1 / 3
"Tully", film twórców "Juno", to słodko-gorzki obraz prawdy o macierzyństwie, którego ucieleśnieniem jest Charlize Theron. Aktorka, która do roli w obrazie przytyła 18 kg, podkreśla, że temat depresji poporodowej to problem, którego nie można zamykać w ciasnym pudełku z podpisem "zmęczona matka".
Dwójka małych dzieci i noworodek - to macierzyńska żonglerka matczyną codziennością, z którą musi uporać się Marlo, główna bohaterka filmu "Tully". W wywiadzie dla "Elle" Charlize Theron, która wciela się w rolę Marlo, przyznaje, że inspiracją dla jej postaci była jej bliska przyjaciółka
Reklama
"Moja przyjaciółka Ashlee była dla mnie wielką inspiracją w trakcie pracy nad 'Tully'. Widziałam, jak zmaga się z depresją poporodową. Miała taki moment, kiedy przyszła i powiedziała: 'Nie wiem jak mam się teraz czuć. Nie czuję się sobą'" - wspomina w wywiadzie aktorka. Charlize Theron sama wychowuje dwójkę adoptowanych dzieci i zdradza, że rozumie postawę głównej bohaterki, która sama chce podołać wszystkim obowiązkom. Podobnie jak Marlo z trudem przyjmowała pomoc innych. Do domu jej bohaterki puka tajemnicza niania, Tully... Młoda, piękna i zwariowana opiekunka szybko wywraca do góry nogami życie całej rodziny. W przypadku aktorki z pomocą zawsze spieszą jej mama i przyjaciele.
"Nie przeżyłam 30-godzinnego porodu, okresu ciąży, nie przeżyłam tych wszystkich fizycznych aspektów. Zatem nie miałam problemu, żeby wstawać w nocy co dwie godziny. Niektóre kobiety to uwielbiają, inne nie. Nadszedł czas, aby pokazać, że depresji poporodowej nie da się wcisnąć do ciasnego pudełka" - podkreśla.
Źródło: materiały dystrybutora
2 / 3
Przyznaje, że adopcja była dla niej czymś oczywistym. Wspomina list, który napisała jako mała dziewczynka, który pokazała jej mama. "Kiedy po raz pierwszy złożyłam wniosek adopcyjny moja mama pokazała mi list, który napisałam, kiedy byłam mała. Poprosiłam w nim żebyśmy udały się do sierocińca. W Południowej Afryce sierocińce są wszędzie, a ja bardzo chciałam mieć siostrę albo brata. Zawsze byłam świadoma tego, że jest tak wiele dzieci, które nie mają swoich rodzin. Adopcja jest kwestią bardzo osobistą. Znam wiele osób, które niezwykle kocham i cenię, które nie zdecydowałyby się wychowywać innego dziecka niż ich własne. Szanuję to. Ja nigdy nie widziałam różnicy między wychowywaniem dziecka adoptowanego i biologicznego. Nie sądzę, żeby coś mi umykało" - zapewnia.
Przyznaje jednak, że czas adopcji był jednym z najtrudniejszych w jej życiu.
Źródło: materiały dystrybutora