Tomasz Karolak o "Ameryka Express": "Nie wahałem się ani chwili"
Tomasz Karolak wcześniej unikał reality show, ale tym razem dał się namówić. - Doświadczyłem wielu emocji: od przygnębienia po zachwyt - twierdzi aktor. Jest dumny, że tak dobrze poradził sobie kondycyjnie. Największym wyzwaniem okazały się dla niego... wszędobylskie kamery!
Dotychczas odmawiałeś udziału w programach reality show. Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w "Ameryka Express"?
- Podróże są pasją i częścią mojego życia. Oczywiście zmieniło się to, kiedy urodziły się moje dzieci. Jednak otrzymawszy zaproszenie od TVN, nie wahałem się ani chwili. Ameryka Południowa pozbawiona infrastruktury turystycznej, a przez to nie tak łatwo dostępna jak kraje azjatyckie, fascynowała mnie od dawna. Miałem okazję być tam kilka lat wcześniej i chciałem wrócić.
W programie wystąpiłeś w duecie ze swoim przyjacielem Jakubem Urbańskim. Jak długo się znacie?
- Wystarczająco długo, żeby mieć do siebie zaufanie. Przeżyliśmy razem niejedną podróż w rozmaite zakątki świata i znamy swoje możliwości kondycyjne. Już poza programem udało nam się odwiedzić chociażby południowoamerykańskich szamanów, wśród których są nawet Polacy. To jedna z najważniejszych podróży w moim życiu.
Zmiana temperatur, różnice ciśnień, raz słońce, raz deszcz. Nie złamały Cię trudne warunki atmosferyczne?
- Biorąc pod uwagę PESEL, radziliśmy sobie całkiem nieźle. (uśmiech) Nie mieliśmy problemów z aklimatyzacją, w przeciwieństwie do innych, znacznie młodszych od nas uczestników. Nasze wcześniejsze górskie wyprawy zaowocowały niezłą kondycją, co widać w jednym z pierwszych odcinków. W Ekwadorze musieliśmy wejść na szczyt wzgórza Panecillo, gdzie stoi największa aluminiowa rzeźba na świecie. Szliśmy naszym rytmem "step by step" i ta technika się opłaciła.
Jakie wrażenie zrobiły na Tobie Ekwador i Peru?
- Zaskakujące są wszechobecne skrajności - od nieprawdopodobnego ubóstwa po przepych. Z jednej strony wielomilionowe aglomeracje miejskie, w tym niebezpieczne dzielnice obstawione kordonem policji, z drugiej kościoły skąpane złotem czy w końcu bezkresna przestrzeń. Doświadczyłem wielu emocji: od ciekawości po zaskoczenie, przygnębienie i zachwyt. Peruwiańczycy sami o sobie mówią, że są złymi ludźmi, ale w kontakcie z nimi tego nie doświadczyłem. W Ekwadorze natomiast jadłem najlepszą wołowinę, jaką kiedykolwiek próbowałem. Krowy pasące się bez ograniczeń na kilkusethektarowych farmach dają najlepsze mięso na świecie!
Które zadanie było zbyt wymagające?
- Nawet te najprostsze na wysokości 3 500 m n.p.m. okazują się trudne. Początkowo męczyła mnie inwigilacja wpisana w formułę programu. Kamera zaglądała nam nie tylko w miskę czy w śpiwór, ale również w duszę. (uśmiech)
Rozmawiała Ola Siudowska