Ten film przeszedł do historii polskiego kina. Nikt wcześniej nie zrobił czegoś takiego
22 maja minęło 15 lat od premiery głośnej produkcji Xawerego Żuławskiego - adaptacji powieści Doroty Masłowskiej. Był to jeden z najlepiej przyjętych filmów tamtego sezonu, pod wieloma względami pionierski dla polskiej kinematografii.
"Wojna polsko-ruska" opowiada o Silnym (Borys Szyc), któremu nie układa się z Magdą (Roma Gąsiorowska), bo miłość to ciągła walka. Pełen złości Silny niczym bolid przejedzie z zawrotną prędkością przez kilka dni swojego życia w poszukiwaniu recepty na szczęście.
Na jego wyboistej drodze staną niezwykłe kobiety: Angela (Maria Strzelecka) - pełna odjechanych marzeń wrażliwa dziewczyna, Nata (Sonia Bohosiewicz) - stara przyjaciółka, miłośniczka wąchania zupek w proszku, Ola (Anna Prus) z pozoru nieśmiała, bezwzględna uwodzicielka, której imponuje prostoduszność Silnego oraz... Dorota (Dorota Masłowska) - nastolatka, w której głowie dzieje się cały ten film.
Pisarka nie tylko wystąpiła przed kamerą. Brała także udział w pracach nad scenariuszem. "Miałem to uczucie, co większość ludzi po lekturze książki: 'Przecież tu nie ma filmu. Trzeba to wszystko napisać jakoś jeszcze raz'. Dorota w delikatny sposób wybiła mi to z głowy. Jeszcze raz zwróciła moją uwagę na książkę, na to, że właściwie już wszystko jest w niej napisane, a teraz trzeba tylko skupić się na inscenizacji" - przyznał reżyser w rozmowie z Interią.
Żuławski pozostał niezwykle wierny powieści Masłowskiej. Bohaterowie jego dzieła wciąż dużo mówią. Mają swój własny język, wzięty bezpośrednio - słowo po słowie - z Masłowskiej. Tak jakby jej książka była już gotowym scenariuszem. Wchodzi się w ten świat powoli, z pewnym oporem. Do tej składni, do tej dykcji, do tego rytmu trzeba się przyzwyczaić.
Przyzwyczaić trzeba było się też do sporego ładunku kiczu, którym reżyser wypełnił swój film. "Od początku wiedzieliśmy, że to będzie trącić myszką. Staraliśmy się zrealizować to jak najlepiej, ale nie ukrywam, że takie rzeczy robione były w Polsce po raz pierwszy, więc do końca nie byliśmy pewni efektu. Wiedzieliśmy, że ta sytuacja jest na tyle kiczowata, że właściwie możemy pozwolić sobie na bardziej lub mniej udolne szaleństwo. Nie możemy zapominać też, że to wszystko dzieje się w głowie pisarki, która to właśnie pisze, więc efekt nie musi być do końca dopracowany" - wyjaśniał Żuławski.
Reżyser nie ukrywał także, że podczas prac nad produkcją konsultował się ze swoim ojcem, autorem "Diabła" i "Opętania". Film jest mu zresztą dedykowany. "Konsultowałem się z ojcem, rozmawialiśmy o tym projekcie. Nie był nieustannie obecny, ale duchem nas wspierał i miał kilka bardzo mądrych interwencji. Można powiedzieć, że był dobrym duchem tego filmu" - stwierdził Xawery Żuławski.
Obraz Żuławskiego był jednym z najważniejszych i najlepszych polskich tytułów 2009 roku. Recenzenci zwracali uwagę na formę filmu, umiejętnie łączącego kicz, przesadę i komiksowość ze specyficznym językiem Masłowskiej. Pochwały zebrali także aktorzy, przede wszystkim Szyc i Bohosiewicz.
Podczas 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał Srebrne Lwy, czyli drugą nagrodę wydarzenia. Wyróżniono także dźwięk, kostiumy i pierwszoplanową rolę Borysa Szyca. Film otrzymał także siedem nominacji do Polskiej Nagrody Filmowej Orzeł. Otrzymał dwie statuetki - za dźwięk i rolę Szyca.