Reklama

Klątwa bollywoodzkiego metrażu

Każdy kto znalazł się w zwierzynieckim kinie Skarb, by obejrzeć filmy animowane autorstwa Gitanjali Rao, miał rzadką okazję zapoznać się z nieznaną szerzej twarzą animowanych Indii. O tym, co inspiruje ją w polskiej animacji i o kłopotach filmu rodem z Bombaju reżyserka opowiedziała na spotkaniu z widzami po projekcji.

Przed spotkaniem publiczność obecna na sali miała okazję zobaczyć trzy animacje: krótkometrażowe "Orange", obsypany nagrodami w Cannes "Printed Rainbow" oraz fragmenty niekończonego filmu "Girgit". Zaraz po nich reżyserka z uśmiechem zaczęła odpowiadać na pytania.

Jak okazało się na samym początku rozmowy, niebagatelny wpływ na drogę życiową Gitanjali Rao miał, także obecny na spotkaniu, profesor Jerzy Kucia.

"Uczęszczałam na warsztaty filmu animowanego, które w Indiach prowadził profesor Jerzy Kucia. Gdy zobaczyłam filmy profesora postanowiłam zająć się animacją, bo zrozumiałam, że jest to najpiękniejsza rzecz, jaką mogę robić" - rozpoczęła swoją opowieść hinduska reżyserka.

Reklama

"Gdy rozpoczynałam swoją przygodę z filmem animowanym, to w Indiach szkoła animacji była oparta na filmach Disneya" - wspominała animatorka.

Szczęśliwym trafem profesor Kucia wrócił jeszcze raz do Indii ze swoją kolejną retrospektywą, a później zaprosił młodą animatorkę do Krakowa. W ten sposób narodziło się w niej spojrzenie na animację, tak odmienne od tego, jakie kultywowali zamerykanizowani twórcy w jej rodzimym kraju.

Wyrastająca z indyjskich motywów i tradycji twórczość Gitanjali Rao spotkała się z gorącym przyjęciem poza granicami Indii, czego dowodem jest między innymi deszcz nagród, jakimi został obsypany jej film "Printed Rainbow" (między innymi: Young Cristic's Award i Rail d'Or w Cannes, Grand Prix i Best Short Award na festiwalu w Tokio). Niestety nie przekłada się to na zainteresowanie producentów z Indii.

"Przy produkcji filmu krótkometrażowego jest prawie niemożliwe zdobycie funduszy, nawet jeśli byłbyś laureatem Oscara. W przypadku filmu długometrażowego nie ma z tym problemu" - wyjaśniła Rao.

Okazuje się że Hindusi nie są zainteresowani filmami trwającymi mniej niż standardowe, hollywoodzkie trzy godziny...

Na szczęście Gitanjali Rao przyznała, że w trakcie pracy nad swoim przyszłym filmem długometrażowym zamierza w wolnym czasie zrobić, przy okazji, co najmniej jeden krótki.

Bartosz Stoczkowski, Zwierzyniec

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: metraż | filmy | klątwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy