Julia Ormond: Pochwała kobiecej siły
Kiedy w latach 90. urodziwa Julia Ormond pojawiła się na wielkim ekranie - najpierw u boku Brada Pitta w "Wichrach namiętności"; później w towarzystwie Richarda Gere'a i Seana Connery'ego w "Rycerzu króla Artura"; wreszcie w "Sabrinie", gdzie wystąpiła z Harrisonem Fordem - w Hollywood wszyscy uznali, że czeka ją taka sama świetlana przyszłość jak ta, która stała się udziałem innej słynnej Julii tamtych czasów - Julii Roberts. Sama Ormond również była bliska uwierzenia w ten scenariusz.
Julia Ormond: Pochwała kobiecej siły 7
zobacz zdjęcia
Julia Ormond: Pochwała kobiecej siły
Kiedy w latach 90. urodziwa Julia Ormond pojawiła się na wielkim ekranie - najpierw u boku Brada Pitta w "Wichrach namiętności"; później w towarzystwie Richarda Gere'a i Seana Connery'ego w "Rycerzu króla Artura"; wreszcie w "Sabrinie", gdzie wystąpiła z Harrisonem Fordem - w Hollywood wszyscy uznali, że czeka ją taka sama świetlana przyszłość jak ta, która stała się udziałem innej słynnej Julii tamtych czasów - Julii Roberts. Sama Ormond również była bliska uwierzenia w ten scenariusz.
1 / 7
Przez kilka lat ta brytyjska aktorka rzeczywiście była obsadzana jako romantyczna heroina w głośnych filmach. W 1997 r. przydarzył się jej jednak "wypadek przy pracy": thriller "Biały labirynt" z jej udziałem poniósł spektakularną porażkę - a ona sama wypadła z hollywoodzkiej pierwszej ligi. Po tych wydarzeniach Ormond zrobiła sobie krótką przerwę i skrupulatnie przeanalizowała rozwój swojej kariery. Wniosek nasunął się sam: zamiast grać w kółko jedną postać - czyli ładną towarzyszkę głównego bohatera - pora zacząć wcielać się w takie kobiety, które same mają coś do powiedzenia.
2 / 7
Niezaprzeczalnym faktem jest, że Hollywood zwróciło na nią uwagę dzięki jej nieprzeciętnej urodzie - ale dziś Ormond skłania się raczej ku przypuszczeniu, że wygląd zewnętrzny odbił się ujemnie na jej karierze. „Wychowali mnie rodzice, którzy nigdy nie wspominali o takich rzeczach, jak piękno fizyczne; nie przywiązywali również wagi do tego, jak ktoś wygląda - opowiada. - Moja mama wciąż świetnie się prezentuje, a ludzie prawią jej komplementy. Ja jednak nie pamiętam, żeby w naszym domu rodzinnym mówiło się o mojej urodzie. Nie przypominam sobie ani jednej wzmianki na ten temat. Tak było dopóki nie skończyłam 14. roku życia. Rodzice troszczyli się tylko o to, czy jestem czysta i czy wyglądam schludnie” – mówiła „New York Timesowi”.
Źródło: Getty Images
Autor: The LIFE Picture Collection
3 / 7
Przygodę z aktorstwem Ormond rozpoczęła jako nastolatka. „Zaczęłam brać udział w szkolnych przedstawieniach. Na początku w ogóle nie myślałam o tym, że coś, co sprawia mi taką frajdę, mogłoby stać się moim zawodem. Później dowiedziałam się, że egzamin wstępny do szkoły aktorskiej jest płatny, postanowiłam więc dorobić trochę jako kelnerka. Następnie zgłosiłam się do pracy w butiku, a wreszcie zaczęłam sprzedawać polisy ubezpieczeniowe. To znaczy, nie sprzedawałam ich zbyt wiele, bo za bardzo pochłaniały mnie rozmowy z klientami o ich życiu prywatnym”- zdradziła w rozmowie z „New York Timesem”.
Źródło: Getty Images
Autor: Ron Davis
4 / 7
I wtedy właśnie odkryło ją Hollywood. W listopadzie 1995 r. Ormond pojawiła się na okładce magazynu "Vanity Fair". „Kiedy to wszystko się zaczęło, zorientowałam się, że główny akcent kładziony jest na mój wygląd. ‘Wygląda nieźle, ale czy coś potrafi?’. Nie podoba mi się taka hierarchia wartości. Najlepiej jest znaleźć w życiu złoty środek” – deklarowała Ormond.
Źródło: Getty Images
Autor: Ron Galella, Ltd./Ron Galella Collection
5 / 7
W ostatnich latach kinomani mogli oglądać Ormond głównie w rolach drugoplanowych: w "Ciekawym przypadku Benjamina Buttona", "Che", "Moim tygodniu z Marilyn" (zagrała tam Vivien Leigh) czy w "Grupie Wschód". Zdobyła również nagrodę Emmy za rolę w dramacie "Temple Grandin" (2010), gdzie zagrała matkę tytułowej bohaterki (Claire Danes) - autystycznej kobiety, której udaje się spełnić swoje życiowe marzenia.
Źródło: East News
Autor: Laurence Cendrowicz/The Weinstein Company/Courtesy Everett Collection
6 / 7
Ormond jest nie tylko aktorką, ale też ambasadorką dobrej woli UNICEF. Nosi ten zaszczytny tytuł od 2005 r., a w swojej działalności koncentruje się na kwestiach handlu ludźmi i współczesnego niewolnictwa. Swego czasu założyła nawet organizację, która zwalcza te zjawiska, i wyprodukowała głośny film dokumentalny "Calling the Ghosts", opowiadający o torturowaniu kobiet w bośniackich obozach koncentracyjnych.
Źródło: Getty Images
Autor: Ted Soqui/Corbis
7 / 7
Dziś aktorka o wiele bardziej ceni swoje najnowsze osiągnięcia, mimo iż nigdy nie były one nagłaśniane w takim stopniu, jak jej wcześniejsze sukcesy. „Role naiwnych, niewinnych kobiet rzadko kiedy bywają interesujące z aktorskiego punktu widzenia. To na ogół partie drugoplanowe, chociaż mówi się o nich jako o głównych rolach kobiecych. Rocznie powstaje zaledwie kilka filmów, w których występują ciekawie napisane bohaterki - mówię tu o rolach dla młodych aktorek. Jako przykład podałabym "Igrzyska śmierci". Bardziej mięsiste role pojawiają się w miarę, jak stajesz się starsza - i dojrzalsza” – puentuje Ormond.
Źródło: Getty Images
Autor: Daniele Venturelli