Reklama

To nie jest zawód dla starych kobiet

Zwykło się mówić, że wśród nominacji do Oscara za rolę kobiecą jedno miejsce zawsze zarezerwowane jest dla Meryl Streep. Amerykańska Akademia Filmowa i tym razem nie zaskoczyła, ale nie jest to jedyna nominacja dla aktorki po sześćdziesiątce. Czyżby twórcy filmowi w końcu dostrzegli wartość doświadczenia?

Zwykło się mówić, że wśród nominacji do Oscara za rolę kobiecą jedno miejsce zawsze zarezerwowane jest dla Meryl Streep. Amerykańska Akademia Filmowa i tym razem nie zaskoczyła, ale nie jest to jedyna nominacja dla aktorki po sześćdziesiątce. Czyżby twórcy filmowi w końcu dostrzegli wartość doświadczenia?
Agnieszka Mandat i Miroslav Krobot w "Pokocie" /materiały prasowe

Film z 1962 roku "Co się zdarzyło Baby Jane?" owiany był skandalem, jeszcze zanim wszedł do kin. Oto podstarzałe gwiazdy Hollywood, słynna Bette Davis i niemniej znana Joan Crawford, zagrają razem, pomimo trwającego od lat konfliktu pomiędzy aktorkami. Co sprawiło, że zdecydowały się na tak desperacki krok? Powód był prosty: brak ról dla kobiet w dojrzałym wieku.

Film zapoczątkował podgatunek horroru zwany hagsploitation, polegający na obsadzaniu "starych wiedźm" w głównych rolach. Celem producentów finansujących tego typu dzieła na pewno nie było pochylenie się nad ciężkim losem aktorek, których uroda przygasła, a lata świetności minęły. Podobnie w swojej karierze została potraktowana Meryl Streep. W wywiadzie dla Fresh Air udzielonym w 2012 roku wspomina: "Pamiętam, że jak skończyłam 40 lat, w ciągu jednego roku dostałam trzy różne propozycje zagrania czarownic".

Reklama

Historię powstawania słynnego "Co się zdarzyło Baby Jane?" opowiada nagrodzony dwiema statuetkami Emmy zeszłoroczny serial "Konflikt: Bette i Joan". W tytułowe role wcieliły się 71-letnia Susan Sarandon i 68-letnia Jessica Lange. Co zmieniło się od lat 60.? Na jakie role dziś może liczyć aktorka starszego pokolenia?

Kobieta pod presją

W 2015 roku z serwerów Sony wyciekły listy płac hollywoodzkich gwiazd. Okazało się, że aktorki zarabiają dużo mniej niż ich koledzy po fachu. Wybuchł skandal. Przy okazji tej afery poruszono także temat deficytu scenariuszy o ciekawych bohaterkach i nadreprezentacji mężczyzn w Hollywood. Wkrótce zaczęto również głośno mówić o seksizmie i molestowaniu. Ta otwartość w końcu doprowadziła do oskarżenia wpływowego producenta Harveya Weinsteina, czyli wybuchu największego seksskandalu w historii Hollywood.

Choć wciąż w kinie rządzą biali panowie w sile wieku, to miniony rok pokazał, że sytuacja zmienia się na naszych oczach. Na dużym ekranie pojawia się coraz więcej miejsca dla aktorek, również tych ze starszego pokolenia. W 2017 roku panie w końcu nie musiały zadowalać się drugoplanowymi rolami niewidzialnych babć lub zrzędzących sąsiadek. Tym razem zagrały pełnokrwiste i złożone osobowości, kobiety na wysokich stanowiskach i bezwzględne bojowniczki w walce o sprawiedliwość.

Królowa

Trudno nie zwrócić uwagi na fakt, że całym Ruchem Oporu rządzą starsze panie. Za podejmowanie trudnych decyzji w najnowszych "Gwiezdnych wojnach" odpowiedzialność bierze nie tylko księżniczka Leia, ale również grana przez 51-letnią Laurę Dern wiceadmirał Holdo. Rolę kobiety u władzy dostała również 64-letnia Isabelle Huppert, grająca dyrektorkę firmy tworzącej gry komputerowe w filmie "Elle" oraz Meryl Streep, która wcieliła się w Katherine Graham, wydawcę "The Washington Post" w "Czwartej władzy".

W dwóch pierwszych obrazach panie pobłażliwie hamują brawurę młodych mężczyzn, a za podważanie słuszności swoich decyzji wymownie sprowadzają kolegów do parteru. Graham początkowo pozwala sobie na lekceważący stosunek współpracowników. Dopiero na oczach widza z nieśmiałej i zahukanej starszej pani przemienia się w królową własnej redakcji.

Pani zemsta

W 2017 roku wyróżniają się również role kobiet samotnie szukających zemsty. Ich motywacje są różne, ale we wszystkich przypadkach walka przypomina starcie Dawida z Goliatem. Bohaterka "Pokotu" Agnieszki Holland, Janina Duszejko, staje w obronie słabszych i wykluczonych. Walczy przede wszystkim o prawa zwierząt zabijanych przez myśliwych, ale również kobiet poddawanych seksualnej i ekonomicznej przemocy.

Mildred Hayes z filmu "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" to matka zgwałconej i zamordowanej dziewczyny. Zamiast pogrążyć się po cichu w smutku, postanawia sterroryzować lokalną policję. Nie bez powodu gra ją 60-letnia Frances McDormand. Reżyser filmu Martin McDonagh napisał scenariusz specjalnie dla niej. Trzeba przyznać, że lepiej wybrać nie mógł.

Dzięki mocy charakteru, budowanej na trudnych doświadczeniach życiowych, nierówną walkę wygrywa również Clara, bohaterka brazylijskiego "Aquarius", który polską premierę miał w zeszłym roku. Grana przez 67-letnią Sonię Bragę krytyczka muzyczna wbrew naciskom dewelopera nie zamierza wyprowadzić się z mieszkania. Coraz bardziej natarczywe ataki wolnego rynku odpiera ze spokojem kobiety, której nic już w życiu nie zaskoczy. Jak stwierdziła Helen Mirren: "Z wiekiem nie nabierasz większej pewności siebie, po prostu mniej się przejmujesz".

Kobieta samotna

Co ciekawe żadna z wymienionych bohaterek nie jest w stałym związku. Nie zobaczymy przy nich silnych mężczyzn, którzy pozwoliliby oprzeć się o stabilne ramię i wyręczyli w trudnej walce. Rola żony nie pasuje ani do kobiety władczej, ani do bojowniczki. Nie oznacza to jednak, że nie dotyczy ich życie seksualne.

Nikogo nie dziwią pikantne wyznania Jane Fondy i innych amerykańskich aktorek po sześćdziesiątce. Jednak w Polsce starsza kobieta wciąż może być jedynie Anielą z filmu "Pora umierać". Kochaną babcią gadającą do psa, a nie aktywną seksualnie kobietą jak Janina Duszejko z obrazu Agnieszki Holland, która nawiązuje fizyczną i duchową relację z bratnią duszą z Czech.

Szefowa firmy z filmu "Elle" rozwiodła się już jakiś czas temu, chętnie jednak romansuje i z ciekawością daje się uwikłać w dziwaczną zależność erotyczną. Podobnie zresztą, jak bohaterka dramatu "Aquarius", która uważa, że romans na stare lata należy jej się tak samo, jak lampka wina w hamaku. Postać wprost kipi erotyzmem i jeśli ma ochotę wpaść w męskie ramiona, zrobi to, choćby za seks z młodszym musiała zapłacić.

Wymyślony w 1985 roku test Bechdel miał mierzyć obecność autentycznych postaci kobiecych w tekstach kultury. Dzieło otrzymywało wynik pozytywny, jeśli pojawiały się w nim co najmniej dwie kobiety, które rozmawiały ze sobą na jakikolwiek inny temat niż o mężczyznach. Test powstał z przymrużeniem oka, jednak szybko okazało się, że spora część filmów go oblała. Jak podaje strona BechdelTest.com na 7606 pozycji wszystkie trzy warunki spełniło 57,7 proc. obrazów. Patrząc na kino z tej perspektywy, rok 2017 można uznać za rewolucyjny: pozytywny wynik otrzymało aż 70 proc. filmów. W końcu pojawiają się ciekawe postacie kobiece, a wśród nich wyjątkowe bohaterki wykreowane przez aktorki po sześćdziesiątce. Wygląda na to, że czasy "wiedźm" powoli przechodzą do lamusa.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy