Reklama

"Miłość po francusku": Buntuj się! Inaczej nie żyjesz!

"Miłość po francusku" to najnowszy film Davida Moreau - reżysera znanego polskiej widowni z realizacji... horrorów "Oko" i "Oni". Tym razem jednak nie ma być strasznie, tylko romantycznie

W gigantycznej hali, gdzieś w Brazylii, blond paniusia na bardzo wysokich szpilkach niemiłosiernie wybrzydza nad okładką nowego numeru jakiegoś magazynu. Cała ekipa drukarni pracuje już od kilkunastu godzin, żeby dogodzić przybyszce z Francji. Niestety, ale kolor tła nie może być pomarańczowy - musi być koniecznie... brazylijsko-żółty. Koniec końców nikt się nie buntuje, a europejska "dyktatorka" osiąga swój cel i wraca klasą biznes do domu.

Pierwsza scena i od razu bardzo jasny komunikat - mamy do czynienia z kobietą elegancką, energiczną, nowoczesną i odrobinę autorytarną. Alice (Virginie Efira) to pracoholiczka pełną gębą. W "Miłości po francusku" jej pracoholizm to paradoksalnie przeszkoda na drodze do sukcesu i punkt wyjścia do powielania dobrze rozpoznawalnych figur współczesnych, medialnych harpii.

Reklama

Najprawdziwsze uczucie - miłość bez granic - rodzi się w samolocie. Przez czysty przypadek - zamiana miejsc, natrętny facet w średnim wieku i strach przed turbulencjami. Potem jeszcze zgubiony drobiazg i zwykły, pewnie wielogodzinny przelot na trasie Brazylia-Francja staje się tylko prologiem do miłosnych rozterek. Sęk tkwi w tym, że przyszły partner Alice o charakterystycznym imieniu Balthazar (Pierre Niney) jest studentem architektury i ma zaledwie 20 lat.

W "Miłości po francusku" chodzi przede wszystkim o kontrast pomiędzy tym, na co mogą pozwolić sobie mężczyźni, a tym, co wolno kobietom. Były mąż Alice nawet po rozwodzie nie omieszka utrzeć nosa swojej byłej. Ojciec Balthazara gustuje tylko i wyłącznie w młodych, głupiutkich dziewczętach, a kobiety pokroju Alice to po prostu "pomarszczone panie" z innej epoki, którym pozostaje liczyć jedynie na uśmiech losu, albo siostrę-swatkę.

Ekscentryzm w filmie Moreau to jedyny ratunek dla pań po trzydziestce, przed czterdziestką i tych w średnim wieku. Młodziutki kochanek może podbić szanse awansu, bo przecież oprócz ciężkiej pracy liczy się "blaza" i brak jakichkolwiek ograniczeń. Kwintesencją takiego sposobu bycia ma być postać matrony magazynu, w którym pracuje Alice, demonicznej Tracy Kimmel (Diana Stewart). Milcząca, wyniosła starsza pani, która nie zna sprzeciwu i bądź co bądź jest kolejnym odbiciem Anny Wintour (albo przynajmniej Meryl Streep z filmu "Diabeł ubiera się u Prady") to wzór dla wszystkich "nowoczesnych kobiet sukcesu". Jak zwykle te panie nie wiedzą, co to prawdziwa miłość.

"Miłość po francusku" hołduje tym kosmicznym podziałom na wyniosłe korporacyjne pracoholiczki i zakochane freelancerki. Historia Alice to historia "rewolucjonistki", która - zamiast oszałamiającej kariery - oczywiście wybrała szczęście w życiu prywatnym. Dała się ponieść relacji z szarmanckim młodzieńcem, dla którego bezkompromisowość i dobre wychowanie to podstawa egzystencji. Balthazar to wyjątkowo długo oczekiwany książę z bajki, o którym marzą przede wszystkim te najbardziej zapracowane i niezależne harpie. Takie owoce rodzin królewskich zdarzają się wyjątkowo rzadko, więc nie pozostaje nic więcej, jak tylko szturmować wysokie stanowiska, wzbudzać strach wśród pracowników i kolekcjonować modne okulary przeciwsłoneczne, które po prostu pozwalają przetrwać. A o "szklanym suficie" ani mru mru...

6,5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Miłość po francusku" ("20 ans d'écart") reż. David Moreau, Francja 2013, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 9 sierpnia 2013

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy