Trzyma aktorów na krótkiej smyczy
- Mogłabym już nie pracować, bo mam prawa do swojej twórczości, na emeryturę wystarczy tantiem. Trochę w końcu było tych moich produkcji, więc z głodu nie umrę - mówi królowa polskich seriali, Ilona Łepkowska.
RMF FM, Marta Grzywacz: Śmierć Hanki Mostowiak, a wkrótce także Ryśka z "Klanu" sugeruje zadać pytanie, czy czeka nas także śmierć seriali w ogóle?
Ilona Łepkowska: - Nie, myślę, że nie. Seriale wieloodcinkowe będą istnieć. Choć znużenie po obu stronach ekranu ma prawo się pojawić. Ja się nie dziwię aktorowi, który po kilkunastu latach pracy w serialu chce zrezygnować. Na początku to świetny bonus, stała praca, można sobie zbilansować budżet, przynosi popularność. Po czasie jednak staje się to dla niektórych z nich tak uciążliwe, jak kula u szyi. Nie oznacza to jednak końca serialu. Może tylko to, że tak jak jest w Stanach, powstanie u nas grupa aktorów serialowych, którzy nie grają w teatrach, którym rola w serialu nie będzie ciążyć na innych zadaniach aktorskich.
Dlaczego w takim razie, skoro pani jest wyrozumiała, to niezadowolenie z powodu odejścia Małgorzaty Kożuchowskiej z "M jak miłość".
- Dlatego, że ona załatwiła to nie tak, jak trzeba. Miała negocjowane przedłużenie umowy. Warunki były ustalone. Producent Tadeusz Lampka czekał aż agent Małgosi przyjdzie z nową umową, a on przyszedł z tekstem wypowiedzenia. I kiedy Tadeusz chciał sięgnąć po telefon i zadzwonić do Małgosi, to Jurek Gudejko - jej agent, powiedział, że to nie ma sensu, bo poszło już oświadczenie do prasy, o jej odejściu. Kolejność była niewłaściwa, po 12 latach pracy. Gdybyśmy mieli szansę porozmawiać z Małgosią, na pewno uniknęlibyśmy napięć. A w tej sytuacji musieliśmy dać kontr oświadczenie i zrobił się z tego niepotrzebny, przykry dla wszystkich bałagan.
Nie rozmawialiście z Małgorzatą Kożuchowską osobiście?
- Ona nawet zadzwoniła do mnie wieczorem i mówi: "Ilonko, już wiesz?". Ja na to: "Wiem, ale nie od ciebie". Gdyby powiedziała nam to byśmy zwołali wspólną konferencję prasową, powiedzieli, że to jest decyzja, którą szanujemy i że zostało to z nami uzgodnione. Ale żeby zakończyć ten przykry dla mnie temat, powiem, że Małgosia wybrała kiepski moment na ogłoszenie decyzji, bo tego samego dnia odeszła z tego świata Irena Kwiatkowska, a Małysz poinformował, że kończy karierę. Więc jej informacja była trzecia w kolejności.
Ale i tak po jej serialowej śmierci w kartonach dowcipy mówią, że tylko zmieniła kanał na Cartoon Network.
- Ja znam go w wersji, że jej ulubiony kanał to Cartoon Network. Nie chcę dyskutować ze scenarzystami, jak to było rozwiązane. Fajny był pomysł, że nie zginęła od razu, choć tak myśleliśmy, tylko, że potem pękł jej tętniak. Ale te kartony rzeczywiście mogły być czymś wypełnione. I zawsze się zastanawiam, kto zostawił tyle tak elegancko złożonych kartonów...
Są porządni ludzie na tym świecie... Podobno istnieje czarna lista Ilony Łepkowskiej, na którą trafiają nielojalne aktorki, chcące grać w innych serialach: Kasia Glinka, Małgorzata Potocka.
- Tych plotek jest więcej, niż sytuacja na to zasługuje. Nie ma żadnej czarnej listy. To jest natomiast moja praca. Jestem producentem, który odpowiada za organizację serialu. Uważam, że powinnam słuchać tego, co mówią widzowie, którzy nie znoszą sytuacji, że widzą tą samą twarz w kilku, równolegle czasem wyświetlanych kanałach. Ja jeśli mam ustalone w umowie zasady, gdzie jest napisane, że aktor nie może grać w innym serialu, jednocześnie grając w naszym, to się ich trzymam. I jeśli w takiej sytuacji ukażę tę osobę, to jestem wredną zołzą, suką podłą, która trzyma aktorów na krótkiej smyczy. Nikogo nie zmuszam, żeby podpisywał umowę.
- Jeśli chodzi o Kasię Glinkę - ja się bardzo cieszę, że zaszła w ciążę. Mówię o sobie, że jestem matką producentką, kilkunaściorga dzieci, które urodziły się naszym serialowym aktorom. Bardzo się z tego cieszę, i zawsze staramy się to rozwiązać tak, żeby było z korzyścią dla przyszłej mamy, która powinna być szczególnie chroniona. Jestem naprawdę w dobrych stosunkach z wieloma aktorami, którzy potrafią docenić moje rady, które im czasem daję. A, że jestem zasadnicza? No jestem. To jest moja praca.
A Kasia nie chciała odejść do innego serialu?
- Kasia chciała zagrać w innym serialu, zapytała nas o zgodę, myśmy z Tadeuszem jej nie wyrazili i ona to zaakceptowała. Rozbudowaliśmy jej wątek, myślę, że to co zagrała w serialu "Barwy szczęścia" było dla niej interesujące. Nie sądzę, żeby miała do nas żal.
Ale sytuacja z Małgorzatą Potocką nie była już tak różowa.
- No bo to była jakaś kretyńska historia! Małgosia Potocka, którą znam prywatnie, wypłakiwała mi się, że nie ma pracy. Mówi: chodzę na castingi, niczego nie dostaję. Staraliśmy się traktować ją jak najlepiej, płacić jej jak najszybciej, bo była w trudnej sytuacji. Zapewnialiśmy ją, że jej rola w naszym serialu będzie rozbudowana. Po czym się dowiaduję, że ona gra w serialu "Linia życia". Niby tylko nagrała pilota, ale zaraz! Przecież się widziałyśmy, podobno przepadała na castingach, a tu nagle rola! I dlaczego mi o tym nie powiedziała? O wszystkich problemach mówiła, tylko nie o tym. To jak mam nie być na nią zła?
Może pani pracować z aktorami, na których się pani zawiodła?
- Z Małgosią Potocką pracujemy nadal. Ostatecznie serial "Linia życia" okazał się nietrafionym projektem.
A z Małgorzatą Kożuchowską?
- Tak, choć Małgosia ma teraz dużo zadań, więc nie sądzę, żeby była dostępna. Ale ja się nie obrażam. Obrażają się tylko służące.
Jaka jest pani wymarzona obsada serialowa?
- Nie ma idealnej obsady. W ogóle aktorów do serialu dobiera się nieco inaczej. Oni będą na ekranie przez kilka lat. Liczy się więc typ urody i ekspresja, a także "przechodzenie" przez ekran. Są znakomici aktorzy, którzy zachowują dystans. W teatrze, gdzie jest umowność, to może być dobre, ale w serialu, gdzie jest samo życie - jeden do jednego, to nie jest dobre. Dystans jest barierą, która przeszkadza widzowi w identyfikowaniu się z postacią. Bywają z kolei aktorzy "gorsi", którzy nigdy wielkich ról szekspirowskich nie zagrają, a w serialu sprawdzają się znakomicie, bo mają pewien rodzaj sympatyczności i ciepła.
- Takim przykładem jest Kasia Zielińska. Ona o tym wie, bo jej to mówię, że nie jest osobą, która zagra w teatrze wielką rolę dramatyczną, może grać w komedii, w farsie, w przedstawieniu muzycznym, bo dobrze śpiewa. Ale wielkiej roli nie pociągnie. Natomiast w serialu sprawdza się bardzo dobrze. Nawiązuje bliski kontakt z publicznością, jest jej przyjaciółką. I jest bardzo lubiana.
Kogo pani ceni wśród aktorów nie grających w serialach.
- Na pewno Gajos, Dorociński, Kulesza. Znakomity jest Robert Więckiewicz. Znakomity. Bardzo dobry jest Borys Szyc, choć mógłby ostrożniej wybierać role.
A która jego rola była nietrafiona pani zdaniem?
- On gra generalnie za dużo. Ja uwielbiam Szyca w teatrze. Chodzę do Współczesnego w Warszawie, gdzie on jest gwiazdą i się zachwycam - każda jego rola jest świetna. I jeśli widzę go w jakiejś błahej produkcji telewizyjnej czy filmowej, to jest mi trochę szkoda. No na przykład "Bitwa Warszawska". Wielka superprodukcja, ale rozpięta pomiędzy oczekiwaniami Jurka Hoffmana zrobienia kina hollywoodzkiego, a ambicjami Jarosława Sokoła, który chciał napisać coś bardziej wyrafinowanego, inteligentnego, pogłębionego. I jedna scena jest z Hoffmana, a druga z Sokoła. Szyc nie mógł tego dobrze zagrać. Choć miałam nadzieję, że Natasza Urbańska podciągnie się choć trochę do poziomu Borysa Szyca, a tu się stało odwrotnie. Borys Szyc zszedł do poziomu Nataszy Urbańskiej. To jest bardzo smutne, kiedy się widzi aktora, który ma tak wielkie możliwości, a gra jak z łaski.
Czy polskie seriale muszą być tak niesamowicie długie, czy to maszynka do robienia pieniędzy?
- Rzeczywiście nie robię tego za darmo. Jeśli chodzi o "M jak miłość" to jest program, przy którym są najdroższe reklamy w telewizji. Ze strony telewizji usłyszeliśmy kiedyś zdanie, że brak tego serialu pogrążyłby telewizję. Jeśli powiedziałam kiedyś w programie Tomasza Lisa, że ten serial utrzymuje jego program, on się na mnie żachnął, że sam sobie dobrze radzi. Ale słyszałam, że kiedy podpisywał kontrakt, nalegał na porę emisji pomiędzy serialem "M jak miłość", a jego kulisami, bo wtedy miał zapowiedź w bardzo oglądanym paśmie reklamowym. Więc nie mamy się czego wstydzić.
Czy Ilona Łepkowska zarobiła już tyle, że nie musi pracować do końca życia?
- Ja nie mam wielkich apetytów. Jeśli mam pieniądze, to kupię sobie sukienkę w droższym sklepie. Może Max Mara, może Deni Cler. Przy czym to jest sprawa ostatnich paru lat. Jeżdżę samochodem dość drogim, porządnym i dużym, ale to jest samochód mojego psa, który jest duży. Ja jestem tylko jego kierowcą, Nie jeżdżę na Malediwy. Ostatni urlop spędziłam nad morzem, w domu pracy twórczej, który kosztuje niewielkie pieniądze...
A może pani jest oszczędna?
- Chciała pani powiedzieć skąpa? Nie, nie jestem skąpa. Zdarza mi się pomagać innym, tym, którym się powiodło w życiu gorzej niż mnie. Mogłabym już nie pracować, bo mam prawa do swojej twórczości, na emeryturę wystarczy tantiem. Trochę w końcu było tych moich produkcji, więc z głodu nie umrę.
Pani decyzje obsadowe mogą strącić aktora do Tartaru, w otchłań zapomnienia, ale też wynieść na piedestał. Lista osób, które zawdzięczają pani karierę jest długa. Ale wdzięczność to uczucie, którego nie lubimy.
- Ja nie oczekuję wdzięczności. Ja oczekuję lojalności i świadomości, że stali się znani i popularni dzięki naszej produkcji. Dlatego tę produkcję powinni stawiać na pierwszym miejscu. Nie oczekuję, że ktoś będzie mi z tego powodu przysyłał kwiaty. Ja powiem, że tego nie lubię, bo stawia mnie to w niezręcznej sytuacji. Jedyny moment, kiedy korzystam ze znajomości z aktorem to wtedy, kiedy nie mogę już dostać biletu na jakieś przedstawienie, na którym mi zależy. Wtedy proszę o wprowadzenie na spektakl bocznymi drzwiami. Sama oczekuję tylko lojalności.
Jeśli nie kwiaty, to może czekoladki?
- No gdzie czekoladki! Właśnie udało mi się trochę schudnąć.
Na jakiej diecie?
- Nie żryj tyle. I kupiłam sobie jeszcze maszynę orbitrek. Poza tym tak bardzo na wyglądzie mi nie zależy. Jak się jest młodą aktorką, to się trzeba pilnować, ale ja nie muszę. To raczej kwestia zdrowia. Wystarczająco przyjemną rzeczą jest to, że mój mąż, który powinien się oglądać za kobietami w wieku swojego syna - 20 parę lat, związał się ze mną.
Trochę nie wierzę, że nie dba pani o wygląd. Jednak fajnie jest, kiedy nasz mężczyzna ucieszy się czasem z tego, że dobrze wyglądamy.
- Tak, ale co prawda jestem od niego młodsza, ale tylko o 6 lat. Ale oczywiście staram się nie wyglądać jak kocmołuch.
Trzeba być dobrym dla męża...
- Oczywiście. Ja jestem dobra. Pod warunkiem, że mąż jest dobry dla nas. Nic za darmo.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Po publikacji wywiadu otrzymaliśmy oświadczenie Ilony Łepkowskiej, którego treść publikujemy w całości poniżej:
"Oświadczam, że zamieszczony wywiad był przeznaczony do Radia RMF FM i tylko do niego. Tekst wywiadu nie został przeze mnie zautoryzowany i nie byłam poinformowana, że ukaże się w takim kształcie na portalu INTERIA.PL".
Ilona Łepkowska
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!
Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!