Reklama

Tomasz Włosok: Stabilizacja i spokój ducha

Gdyby mieszkał w Hollywood z pewnością byłby nominowany do Oscara. Mieszkając w Polsce, został doceniony na ubiegłorocznym festiwalu filmowym w Gdyni, gdzie otrzymał statuetkę za najlepszą drugoplanową rolę w filmie "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa". Tomasz Włosok po raz kolejny czaruje na ekranie, tym razem w "Nieobecnych".

Gdyby mieszkał w Hollywood z pewnością byłby nominowany do Oscara. Mieszkając w Polsce, został doceniony na ubiegłorocznym festiwalu filmowym w Gdyni, gdzie otrzymał statuetkę za najlepszą drugoplanową rolę w filmie "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa". Tomasz Włosok po raz kolejny czaruje na ekranie, tym razem w "Nieobecnych".
Tomasz Włosok został doceniony na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za rolę w filmie "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" /AKPA

Tomasz Włosok może pochwalić się również rolami w takich filmach, jak "Boże Ciało", "Diablo. Wyścig o wszystko", "Polot", "Underdog", "53 wojny", "Podatek od miłości" oraz serialach, m.in. "Kruk. Szepty słychać po zmierzchu", "Stulecie Winnych", "1983", "Osiecka", "M jak miłość", "Wojenne dziewczyny".

Po świetnie przyjętym "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" czy "Stuleciu Winnych" przyszedł czas na "Nieobecnych"!

Tomasz Włosok: - To dla mnie ważny projekt z kilku względów. Po pierwsze poruszamy ważny temat społeczny, jakim są zaginięcia. Każdego roku w Polsce ludzie wychodzą z domu i nagle znikają. Nie wiadomo, czy zostali porwani, czy sami chcieli zniknąć, a może choroba odebrała im pamięć. Po drugie bardzo chciałem pracować z Bartkiem Konopką, co wreszcie się udało. Mam poczucie, że Bartkowi i całej ekipie udało się stworzyć ciekawy projekt, ale końcową ocenę wystawią nam widzowie.

Przychodzisz na plan, robisz swoje, czy jednak wiążesz się emocjonalnie z odgrywaną przez siebie postacią?

Reklama

- Po pierwszym castingu do "Nieobecnych", w którym startowałem do głównej roli, rozmawiałam z reżyserem, że jednak bliżej mi do Kuby. Do jego emocjonalności i tajemnicy, ale uważam, że wszystkie postaci serialowe są niejednoznaczne, a przez to ciekawe dla aktora i mam nadzieję dla widza.

Tomasz Włosok jest fanem deskorolki, z kolei Kuba Olechnowicz z "Nieobecnych" jest gwiazdą piłki nożnej. Masz w tej materii jakieś doświadczenia?

- Przez wiele lat zastanawiałem się, dlaczego w dzieciństwie koledzy stawiali mnie na bramce. Teraz już wiem [uśmiech - red.]. Na szczęście w serialu graliśmy tylko dwie sceny na murawie, a ja mogłem zagrać, że umiem grać.

Co łączy Kubę z Milą, główną bohaterką "Nieobecnych"?

- Poznali się we wczesnym dzieciństwie, ich drogi się rozeszły, ale zawsze byli dla siebie ważni. Spotykają się w dorosłym życiu, z pewnym bagażem doświadczeń, ale nadal czuć między nimi ogromny ładunek energii. Zresztą mam wrażenie, że każda pierwsza miłość zostaje w człowieku na zawsze. Mila jest tancerką, Kuba gwiazdą piłki nożnej, co akurat nie ma większego znaczenia, a jest raczej tłem do opowieści. Ich relacja ma szansę rozkwitnąć, ale czy tak się stanie? Nie chciałbym spoilerować.

Widzowie mogą oglądać cię również w "Osieckiej". Jak wspominasz pracę na planie?

- Gram Pana M., jednego z mężczyzn Agnieszki Osieckiej, z którym łączyła ją dziwna, toksyczna relacja. Cieszę się, że mogłem wziąć udział w tym projekcie i zagrać z Magdą Popławską, którą bardzo cenię zawodowo i prywatnie.

"Każda emocja, myśl, oddech, emocja. W USA byłby za to Oscar!" - brzmi jeden z komentarzy dotyczący roli Waldena z "Jak zostałem gangsterem Historia prawdziwa". Z czego czerpiesz inspiracje kreując swoje postaci?

- Szczerze? Nie wiem. Pamiętam, jak jeden z aktorów grający w "Hobbicie" przyznał, że największym jego lękiem jest to, że ludzie mogą się nim znudzić. Robił wszystko, żeby tak się nie stało. Bardzo mi zaimponował. Wracając do twojego pytania, nie mam jakiejś metody czy też sprawdzonej recepty na wykreowanie postaci. Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że traktuję swoją pracę jak pasję. W słowie "praca" mieści się słowo obowiązek, a ja wkładam w pracę całe swoje serce i może w tym tkwi cała tajemnica [uśmiech - red.]. Pamiętam, jak w 1997 roku na ekrany kin wszedł "Władca Pierścieni", a potem odgrywaliśmy z kolegami te postaci, biegając po podwórku z wystruganymi z patyków mieczami. Mam wrażenie, że moja praca jest niejako przedłużeniem dzieciństwa [uśmiech - red.].

Patrząc na twoje portfolio mam wrażenie, że non stop jesteś na planie!

- Poprzedni rok z uwagi na pandemię był wyjątkowy w naszej branży. Pewne projekty przesunęły się w czasie, stąd był taki moment, że nie schodziłem z planu. Bardzo cenię sobie czas spędzony z rodziną, która jest dla mnie podstawowym źródłem energii, radości i inspiracji. Stabilizacja i spokój ducha są moim motorem napędowym w życiu i w pracy.

Żyjesz w babskim raju. Malwina, Jagoda i kotka Helena!

- Doskonale czuję się w towarzystwie kobiet, zresztą tak było od zawsze. Oczywiście biegałem po podwórku z chłopakami i miałem swoją paczkę kumpli, ale też świetnie dogadywałem się z dziewczynami. Kot od początku miał być kotką, a w naszych rozmowach o dziecku zawsze pojawiała się dziewczynka. Poukładałem sobie ten świat po swojemu i czuję się szczęśliwy.

13 października celebrowałeś 30 urodziny. Czego chciałabyś dla siebie i swoich bliskich?

- Chciałabym pielęgnować spokój, który sobie cenię, a do tego potrzebne jest zdrowie, stabilizacja i praca. Mam nadzieję, że będziemy żyli w lepszym świecie i lepszej Polsce. Chciałabym, żeby wrócił ten świat sprzed marca 2020 roku, kiedy mogliśmy się spotykać i być ze sobą blisko. Mam też ogromną nadzieję, że otworzą się wreszcie kina, teatry, a kultura otrzyma należną jej pomoc.

Rozmawiała Ola Siudowska

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Włosok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy