Zmagania prawdziwych kobiet z trudnym męskim światem
Zagrała w dwóch z trzech filmów scenariuszowo-reżyserskiego duetu Andrzej Saramonowicz - Tomasz Konecki. Zabrakło jej tylko w "Testosteronie", ale tam główne role grali mężczyźni. Teraz będziemy mogli Ją oglądać w najnowszej produkcji twórców "Ciała" - "Lejdis". Z Edytą Olszówka rozmawiały Ewelina Wiśniewska i Magdalena Romanowicz.
"Lejdis" to nie pierwsza Pani współpraca z duetem Saramonowicz-Konecki. Wcześniej był film "Pół serio" i "Ciało". Czy to przekonało Panią, by przyjąć rolę jednej z głównych bohaterek- Łucji?
Edyta Olszówka: Zgadza się, współpracuję z chłopakami od ich debiutu, ale warto zaznaczyć, że poprzednie filmy - "Pół serio" oraz "Ciało" - to było zupełnie inne kino niż "Lejdis". Film ma to do siebie, że za sprawą twórców i aktorów wytwarza swego rodzaju magię. Według mnie najpiękniejsze w zawodzie aktora jest to, że może tworzyć pewną bajkę, pewną historię i pewien świat, który tak naprawdę nie istnieje. W ten filmowy świat my wszyscy, począwszy od reżysera a skończywszy na oświetleniowcu, bardzo wierzymy. Chociaż takie balansowanie na pograniczu rzeczywistości i fikcji, co prawda jest magiczne, ale i odrobinę niebezpieczne. I nie będę ukrywała, że sama mam teraz problem ze swoim rzeczywistym światem.
Moja cała uwaga koncentruje się na "Lejdis" i nie jestem teraz w stanie spotykać się z przyjaciółmi, oddawać się życiu partnerskiemu, czy emocjonalnemu. Jednym słowem całą sobą jestem w filmie.
Ostatnia produkcja duetu to "Testosteron", komedia zwana hormonalną, prezentująca typowo męski punkt widzenia. Czy "Lejdis" to będzie odpowiedź estrogenu na "Testosteron"? Czy w związku z tym, że filmy prezentują dwa przeciwstawne sobie światy i aktorska obsada męskich ról jest w obu obrazach prawie taka sama, nie będzie na planie rywalizacji mężczyźni-kobiety?
Edyta Olszówka: Nie, u nas nie ma rywalizacji, jest bardzo sympatycznie i spokojnie. A czy jest to odpowiedź estrogenu na "Testosteron"? Według mnie, nie. Takie zdanie może jednak służyć jako doskonały chwyt reklamowy.
Dla mnie "Lejdis" to opowieść o czterech kobietach, które mentalnie spajają się w jedną całość, które borykają się z absurdalnością męskiego świata. To opowieść o nas, kobietach, samodzielnych, niezależnych i strasznie zagubionych. Ciągle musimy się doskonalić i coś udowadniać, a w efekcie być i kobietą i mężczyzną. I wcale nam to tak do końca nie odpowiada, bo strasznie chcemy, by ci nasi faceci "mieli jaja" i stanęli na nogach, żeby się wreszcie obudzili. To, że my się usamodzielniamy, jeździmy samochodem, pracujemy zawodowo, zarabiamy na dom, wychowujemy dzieci - nie zwalnia ich z obowiązku bycia prawdziwym mężczyzną. A trochę tak jest, że teraz kobiety robią wszystko, a mężczyźni nie są nawet w stanie sprostać naszym seksualnym oczekiwaniom.
Zatem pojawią się w "Lejdis" i bardziej intymne sceny?
Edyta Olszówka: Zgadza się. Będą i takie sceny (śmiech). Scenarzysta Andrzej Saramonowicz przyporządkował każdej z bohaterek dwóch facetów, takie dwie krążące męskie satelity. To nie jest przypadek, to ma swój sens, bo coś w tym jest i sami państwo zobaczą co mam na myśli. Wokół każdej z nas krążą dwie męskie satelity, które wspólnie tworzą jakąś rzeczową całość. Oczywiście cały czas mówimy o świecie filmu, żeby było jasne (miech).
Czy może pani zdradzić na jakiej zasadzie będą uzupełniały się dwie męskie satelity, które krążą wokół Łucji?
Edyta Olszówka: Powiem tylko, że wiele rzeczy zaskakuje i może odrobinę szokuje, ale nie chce dokładniej mówić co. Nie jest to wprawdzie tajemnica, ale jak wam teraz to opowiem to będziecie inaczej na ten film patrzeć i będziecie już coś wiedzieć. A jeśli mamy mówić o jakimś sukcesie filmu, to lepiej nie wiedzieć i zdecydowanie lepiej, jeśli fabuła będzie zaskakiwała.
W takim razie widzowie mogę liczyć na dużo zaskakujących momentów i nieprzewidzianych zwrotów akcji?
Edyta Olszówka: Owszem, jest dużo takiego zaskakującego "Aż tu nagle!". Dla mnie rzeczywiście było wiele momentów w tym scenariuszu, nad którymi z niedowierzaniem się zatrzymywałam. Te momenty, w których aż się chce powiedzieć - "Ojej!" - coś zupełnie niespodziewanego, nawet niezwykłego. I mam nadzieję, że uda nam się to utrzymać i uchronić dla widza, że tego nie przegramy i nie "przefajnujemy".
Powiedzmy sobie prawdę, my - kobiety mamy niesamowitą tendencję do przedobrzania, niesamowity talent do przejaskrawiania, przerabiania wszystkiego po swojemu, kobiecemu. Tak mamy, nie oszukujmy się, że jest inaczej.
W materiałach prasowych pojawiło się porównanie "Lejdis" do popularnego amerykańskiego serialu "Gotowe na wszystko" i "Seks w wielkim mieście". Czy to będzie film o takich kobietach?
Edyta Olszówka: My jesteśmy polskimi kobietami z naszymi polskimi problemami, rozkopują nam ul. Marszałkowską, mamy korki na Wisłostradzie, jak kupujemy ciuchy, to zazwyczaj H&M lub w podobnych sklepach, a jak już bardziej ekskluzywnie to Max Mara. Polska to mały kraj, mamy swoje problemy i to wszystko wygląda nieco inaczej, niż w realiach amerykańskich. Owszem, istota kobiecości jest ta sama, ale moim zdaniem "Gotowe na wszystko", czy "Seks w wielkim mieście" dotyczy pewnego targetu - kobiet, które mają pieniądze.
To o czym tak naprawdę opowiada "Lejdis"?
Edyta Olszówka: Ten filmowy świat jest tak skonstruowany, że szukamy siebie i też szukamy się z kimś. Ktoś kiedyś powiedział, że najgorsze to obudzić się na starość i mieć za partnera złoto i to dotyczy zarówno tych bogatych, jak i tych biednych. Każda z nas ma rozwalone życie emocjonalne, bo nie wierzę, że tak nie jest - i takie też są bohaterki "Lejdis". Każda z nas ma wiele pytań i każda się zastanawia, czy ten, to "ten" i jak "ten", to dlaczego tak, a jak "nie ten", to który? Tak naprawdę karmimy się ciągle hasłem "Ja go zmienię, ja go zmienię", a tak naprawdę to oni - mężczyźni się nie zmieniają. Alkoholik pozostaje alkoholikiem, egoista - egoistą, a "wrażliwy-miękki" pozostaje "wrażliwym-miękkim" i nie zrobimy z niego macho. Myślę, że "Lejdis" pokazują w sposób dosyć humorystyczny zmagania prawdziwych kobiet z tym trudnym męskim światem.
Dziękujemy za rozmowę.