Reklama

To ja decyduję, co chcę robić

Agata Młynarska jest jedną z najpopularniejszych prezenterek w naszym kraju. Po latach doświadczeń w telewizji, dziennikarka opowiada o tym, kiedy osiąga się harmonię w życiu, o swoich mężczyznach, niełatwej pracy z Niną Terentiew oraz poszukiwaniach idealnego partnera.

Marta Grzywacz, RMF FM: Agata, co jest w tobie pięknego?

Agata Młynarska: - Jakie trudne pytanie - na pewno piękna jest radość życia. Budzę się z nią każdego dnia, choć bywało, że życie ją próbowało przytępić. Przez wiele lat pracowałam na to, żeby było tak, jak napisał kiedyś mój tata w piosence - żeby obrazek zgadzał się z klockami, żeby nie było dysharmonii pomiędzy tym, co chcę robić, a tym, co myślę. Bo wtedy bije od nas blask, który jest piękny.

Trudno się osiąga tę harmonię?

- Do poczucia harmonii się dochodzi. Pytanie, z jakiego punktu startujesz. Ja długi czas miałam w sobie tylko migotliwość, dygot, niepokój, brak poczucia własnej wartości. Byłam przez to bardzo łatwym łupem dla innych i sama się wystawiałam na strzały. Wiedziałam, że nic dobrego z tego w życiu nie będzie i musiałam wykonać dosyć długą pracę nad sobą, żeby zbudować w sobie silne poczucie własnej wartości, żeby zdobyć pewność, ze to co robię jest naprawdę dobre i mi służy. I żebym była w tym nieprzejednana. Życzę każdemu człowiekowi, żeby był nieprzejednany w tym co uważa na swój temat.

Reklama

Kiedy wystawiałaś się na strzał?

- Ja się wystawiałam na różne strzały i w życiu zawodowym i osobistym. Byłam bardzo otwarta na tysiące różnych propozycji i wydawało mi się, że z każdej musze skorzystać, żeby nie zawieść oczekiwań innych ludzi.

Poprowadzić jedną imprezę, drugą i kolejną...

- Tak, brałam wszystko. Co prawda czasy były inne - byłam młodsza - budowałam dom, wychowywałam dzieci, zarabiałam na szkoły... I nie pojawiała się we mnie refleksja, która mówiła: uważaj, nie bierz za dużo, bo nie dasz rady, bo ci to źle zrobi. Byłam specjalistką prawie od wszystkiego. I nie zastanawiałam się co tak naprawdę zawodowo chciałabym w życiu robić.

Natomiast jeśli chodzi o życie prywatne to zawsze miałam uczucie, że muszę zasłużyć na miłość, na serdeczność, ze bardzo dużo muszę z siebie dać, żebym mogła choć odrobinę dostać.

I to jest nieprawda?

- To jest 50 na 50. Jeśli wysyłasz komunikat do świata, że jesteś osobą, która zna swoją wartość i wie jaką ma propozycję na życie i czujesz się wewnętrznie zharmonizowana, to nagle odwracają się od ciebie ludzie, którzy tworzą wokół ciebie chaos i zabierają energię, a pojawiają się tylko ci wartościowi.

Ja mam wrażenie, że ty brzmisz trochę gorzko po tej historii z Jarkiem Kretem.

- Nie, to jest tak stara historia, że nie ma co odgrzebywać. Mnie faceci tak strasznie nie ranili, mnie mężczyźni bardzo kochali. Pewnie bardziej niż ja ich. Ja z nimi w sumie miałam dobrze, tylko trafiałam na niewłaściwych mężczyzn, bo nie wiedziałam kogo chciałabym w życiu mieć przy swoim boku. A tak naprawdę rzecz jest o dojrzałości. Bo jak masz 40 lat, to musisz mieć u swego boku kogoś dojrzałego. Ja nie mam w sobie poczucia żalu po stracie. Oczywiście jak się rozstajesz z kimś, kogo kochasz, to nie jest fajne, ale to już jest prehistoria, to było 4 lata temu, ja już zdążyłam o tym dziesięć razy zapomnieć.

Na imprezach jednak zawsze jest przy twoim boku jakiś mężczyzna.

- Nie, ja się wszędzie pojawiam sama. Nikogo nie ma obok. Od 4 lat. Ludziom trudno jest sobie wyobrazić, że taka kobieta jak ja może żyć sama, co nie oznacza, że ja tak chcę żyć. Ale nie mam w tej chwili nikogo z kim mogłabym tworzyć, świadomą, dojrzałą parę. I jest mi z tym dobrze, co nie oznacza, że nie przyglądam się mężczyznom. Patrzę i widzę, że wykonują różne tańce godowe, próbując zwrócić na siebie moją uwagę. Ale ja mam już 46 lat i jestem babcią, więc ten ich taniec godowy bywa dla mnie śmieszny. Tym bardziej, że często są to żonaci faceci, a tacy mnie kompletnie nie interesują.

