Reklama

"Tylko świnie siedzą w kinie"

Przez ponad sześćdziesiąt lat zbierały kurz na półkach archiwów. Prostackie i kiepskie, ale też jadowite i agresywne - filmy grane w polskich kichach pod niemiecką okupacją. W tym roku Letnia Akademia Filmowa wydobyła je na światło dzienne, by nadać trochę kolorów tej białej plamie w historii kina.

Gdy w polskich kinach jedyną propozycją repertuarową były propagandowe produkcje nazistów, przejawem uczuć patriotycznych i dobrego tonu było omijanie sal kinowych jak najszerszym łukiem. Produkcja filmów polskich pod okupacją została wstrzymana, a twórcy i aktorzy w większości odmawiali udziału w filmowych projektach Niemców. I choć kino propagandowe (nie tylko niemieckie) ma w swoim lamusie kilka pereł (filmy Leni Riefenstahl, "Iwan Groźny" czy "Pancernik Potiomkin" Sergieja Eisensteina, "Henryk V" Laurence?a Oliviera) organizatorzy LAF?u z rozmysłem zdecydowali się zbudować cykl "Kino pod okupacją" jedynie z tytułów o wątpliwej reputacji i wartości artystycznej. W końcu dzieła bronią się same, nawet jeśli powstały na zamówienie zbrodniczych systemów. Tymczasem w czasie przeglądu w Zwierzyńcu widzom przyszło się borykać z prawdziwą, kinową "papką" tamtego okresu.

Reklama

"Zapraszam państwa na zakazany owoc... cokolwiek jednak robaczywy" - ostrzegał przed seansem "Żyda Süssa" prowadzący prelekcję Łukasz Maciejewski.

Film wyreżyserował Veit Harlan, twórca oskarżony po II Wojnie Światowej o zbrodnie przeciwko ludzkości. Jego dorobek jest "najskrajniejszym przykładem niebezpiecznego kina" - jak określiła go Olga Katafiasz, w swoim tekście "Uwaga historia!".

Na szczęście z perspektywy czasu diabeł może i okazał się tak straszny jak go malują, ale przynajmniej farby zblakły. "Żyd Süss" nie ma już jadu, stał się karykaturą własnego wydźwięku. Główni bohaterowie, w założeniu Harlana pozytywni, współczesnemu widzowi jawią się jako banda tępych, zawistnych antysemitów, a poczynania przewrotnego i złego bankiera Süssa to raczej walka o równouprawnienie jego ziomków, a nie przewrotny spisek. Mało kto poczuł się "zeświniony" przez uczestnictwo w seansie.

Bartosz Stoczkowski, Zwierzyniec

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: światło dzienne | filmy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy