swoim miejscu, pewnego dnia przeżywa wstrząs. Wszystko zaczyna się od śmierci byłego milicjanta, wydarzenia powodującego lawinę konsekwencji, skutecznie burzących spokojne i przewidywalne życie mieszkańców. Miasteczko staje się areną walki... dwóch zakładów pogrzebowych, które każdego dnia będą zaciekle walczyć nie tylko ze sobą nawzajem, ale i z kolejnymi przeciwnościami losu.

Kiedy przeczytałam podobnie brzmiący opis nowej produkcji oryginalnej Canal+ nie spodziewałam się, że "Minuta ciszy" zachwyci mnie na tyle, że na koniec roku będę mogła z pełnym przekonaniem powiedzieć, że to najlepszy serial, jaki widziałam w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Zachwyca tu wszystko. Od wciągającej historii, przez fantastyczne zdjęcia i reżyserię, po gwiazdorską obsadę, która daje z siebie wszystko.

"Minuta ciszy" to serial, który sprawnie żongluje gatunkami. Choć mogłoby się zdawać, że tematyka dotycząca pogrzebów i tragedii zwykłych ludzi, dotkniętych stratą najbliższych, sprawdzi się przede wszystkim w dramacie, twórcy perfekcyjnie łączą wątki "dramatyczne", wplatając elementy czarnej komedii, thrillera, a nawet kryminału.

Tym, co zachwyca jednak najbardziej, jest szczerość i autentyczność przekazywanych emocji i prezentowanych obrazów. Twórcy pokazują rzeczywistość bohaterów taką, jaka ona jest, bez uładzania. Zapraszają nas do ich domów, a my czujemy się jakbyśmy trafili do sąsiadów, a nie fikcyjnych postaci. Podglądamy listonosza - Mietka Zasadę (Robert Więckiewicz), który nie tylko musi sobie poradzić z prowadzeniem nowopowstałego zakładu pogrzebowego, każdego dnia walcząc z monopolistą branży, Jackiem Wiecznym (Piotr Rogucki), ale i opiekować się sparaliżowaną żoną. Obserwujemy, jak pomaga jej w kąpieli, jak dźwiga ją do łóżka. Zaglądamy też do domu Wiecznego, który pod maską bezwzględnego właściciela "biznesu" funeralnego, skrywa oblicze wspaniałego męża i ojca, zaangażowanego w życie rodziny. Zaglądamy wreszcie do prosektorium i przyglądamy się często zmasakrowanym ciałom oraz próbom sprawienia, by wyglądały one godziwie. Z bliska możemy obserwować tragedię rodziców, którzy podczas koszmarnego wypadku na polu stracili jedyną córkę.

Każda z tych scen niesie za sobą ogromny bagaż emocjonalny, całkowicie angażując widzów w prezentowane wydarzenia. Duży udział w wykreowaniu takiej atmosfery oprócz świetnej reżyserii (Jacek Lusiński) i scenariusza (Jacek Lusiński, Szymon Augustyniak), mają aktorzy, pojawiający się na ekranie. Serial może poszczycić się doborową obsadą. Robert Więckiewicz i Piotr Rogucki stworzyli duet, który na długo pozostaje w pamięci. Artystom partnerują doskonałe aktorki. Aleksandra Konieczna, Aleksandra Popławska i Karolina Bruchnicka również zachwycają naturalnością i pokazują pełen wachlarz swojego aktorskiego talentu.

"Minuta ciszy" to w mojej opinii serial, który może spodobać się wielu. Ciekawa fabuła, nietuzinkowe, wielowymiarowe postaci, których w żaden sposób nie da się przypisać do jednej tylko kategorii, emocje, wylewające się z każdej sceny, piękne zdjęcia i ten niepowtarzalny małomiasteczkowy klimat sprawiają, że nową produkcję Canal+ mogę z czystym sumieniem polecić każdemu.

Anna Kempys: The Bear

Ten serial jest jak rollercoaster - kiedy już tam trafisz, nie możesz wysiąść w trakcie jazdy, musisz zostać do końca! Szalone tempo przytłacza, nie nadążasz, wściekasz się, jest za głośno, wszyscy krzyczą, padają niecenzuralne słowa, czasami tracisz oddech, ale wiesz, że bierzesz udział w czymś wyjątkowym.

Mogłoby się wydawać, że serial "The Bear" to jedna z kolejnych produkcji o restauracji, kucharzach i tego typu kulinarnych historiach. Nic bardziej mylnego, choć fabuła może zwodzić. Oto Carmen "Carmy" Berzatto - młody, ale już utytułowany kucharz, będący szefem kuchni najlepszej restauracji w Nowym Jorku, wraca do Chicago, aby zająć się rodzinnym, podupadającym barem po tym, jak jego brat popełnia samobójstwo, nie zostawiając pożegnalnego listu. I co? Trudny start, zdobywanie zaufania opornej załogi, a na końcu spektakularny sukces i happy end? Ten 8-odcinkowy serial omija takie schematy szerokim łukiem.

Od pierwszych scen twórca i główny reżyser, Christopher Storer, wrzuca nas w sam środek piekła - naprawdę mamy tu krew, pot i łzy. Ta kuchnia nie jest podobna do żadnego innego miejsca, które znacie. Wszystko aż kipi od emocji. To żywy organizm, gdzie panuje jeden wielki chaos, a bohaterowie gotują w tak namacalny sposób, że można wręcz poczuć zapach przygotowanych dań. To właśnie ludzie są największą siłą tego serialu (Oscar, a właściwie Emmy za casting!). Hipnotyczny jest Jeremy Allen White, znany z serialu "Shameless", który wciela się w głównego bohatera Carmena Berzatto. Świetni są również Ayo Edebiri jako nowa, pełna pomysłów kucharka Sydney, Ebon Moss-Bachrach jako menager Richie czy Liza Colon-Zayas jako pomoc kuchenna Tina. Dajemy się im porwać.

"The Bear" przyciąga jak magnetyczna siła. Dla mnie wielka niespodzianka i serial roku!

Aleksandra Kalita: Biały Lotos

Pierwszy sezon "Białego Lotosu" bez większego szumu trafił na platformę HBO w lipcu 2021 roku. Im bliżej było finału, tym głośniej robiło się wokół produkcji. W podsumowaniach roku ten niepozorny serial królował na listach najlepszych produkcji ostatnich miesięcy. Chociaż początkowo wątpiłam, by druga odsłona antologii Mike'a White'a zachwyciła widzów równie mocno jak oryginał, to już po kilku odcinkach porzuciłam wszelkie wątpliwości. Sycylijski rozdział "Białego Lotosu" w niczym nie ustępuje poprzedniej części, a nie zdziwię się jeśli w oczach wielu widzów nawet ją przeskoczy.

"Zawsze, gdy zatrzymuję się w ‘Białym Lotosie’, spędzam w nim niezapomniane chwile. Zawsze" - mówi w pierwszym odcinku Tanya (Jennifer Coolidge). Ta ekscentryczna bogaczka doskonale wie, co mówi, gdyż razem ze swoim nowym mężem Gregiem (Jon Gries) są jedynymi osobami z oryginału, którzy mają (nie)szczęście znowu zagościć w "Białym Lotosie". Razem z Tanyą do hotelu trafia Portia (Haley Lu Richardson), jej asystentka i przedstawicielka "zwykłych ludzi" wśród gości hotelowych. Oprócz nich złośliwe oko White'a skierowane jest na finansistę Camerona (Theo James) oraz jego uroczą, ale nieco nudną żoną Daphne (Meghann Fahy). Razem z tą amerykańską parą idealną, przyjeżdża kolega Camerona ze studiów Ethan (Will Sharpe) z żoną Harper (Aubrey Plaza), która już od samego początku nie jest zadowolona z tych wspólnych wakacji. W "Białym Lotosie" goszczą jeszcze męscy przedstawiciele rodu Di Grasso - dziadek Bert (F Murray Abraham), ojciec Dom (Michael Imperioli) oraz syn Albie (Adam DiMarco). Panowie planują podczas urlopu odkryć swoje sycylijskie korzenie. Przez siedem odcinków obserwowałam, jak atmosfera wokół bohaterów się zagęszcza i niecierpliwie czekałam na finał. Ostatni epizod szczęśliwie nie zawodzi.

Jeszcze przed premierą pierwszego sezonu potwierdziła się informacja o powstaniu trzeciej części antologii. Zanim odpaliłam premierowy odcinek sycylijskiej odsłony twierdziłam, że ta sama formuła w kolejnym sezonie może znudzić. Teraz wycofuję się ze swoich słów i wierzę, że Mike White kolejny raz udowodni, że jest jednym z najbardziej kreatywnych i przenikliwych twórców ostatnich lat. Jeśli jeszcze nie widzieliście "Białego Lotosu", to zdecydowanie warto go nadrobić. Serial zbiera już pierwsze nominacje do najważniejszych nagród telewizyjnych i podobnie jak wersja hawajska, zagości na podium wielu podsumowań roku 2022. U mnie trafił na pierwsze miejsce.

Katarzyna Ulman: Andor

W podsumowaniu moich ulubionych produkcji 2022 roku "Andor" nieznacznie wygrał walkę z fantastycznym "Sandmanem". Wydawało się, że historia Cassiana Andora, bohatera filmu "Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie", nie przedstawi widzom wielu interesujących faktów z życia bohatera. Wiemy, jak kończą się losy Andora. Wiemy, jaką cenę zapłacił on i jego przyjaciele za walkę o wolność. A jednak "Andor" okazał się epicką historią o poświęceniu, początkach Rebelii i trudnych wyborach oraz najlepszą produkcją aktorską z uniwersum George’a Lucasa jaką otrzymaliśmy od zakończenia oryginalnej trylogii i może wymienionego wyżej "Łotra" oraz "Ostatniego Jedi".

Po tym jak Disney kupił Lucasfilm, fani "Gwiezdnych wojen" zostali zasypani nowymi produkcjami, w których co rusz pojawiały się odniesienia do filmów, innych seriali czy animacji. Była to bolączka drugiej serii "Mandalorianina", a niektórzy widzowie zaczęli narzekać na nieustanny fanserwis, nawiązania oraz granie na nostalgii fanów. "Andor" nie oferuje nic z wyżej wymienionych rzeczy i, krótko rzecz ujmując, w tym tkwi jego siła. To samodzielna historia, w której nacisk położony jest na rozwój postaci oraz ukazanie dramatu bohaterów. Tytułowy Andor (Diego Luna), senator Mon Mothma (Genevieve O'Reilly), czy Luthen (Stellan Skarsgard), Maarva (Fiona Shaw) to cudownie zarysowani bohaterowie, których wątki dobitnie pokazują, jak bardzo brzemię walki wpłynęło na ich życie, rodziny oraz kolejne wybory. Z kolei losy Vel (Faye Marsay) i Cinty (Varada Sethu) ukazują bardziej osobiste konsekwencje decyzji o oddaniu się całym sercem w walkę przeciwko opresorowi

Jednak na ekranie lśnią nie tylko protagoniści. Ambitna Dedra Meero (Denise Gough) to postać, którą nienawidzi się z całego serca, ale, rany, jak ona jest zagrana! Zresztą zło, jakie wyrządza całej Galaktyce Imperium to nie śmiercionośna Gwiazda Śmierci, ale codzienne upokorzenia, odbieranie krok po kroku wolności i praw, czy niszczenie wszystkiego, co nie pasuje do jednorodnej wizji Imperium.

Niesamowita scenografia, efekty specjalne, kreacje aktorskie Stellana Skarsgarda i swoista odskocznia od klasycznych "Gwiezdnych wojen" sprawia, że "Andor" staje się jednym z najlepszych seriali ostatniego roku i najbardziej interesującym rozdziałem w uwielbianym przez widzów uniwersum. Warto czasami zerwać z utartymi schematami.

Sylwia Pyzik: Wednesday

Wieść o tym, że Tim Burton pracuje nad serialem opowiadającym o rodzinie Addamsów rozgrzała jego fanów do czerwoności. Nic więc dziwnego, że produkcja należała do najbardziej wyczekiwanych obrazów tej jesieni. Trzeba przyznać, że spełniła oczekiwania z nawiązką. Wednesday jako postać popkultury stała się najważniejszą współczesną przedstawicielką mrocznej familii, pewnym mostem łączącym zagorzałych fanów produkcji z lat 90. oraz pokolenie, dla którego głównym wyznacznikiem sympatii dla obrazu są jego monstrualne zasięgi na TikToku.  

"Wednesday" opowiada o córce Morticii (Catherine Zeta-Jones) i Gomeza (Luis Guzmán) Addamsów - Wendesday (Jenna Ortega). Po raz pierwszy w historii postać ta przestaje być małą dziewczynką. Nastoletnia Wendesday trafia do Akademii Nevermore, gdzie przyjdzie zmierzyć się jej z mroczną tajemnicą z przeszłości, seryjnym mordercą terroryzującym miasto i własnymi nadprzyrodzonymi mocami, których nie potrafi jeszcze kontrolować. Mroczna komedia z elementami kryminału może skutecznie zainteresować widzów w każdym wieku - zapewnia przyjemną ucieczkę od rzeczywistości niezależnie od metryki. 

Serial został nominowany do Złotego Globu w kategorii najlepszy serial komediowy lub musical. Nominację zdobyła także sama Jenna Ortega, zasłużenie uczestniczy w rywalizacji o statuetkę dla najlepszej aktorki w serialu komediowym lub musicalu. W oczekiwaniu na drugi sezon pozostaje mi mocno trzymać kciuki. 

Zobacz też:

Czy Apple nakręci słaby film lub serial? Zobaczcie te zwiastuny

"Outlander": Świąteczny prezent dla fanów! Poznaliśmy datę premiery 7. sezonu

"Sisi": Najpiękniejsza księżniczka o najtragiczniejszym życiorysie [wywiad]

"The Last of Us": Oryginalni odtwórcy roli Joela i Ellie musieli być częścią serialu  


swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy