W rodzimej branży filmowej obserwujemy ostatnio niemałe poruszenie. W kluczowych instytucjach regulujących produkcję audiowizualną następuje zmiana gwardii, w tym właśnie w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, którym od lipca zarządza Karolina Rozwód. Nowa dyrektorka opowiada Interii o swojej wizji polskiej kultury filmowej.
Sylwia Szostak, Interia: Jak przekonała pani komisję konkursową i Ministrę Kultury do swojej osoby i do swojej wizji na prowadzenie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej?
Karolina Rozwód: - Polski Instytut Sztuki Filmowej w mojej wizji to miejsce dialogu ze środowiskiem, instytucja transparentnie zarządzana, gdzie obowiązują jasne zasady dysponowania środkami. Według mnie, PISF musi być sprawnym urzędem w dobrym tego słowa znaczeniu, gdzie sprawnie podpisywane i rozliczane są umowy. Mam doświadczenie w prowadzeniu instytucji opartej na finansach publicznych prowadzonej właśnie w ten sposób. Przez 13 lat byłam dyrektorką Teatru Starego w Lublinie, gdzie w podejmowaniu decyzji posiłkowałam się gronem kuratorów, a wszystkie strategiczne decyzje omawiałam z Radą Teatru. W podobny sposób chciałabym prowadzić Polski Instytut Sztuki Filmowej. Widzę się w roli osoby, która ma zapewnić skuteczne funkcjonowanie tej instytucji, aby w konsekwencji stworzyć jak najlepsze warunki dla osób lub podmiotów, które zajmują się realizacją filmów, ich upowszechnianiem czy promocją międzynarodową. Ponadto, zainspirowałam Lublin do założenia Lubelskiego Funduszu Filmowego. Przez kilka lat jako wolny strzelec współpracowałam ze środowiskiem filmowym, posiadam również dwuletnie doświadczenie pracy w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej.
Wspomniała pani, że nie chce podejmować decyzji jednoosobowo. Kto zatem będzie pani doradzał w podejmowaniu decyzji?
- Chciałabym, aby Rada PISF była faktycznym organem doradczym, a nie tylko zatwierdzającym plany czy sprawozdania finansowe Programu Operacyjnego. W Radzie PISF zgromadzeni są przedstawiciele zarówno tych, którzy na kinematografię się składają, jak i przedstawiciele beneficjentów tych środków, i właśnie dlatego to jest według mnie wspaniała platforma do rozmowy. Zależy mi na tym, aby środowisko filmowe i twórcze, ale też podmioty związane z upowszechnianiem kultury, z promocją zagraniczną i wszystkimi obszarami, którymi zajmuje się PISF, były w dialogu z tą instytucją. To nie dyrektor odgórnie, jednoosobowo powinien decydować o tym, jak ma ona funkcjonować. Dlatego już w pierwszym tygodniu pracy spotkałam się z przedstawicielami siedmiu organizacji zrzeszających różne środowiska filmowe, żeby posłuchać środowiska, jakie są potrzeby różnych grup interesariuszy. To była trzygodzinna rozmowa, z pewnością jedna z wielu. Dostałam pewne rekomendacje i diagnozy najbardziej palących problemów, które dotyczą samego funkcjonowania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i Programów Operacyjnych. Opracowując nowe programy operacyjne, pochylamy się nad tymi postulatami i analizujemy je pod kątem tego, co możemy implementować w trybie pilnym.
- Przede mną rozmowy również ze środowiskiem festiwalowym i ze środowiskiem szkół filmowych, z dystrybutorami i przedstawicielami kin. To jest proces, który chciałabym rozpocząć i który chciałabym, żeby trwał przez całą kadencję. Mam jednak świadomość, że nie wszystkie sugerowane zmiany będziemy w stanie od razu wprowadzić, będziemy musieli podzielić je na etapy, wspólnie ustalić priorytety, dyskutować i sprawdzać, czy to, co proponujemy sprawdza się. Mam zatem nadzieję na środowiskowy dialog, mając jednocześnie świadomość, że przedstawiciele poszczególnych zawodów reprezentują często różne punkty widzenia. Bardzo bym chciała, aby środowiska ze sobą rozmawiały, a PISF był po prostu jednym z partnerów tego dialogu.
Jakie zmiany są potrzebne w odczuciu środowiska filmowego?
- W tej chwili jest tak, że to procedury wymagają najszybszego usprawnienia. Rzeczywistość dzieląca czas upływający od chwili złożenia wniosku o finansowanie do momentu podpisania umowy istotnie się zmienia. Często w związku z tym dokumenty składane przy wniosku tracą aktualność i producent po raz kolejny musi donieść te same dokumenty w wersji zaktualizowanej na etapie podpisania umowy, a później powstaje kilka, jeśli nie kilkanaście aneksów na etapie produkcji, bo zdarzają się zmiany harmonogramu, zmiany kosztorysu, zmiany struktury finansowania, lub pojawia się nowy koproducent. W tej chwili analizujemy, które z tych dokumentów są niezbędne na etapie wnioskowania, które na etapie podpisywania umowy, które w trakcie trwania produkcji i które na etapie rozliczania, żeby oczywiście zabezpieczyć wystarczająco procesy pod względem finansowym i prawnym. Zawsze mam świadomość, że wydajemy środki publiczne. Jednak z drugiej strony trzeba myśleć o wnioskodawcach - aby biurokracja nie wykańczała branży, ale również pracowników Instytutu - obecnie skala jest tak ogromna, że potrzebny jest ogromny, czasami nadludzki wysiłek, by dokumentację tę "przerobić".
Tematem, o którym dosyć sporo mówi się w polskiej branży to zapowiadane zmiany w systemie zachęt. Czy tutaj ma pani jakieś pomysły jak najlepiej zaopiekować się tym tematem?
- Jeśli chodzi o zachęty to jest to przede wszystkim kwestia ustawodawstwa, ale oczywiście chciałabym, żeby Polski Instytut Sztuki Filmowej był partnerem rozmowy na ten temat. Z resztą temat zachęt pojawił się w mojej koncepcji konkursowej na stanowisko dyrektora PISF. W dokumencie tym proponowałam, by zastanowić się, czy mechanizm ten nie mógłby opierać się na ulgach podatkowych i faktycznie w sposób automatyczny mógł być rozliczany. Wtedy w sposób ciągły mogłoby z niego skorzystać znacznie więcej podmiotów, przynosząc - co pokazały odpowiednie raporty - realne korzyści dla państwa. Niewątpliwie 100 milionów złotych, które aktualnie przeznaczamy na zachęty, jest niewystarczające w stosunku do potrzeb i możliwości. Choć staramy się, by jeszcze w tym roku środki na ten cel były większe.
No właśnie, finansowanie produkcji to jeden z kluczowych problemów w polskiej branży. Galopująca inflacja, wzrost kosztów produkcji, a pieniędzy w PISF na finansowanie filmu nie ma więcej. Polscy producenci mają problemy z płynnością finansową. Co można zrobić, aby pomóc lokalnym producentom?
- Z prezeską Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych - panią Ireną Strzałkowską, przedyskutowałam już sytuację producentów, aby zobaczyć, w jaki sposób PISF może być pomocny. Nakreśliłyśmy wspólnie schemat działań dotyczących na przykład dialogu z bankami. Chciałybyśmy przekonać sektor bankowy do zaproponowania rozwiązań wspierających płynność finansową polskich producentów. Przyglądam się również ściągalności środków finansowych na poczet działalności PISF wynikających z 19. paragrafu ustawy o kinematografii - czyli te półtora procent od przychodu podmiotów działających na rynku takich, jak nadawcy telewizyjni czy operatorzy streamingowi, który płacą na rzecz PISF. Sprawdzamy czy wszystkie należności spływają terminowo i w odpowiedniej wysokości. Dodatkowo, ogromna kwota jest zablokowana z nierozliczonych projektów. Pieniądze zostały zablokowane na poczet przyznanych dotacji, ale wiele projektów ostatecznie nie zostało zrealizowanych, a środki nie wróciły do puli. Jesteśmy na etapie identyfikacji tych projektów. Jest to de facto potężna inwentaryzacja, która - mam nadzieję - pozwoli sporą część tych zamrożonych środków uwolnić.
- Organizacja pracy wewnątrz instytucji będzie na pewno naszym priorytetem w najbliższych miesiącach, jeśli nie latach, bo wierzę, że realnie przyczyni się do poprawy komfortu pracy środowiska filmowego. To jest niezwykle ważne dla sprawnej działalności Instytutu. Problemem jest też kwestia dystrybucji. Wiele z polskich filmów finansowanych przez Polski Instytut Sztuki Filmowej w ogóle nie trafia do dystrybucji, czasem nawet problem ten dotyczy tytułów nagradzanych w Gdyni. Więc oczywiście zasadnym jest pytanie o to, co się dzieje z filmami finansowanymi przez PISF po tym jak powstaną, biorąc pod uwagę racjonalność wydatkowania środków publicznych na film. Jeżeli kilka milionów zostaje wydane na film, którego nikt nie może obejrzeć poza obiegiem festiwalowym to jedynym pożytkiem z finansowania PISF jest fakt, że praca została zapewniona twórcom i pracownikom ekip filmowych i że mogła go zobaczyć stosunkowo nieliczna publiczność festiwalowa. W planach mam rozmowy z dystrybutorami i z operatorami kin. Musimy zastanowić się, czy Polacy nie chodzą na polskie filmy, bo ich nie ma w kinie, czy może odwrotnie - w kinie nie ma polskich filmów, bo Polacy wybierają kino zagraniczne. Jestem absolutnie całym sercem za wolnością twórczą oraz za tym, żeby jakość projektu decydowała o poziomie dofinansowania. Natomiast zależy mi również, żebyśmy wszyscy mieli świadomość tego, że jako Instytut ponosimy odpowiedzialność za to, czy Polacy pójdą do kin, a to zależy od oferty polskich filmów.
A jaki kierunek obierze Instytut pod pani przewodnictwem w obszarze finansowania? Czy będzie nacisk na kino artystyczne, czy będzie miejsce na projekty bardziej komercyjne?
- To w dużej mierze kwestia twórców, jakie kino chcą tworzyć. Taka dyskusja kierunkowa toczyła się na ostatniej komisji, bo środków do podziału było mało. Dlatego tak ważne jest dla mnie, żeby bardzo starannie oraz we współpracy ze środowiskiem wybrać ekspertów, którzy będą oceniać projekty i przyznawać finansowanie. Ważne jest dla mnie, aby byli to przedstawiciele różnych zawodów i różnych środowisk. Mam świadomość, że potrzebujemy takiego kina, dla którego publiczność zechce pójść do kina i obejrzeć polskie filmy. Nie zapominam również, że już w samej nazwie instytucji pojawia się słowo "sztuka". W ustawie jako jeden z obowiązków spoczywających na Polskim Instytucie Sztuki Filmowej jest dbałość o upowszechnianie kultury filmowej. Więc tych zadań postawionych przed PISF jest bardzo dużo. Chciałabym, żebyśmy na kino patrzyli całościowo, bo ostatecznie to system naczyń połączonych. Rozwój kinematografii, finansowanie, ale też właśnie upowszechnianie kultury filmowej są ze sobą nierozerwalnie połączone. Sama jestem widzem polskiego kina, więc w moim interesie jako widza jest to, żeby powstawały jak najciekawsze filmy.
W ustawie jest również wpisane wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw jako jeden z obszarów działalności Instytutu. Jaki ma pani plan na realizację tego ustawowego obowiązku?
- System dofinansowań zapisany w programach operacyjnych jest dedykowany również małym i średnim przedsiębiorstwom. I one z niego korzystają. Obecnie jesteśmy na etapie tworzenia zasad regulujących dofinansowanie projektów na rok 2025. Odbywa się to w dialogu m.in. z organizacjami reprezentującymi również te środowiska.
Jako dyrektorka ma pani opcję odłożenia puli pieniędzy na odwołania czy będzie pani korzystać z takiej możliwości?
- W swojej koncepcji konkursowej zaproponowałam, by na odwołania została dedykowana konkretna kwota - 10% alokacji, przy czym absolutnie nie chciałabym jednoosobowo podejmować takich decyzji. W lipcu zostało powołane kolegium doradcze, którego zadaniem będzie opiniowanie odwołań od decyzji dotyczących odmowy udzielenia dofinansowania produkcji filmów fabularnych. W skład komisji wchodzą: dyrektor PISF, reżyser i scenarzysta Jan P. Matuszyński oraz publicystka i działaczka społeczna Sylwia Chutnik. Będę słuchać ich opinii i respektować ich rekomendacje. Komisja będzie funkcjonować do końca bieżącego roku. Podobne komisje powstaną dla filmu dokumentalnego i animowanego. W przyszłym roku natomiast, chciałabym we współpracy ze środowiskiem wypracować nowe i jasne zasady i konkretną pulę środków przeznaczoną na ten cel. Konieczną i nieuniknioną jest też rozmowa o tym, ile filmów de facto powinno być dofinansowanych i na jakim poziomie.
W kwestii ekspozycji międzynarodowej, jaka jest pani wizja obecności polskiego kina za granicą? Czy ma pani jakiś pomysł lub konkretny kierunek?
- Przede wszystkim, bardzo mi zależy na tym, aby przyjrzeć się temu, co obecnie robi Polski Instytut Sztuki Filmowej w kontekście obecności międzynarodowej. Planuję wraz z działem współpracy międzynarodowej przeanalizować efekty obecności przedstawicieli PISF na wydarzeniach międzynarodowych. Chciałabym opracować strategię w oparciu o potrzeby środowiska, czyli twórców, producentów, dystrybutorów, agentów sprzedaży i ich obecności na festiwalach. Taka strategia jest niezbędna, gdyż takie decyzje, gdzie jeździć oraz jak i gdzie się promować, mają realne reperkusje i wpływają na to, z kim ze środowiska międzynarodowego współpracują polscy filmowcy. Planuję w tym zakresie współdziałać z Instytutem Adama Mickiewicza i Filmoteką Narodową Instytutem Audiowizualnym. Idealnie byłoby, gdybyśmy nie tylko zidentyfikowali nasze potrzeby w tym zakresie, ale również i bieżące problemy, aby działać wspólnie lub podzielić się pewnymi obszarami kompetencji.
Czy praca na stanowisku dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej wydaje się dla pani trudna i obciążająca?
- Jestem zmotywowana do pracy. Bardzo bym chciała, żeby środowisko zrozumiało, że to jest instytucja, która ma za sobą dość trudny okres pod wieloma względami, a zmiany, na które wszyscy liczą, nie zadzieją się z dnia na dzień. Czasami spotykam się z oczekiwaniami, że w jednej chwili podejmę niektóre decyzje, a jest to po prostu niemożliwe. Pewne decyzje nie powinny być podejmowane jednoosobowo, bez konsultacji i bez opinii prawnych. Bardzo liczę na to, że środowisko zrozumie, że jesteśmy w procesie, który wymaga czasu i współpracy. Jestem otwarta na dialog, ale pewne rzeczy są po prostu niewykonalne, na przykład indywidualne spotkania z producentami w sprawie ich każdego projektu.
- Ilość pracy, którą mamy do wykonania, w obszarze uporządkowania wewnętrznych procedur jest ogromna i musimy nad tym zapanować, aby Instytut mógł efektywnie działać. Zdaję sobie sprawę z tego, że będę musiała zaproponować pewne rozwiązania, być może nieoczywiste, ale mam nadzieję takie, które pozwolą Instytutowi usprawnić działanie i w perspektywie czasu przynieść poczucie ulgi środowisku. Mam nadzieję, że na koniec mojej kadencji dojdziemy do punktu, w którym zasady dystrybucji środków będą dla wszystkich jasne, a Instytut będzie sprawnie i w pełni transparentnie działającą instytucją.