Reklama

Weronika Rosati: Mam swój świat

- Zależy mi na tym, żeby wierzyli we mnie ludzie, którzy widzieli moją pracę (...) Jeśli ktoś sugeruje się tylko tym, co piszą plotkarskie portale, to jego opinia jest dla mnIe nieobiektywna i nieuczciwa - mówi Weronika Rosati, którą możemy obecnie oglądać w amerykańskim serialu "Luck".

Weronika Rosati ma już na koncie ekranowe epizody u boku hollywoodzkich gwiazd - Michaela Madsena ("The House") i Sharon Stone ("Spiek"). Od niedawna jej kariera za oceanem wyraźnie rozkwita. Pokonała setki kandydatek do roli w serialu "Luck" i zagrała u boku takich hollywoodzkich gwiazd, jak Dustin Hoffman i Nick Nolte.

O życiu w Los Angeles, kłopotach z popularnością, ciężkiej pracy, marzeniach i nie tylko Weronika Rosati rozmawia z Martą Grzywacz z RMF FM.

Marta Grzywacz, RMF FM: Co byś powiedziała tym wszystkim, szczególnie w Polsce, którzy w ciebie nie wierzyli?

Reklama

Weronika Rosati: - Że to był ich problem. I jest ich problem jeśli nadal nie wierzą. Mnie zależy na tym, żeby wierzyli we mnie ludzie, którzy widzieli moją pracę. Jeśli ktoś na przykład widział moją rolę w "Pitbullu" i we mnie nie wierzy - ma do tego prawo. Jedne aktorki lubimy, innych nie, ale jeśli ktoś nie widział jak gram, nie czytał moich autoryzowanych wywiadów czy nie słuchał ich, a sugeruje się tylko tym, co piszą plotkarskie portale, to jego opinia jest dla mnIe nieobiektywna i nieuczciwa.

Czy możesz już mówić, że odnosisz za granicą pierwsze sukcesy?

- Mogę mówić, że jestem dumna z projektów, w których wzięłam udział, z "Luck" i z "Obławy". Nie mam nadziei, że to mi otworzy drzwi czy rozpocznie karierę, mam tylko nadzieję, że ludzie filmu na świecie będą wiedzieli kim jestem i znali moją pracę. Mam wtedy więcej szans zaproszenia na casting. Chodzi mi o większe castingi, do których do tej pory nie miałam dostępu. Chciałabym, żeby pomyśleli: "Może Weronikę weźmiemy do tego projektu".

Jak ci się udało przebić przez amerykańskie castingi. Czy to był luck?

- To nie był luck. To była wypadkowa wielu lat i wielu castingów, w których wzięłam udział. Dochodziłam do ostatniego etapu, byłam w ostatniej trójce, a rolę dostawały albo nazwiska albo dziewczyny z kraju pochodzenia, do którego szukali roli. Strasznie trudno przeskoczyć narodowość i grać w moim przypadku inne role niż Polki czy Rosjanki. Jeśli jest do obsadzenia rola Francuzki mój agent musi im wysyłać film, w którym mówię po francusku, bo nikt nie wierzy, że Polka może mówić perfekcyjnie w tym języku. Za każdym razem musimy się nieźle namęczyć, żeby komuś coś udowodnić. Mam nadzieję, że rola w Luck sporawi, że castingowcy będą chcieli mnie zatrudniać w roli Francuski, Włoszki, czy nawet Amerykanki, która jest skądś.

Czy ty zgubiłaś już akcent, czy nigdy go nie zgubisz?

- Nikt, kto nie mieszka w Stanach od dzieciństwa nie zgubi go do końca. Ja prawie nie mam akcentu, podobno, ale jednak trochę go jest. Nie ma strasznej potrzeby, żeby się go wyzbywać, bo przez to, że jest nieokreślony mogę grać różne narodowości.

Język cię nie ogranicza, ogranicza cię więc tylko twój wygląd zewnętrzny, twoja uroda?

- Nie wiem. Nie uważam, żebym miała urodę. Będzie to zresztą widać w "Obławie".

Będziesz brzydka?

- Będę tak brzydka, tak strasznie brzydka, że kiedy zobaczyłam się na ekranie, parę razy się popłakałam. Z wściekłości na samą siebie, że to zaproponowałam. Chciałam grać bez makijażu, wręcz pobrzydzona cieniami, z nietwarzową fryzurą i w szmatach. I w życiu siebie takiej nie widziałam. To była najgorsza z możliwych wersji mnie. Nie taka jak wtedy, kiedy wstaję z łóżka, tylko o wiele gorsza. Przeżyłam moment paniki, ale chodziło mi o wiarygodność postaci.


Jak ostatecznie udało ci się zdobyć rolę w "Luck" , serialu z Dustinem Hoffmanem i Nickiem Nolte?

- Mój agent w Ameryce wysłał moje nagrania na casting. Parę tygodni przed świętami. To jest bardzo rzadkie, bo oni chcą widzieć aktora na żywo. Ale tym razem chyba im pasowałam od początku. Dostałam od agenta scenę, którą nagrałam w Warszawie, w studiu, wysłałam do Stanów i zapomniałam. Nie wierzyłam, że dostanę rolę w serialu HBO, z Dustinem Hoffmanem. I nagle zostałam poproszona o to, żeby stawić się na planie po Nowym Roku. Na początku mnie badali, przede wszystkim pod kątem wzrostu. Sprawdzali czy nie jestem za wysoka...

Bo akcja filmu dzieje się w świecie dżokejów?

- Bo moi koledzy z planu nie byli zbyt wysocy.

Znowu luck?

- Cieszę się, ze jestem drobna. To mi pomaga w wielu sytuacjach, nawet w samolocie, kiedy mogę się zwinąć w kłębek. A co do "Luck" to o decyzji reżysera, Michaela Manna, dowiedziałam się dwa dni przed świętami. Mój agent zadzwonił i wypowiedział bardzo ładne zdanie: "Michael Mann chciałby ci dać rolę w swoim serialu".

Jak przygotowywano cię do roli pracowniczki kasyna?

- W kasynie, w którym kręciliśmy, jednym z największych w Los Angeles, miałam lekcje po parę godzin dziennie. Kiedy przyjeżdżałam o 9 rano, widziałam zarośniętych, zmęczonych mężczyzn, którzy siedzieli tam przez całą noc. Kiedy wyjeżdżałam pięć godzin potem, oni siedzieli tam nadal przy stołach i dalej grali. W kasynie nie ma zegarków, nigdzie. To jest miejsce gdzie traci się poczucie czasu i gdzie traci się czas. Świat zewnętrzny tam nie istnieje. Ludzie kompletnie się w tym gubią. Dla mnie to te nerwy, to napięcie, które unosiło się w powietrzu było nie do wytrzymania.

Obserwowałaś jakieś ludzkie tragedie?

- Na porządku dziennym było to, że ktoś odskakiwał od stołu, przeklinał, przybiegali ochroniarze. To było normalne.

Nie bałaś się?

- Byłam tam pod opieką, ale doświadczenie było przerażające.

Umiesz potasować karty?

- Umiem, umiem! A to wcale nie jest takie proste w pokerze. Każdy ruch jest ważny. Trzeba dokładnie wiedzieć, kiedy rozdać karty, a kiedy uderzyć w stół.

Nauczyłaś się oszukiwać w kartach?

- Nie, nie mam słabości do grania w karty, nie złapałam tego bakcyla. Niektórzy aktorzy szli i grali w przerwie w pokera, ale ja nie lubię. I nie wierzę w oszukiwanie, także w kartach. Jak byłam mała tata mówił na mnie pchła-szachrajka, bo kiedy graliśmy w wojnę to próbowałam oszukiwać i zawsze mnie na tym przyłapano. Doszłam do wniosku, że nie umiem oszukiwać i będę sobie musiała poradzić w życiu inaczej.


Rodzice dobrze przygotowali cię do życia w różnych środowiskach?

- Przygotowali mnie chcąc nie chcąc. Kiedy byłam mała tata podróżował, był w ONZ, w Genewie przez pięć lat, rok byliśmy w Stanach. Cały czas w ruchu. Przyzwyczaiłam się do tego, że zmieniam szkoły i że nie powinnam się przywiązywać ani do ludzi ani do miejsca, bo to zaraz może się zmienić. Dzisiaj to jest problem, bo ja nie potrafię się zżyć z miejscem, ludźmi i mam swój świat, który potrafię całkowicie zmienić w ciągu paru dni. Ale z drugiej strony, wszędzie mogę się odnaleźć i wszędzie poczuć się w domu, jeśli go trochę stworzę.

Jak go tworzysz?

- Jeśli w jakimś miejscu pracuję dłużej, to wynajmuję mieszkanie, bo nienawidzę hoteli. Przywożę swoje DVD, książki, zdjęcia. Zawsze bardzo chcę poznać miejsce, w którym mieszkam. Znajduję ulubioną restaurację i muszę mieć swój sklep z jedzeniem, do którego chodzę.

Ludzie, którzy znają Stany dzielą się na zwolenników Nowego Jorku albo Los Angeles. Do której grupy należysz?

- Zdecydowanie wolę Los Angeles, kocham palmy i ciepły klimat. Poza tym ludzie są tam życzliwi i uśmiechnięci.

Ale z Polski wyjechałaś najpierw do szkoły w Nowym Jorku, uczyłaś się w The Lee Strasberg Theatre and Film Institute.

- Tak, zrobiłam dwa lata kursu. W Polsce, mimo, że zagrałam w "Pitbullu", istniałam nie tyle jako aktorka, co jako osoba publiczna. To mnie bardzo denerwowało. Teraz mam nadzieję, że za sprawą "Luck" ludzie zaczną mnie poważniej traktować. Do Nowego Jorku wyleciałam świadomie, odpocząć od zainteresowania prasy moją osobą, przez co zahamowałam moją karierę, ale chciałam się skupić na sobie i aktorstwie.

To była ucieczka?

- To była ucieczka, choć na ilość zdjęć w gazetach nie mam wpływu. Nawet, kiedy mnie nie ma w Polsce. To jest trudne i niefajne. Ostatnio zapytano mnie podczas wywiadu do amerykańskiego pisma, czy chciałabym być sławna. Powiedziałam, że nie, bo sława dała mi to wszystko, czego nie chciałam.

Jakie zadania aktorskie dostawałaś w Lee Strasberg?

- Miałam nauczyciela, który znał jeszcze Marylin Monroe i Jane Fondę, z tą ostatnią łączył go nawet romans i on fantastycznie uczył, jak wejść w postać. Moim marzeniem było zawsze zagrać Kleopatrę, więc przygotowałam najbardziej dramatyczny monolog z Szekspira. Gram Kleopatrę, wielką królową, zmysłową, uwodzicielską, łamaczkę serc, a on mówi: "Świetnie Weronika, a teraz zagraj jakbyś była swoją mamą". Nie wierzyłam. Mówię mu, że moja mama nie ma nic wspólnego z Kleopatrą, a on, że właśnie o to chodzi, że chce, żebym zapomniała o tekście i myślała o postaci. Kleopatra była charakterna i silna. A ja dodatkowo wybrałam swój ukochany, fragment, kiedy Marek Antoniusz umiera, a Kleopatra mówi do niego: "Świat bez ciebie jest niczym, jest bagnem". Było mi bardzo trudno zrobić to tak, jak moja mama, która jest bardzo spokojna, łagodna i wyważona.

Nawet w kłótni?

- Tak, w porównaniu do mnie. I ja ten histeryczny tekst powiedziałam tak, jakbym tłumaczyła coś dziecku, bardzo łagodnie, a cała klasa zamarła, bo kiedy tekst mówi co innego, a aktor gra co innego, efekt sceniczny jest niesamowity.

Zostałaś za to pochwalona?

- O ile pamiętam - tak.


Czy ty się przyjaźnisz z ludźmi z planu, z aktorami?

- Już przestałam odpowiadać na takie pytania. Kiedyś powiedziałam o spotkaniu w supermarkecie z Sharon Stone, a potem przez dwa lata śmiano się, ze mnie, że mówię, że się przyjaźnię z Sharon Stone. Miałam potem wielką satysfakcję, kiedy zagrałam z nią w filmie. Wielką satysfakcję. Uważam, ze te komentarze były złośliwe i wynikały chyba z zawiści. Jedyny powód dla którego opowiedziałam wtedy o tym spotkaniu to jej rady, których mi udzieliła. Rozmawiałyśmy o szkołach, o managerach. To była bardzo fajna rozmowa. I ważna dla mnie. Takich rozmów miałam później mnóstwo ze znanymi osobami. Ale przestałam o tym mówić, żeby nie mówili, że się tym chwalę. Jeśli z nimi pracuję, to oczywiste, że ich znam. Z niektórymi się przyjaźnię, z innymi tylko pracowałam. I koniec.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Weronika Rosati była gościem Marty Grzywacz w programie RMF Extra 11 marca 2012 roku.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

RMF FM
Dowiedz się więcej na temat: Weronika Rosati | film | aktorka | Luck
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy