To będzie hit lata albo na lata! - zapowiada Urszula Chincz, świeżo upieczona gospodyni nowego show TVN "Dom marzeń". Startuje zaciekły bój o nagrodę o wartości 2,5 mln zł.
"Dom marzeń" był pani pomysłem?
Urszula Chincz: - To program na brytyjskiej licencji, który cieszy się ogromną popularnością w kilkunastu krajach i mam nadzieję, że Polakom też się spodoba. Jestem zachwycona jego ideą. Domowa tematyka, kontakt z fajnymi ludźmi - to mi odpowiada. Czuję się doskonale obsadzona. Kto wie, może to będzie hit lata, albo na lata (śmiech).
Ile odcinków przewidujecie?
- Jedenaście. Finał planujemy na koniec wakacji, 31 sierpnia.
Ponoć uczestnicy show sami muszą ten dom zbudować.
- Tak. Czeka ich codzienna, mozolna, ciężka fizyczna praca na budowie. Bez tego dom marzeń nie powstanie. Nie będzie konkursu, zaliczania punktów. Pary będą musiały działać razem. Mogą też liczyć na fachowe wsparcie Wieśka Skiby, znanego z "Dzień Dobry TVN" majsterkowicza. Zgłosili się do nas ludzie z całej Polski. Najmłodsi uczestnicy mają 25 lat, są żywiołowi, entuzjastycznie nastawieni. Najstarsi, niespełna 60-latkowie, wprowadzają
spokój i ogromne życiowe doświadczenie.
Gdzie jest plac budowy?
- W Starej Wsi, niedaleko Nadarzyna. Dwa dni temu uczestnicy wprowadzili się do kontenerów, w których zamieszkają na czas budowy. Są odcięci od świata. Opuszczają teren tylko po to, by zrobić zakupy w sklepach budowlanych. Ale nie będzie tak źle. Znajdzie się też czas na małe przyjemności.
Czyli wszyscy ciężko harują, a dom otrzyma tylko jedna para? Przewidujecie chociaż nagrodę pocieszenia?
- Takie są reguły. Zwycięzca, wybrany przez widzów, otrzyma piękny, w pełni urządzony dom. Robi wrażenie, bo to największa nagroda w historii polskiej telewizji. Nie zapominajmy o tym, że liczy się przede wszystkim dobra zabawa. Mogę obiecać, że uczestnicy wyjdą z programu z solidnymi umiejętnościami budowlanymi.
Pani udało się zamieszkać w domu, który sobie wymarzyła?
- Tak. Kupiłam go osiem lat temu. Sama zaplanowałam zmiany. I wreszcie jest idealnym domem z moich marzeń. Jestem przekonana, że nikt mnie tak nie urządzi, jak ja sama (śmiech). Dom powinien ewoluować z nami.
Często zmienia pani przestrzeń wokół siebie?
- Uwielbiam przemeblowywać! Wstaję rano, pojawia się pomysł i zabieram się za małą rewolucję. Staram się to robić szybko, zanim mąż wróci z pracy. On bardzo tego nie lubi, ale trudno mi się powstrzymać (śmiech). Na usprawiedliwienie zaznaczę, że to raczej modyfikacje estetyczne, przetasowania mebli, drobna korekta wystroju. Nie porywam się na zmiany kolorów czy układu ścian.
Które miejsce w domu jest dla pani najważniejsze?
- Sypialnia. Tu zaczynam dzień. Jestem rannym ptaszkiem i tuż po przebudzeniu lubię wyjrzeć przez okno na zieleń. Kiedy wszyscy jeszcze śpią, schodzę do kuchni, robię kawę i wracam do łóżka. Mam kwadrans tylko dla siebie. To mnie dobrze nastraja na resztę dnia.
Znajdzie pani chwilę na wakacje?
- Na planie jestem non-stop. Urlop dopiero we wrześniu. Nie wiem, gdzie wyjedziemy. To będzie raczej spontaniczna decyzja. W moim zawodzie nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, więc już dawno przestałam planować na zapas.
Małgorzata Pyrko