Kto pierwszy powiedział ci, że twój czas w telewizji publicznej się skończył?

- Ja usłyszałam to w ciszy, która zapadła nagle wokół mnie. Ta cisza jest jeszcze gorsza niż gdyby ktoś ci powiedział wprost: Dziękujemy. Po 17 latach pracy w telewizji zobaczyłam, że przy kolejnej zmieniającej się ekipie, drzwi zaczęły się przede mną zamykać. Proces destrukcji już zaczął postępować, bo tak działa telewizja publiczna.

Po 40-ce kobieta staje się przezroczysta, tak mówią aktorki.

- W przypadku prezenterek też tak jest. Najlepiej, żeby całe życie mieć 22 lata, znać pięć języków i posiadać gigantyczne doświadczenie. Ja nigdy się nie ograniczałam do tego, żeby być tylko prezenterką. Jestem z wykształcenia polonistką, jestem dziennikarką, pisałam scenariusze, montowałam filmy dokumentalne, zawsze chciałam o telewizji wiedzieć jak najwięcej i pracować po obu stronach kamery, uczyłam się tego zawodu z wielką zapalczywością i nikt nie ma prawa mi powiedzieć, kiedy się kończę.

- Dlatego doszłam do wniosku, że sama muszę sobie złożyć propozycję. Tym bardziej, że w telewizji nie istnieje naturalny awans. Jeśli przez x lat prowadzisz jakiś program, to albo ten program spada, a ty spadasz razem z nim, albo spadasz wcześniej, albo w ogóle spadasz. Jedyną naturalną karierą, była kariera Niny Terentiew, która z reporterki i dziennikarki, została dyrektorem 2 programu, a teraz jest członkiem zarządu Polsatu. To jest kariera, szczebel po szczeblu, w amerykańskim stylu.

- Ja pomyślałam, że muszę znaleźć własną drogę kariery, na pewno nie mogę uzależniać swojego istnienia od tego, czy na kamerze pali się czerwone światło. Przez wiele lat, kiedy się zapalało, czułam, jakby mi ktoś wstrzyknął adrenalinę, uwielbiałam ten moment. Musiałam coś zrobić, żeby przekuć ten brak na coś innego. Napisałam CV, rozesłałam je w różne miejsca i jako pierwsza zgłosiła się fundacja Polsat. Małgorzata Solorz-Żak odbyła ze mną krótką i bardzo prawdziwą rozmowę - powiedziała, że przyszedł czas, żebym to ja decydowała co chcę robić i kto będzie dysponował moimi osiągnięciami. Ona mi rozświetliła w głowie. Przyjęła mnie do swojej fundacji, a ja zrezygnowałam z telewizji publicznej. Zaczęłam pracować w Polsacie. Potem w Polsacie znalazła się także Nina Terentiew i perypetie nasze znowu się splotły.

Jak bardzo trudno pracuje się z Niną Terentiew?

- Z Niną Terentiew pracuje się fascynująco, ponieważ jest to nieprzeciętnie inteligentna osoba, o bardzo błyskotliwym spojrzeniu na życie, mająca ogromną erudycję, przenikliwe spojrzenie i szalone poczucie humoru. Ze świata ludzi młodych czerpie ogromną energię i siłę, ale jednocześnie ma ogromną czułość do ludzi w ogóle. A najbardziej na świecie kocha zwierzęta.

Ale...

- Jest generałem. To jest bardzo wymagająca osoba i nie życzę nikomu jej zawieść . Nie życzę, oj nie!

Co robi ten szef kiedy się go zawodzi?

- Miałam parę takich sytuacji, kiedy nie wyrobiłam się na zakręcie. Kiedyś tworzyłyśmy razem program "Bezludna wyspa" i pomyliłam gości, a prasa wydrukowała niewłaściwe nazwiska. Myślałam, ze mnie Nina na strzępy rozniesie. Ale kiedy grasz z nią uczciwie, pójdziesz do niej i powiesz, że coś zawaliłaś, to ona to doceni i światło znowu się dla ciebie zapali.

Co pięknego jest w mężczyznach?

- Świadomość dorosłości, odpowiedzialność. Jeżeli towarzyszy temu poczucie humoru, błysk w oku, inteligencja, osobowość, piękny zapach, zadbane ciało, to już jest dobrze, a jeśli dołączymy do tego wykształcenie, klasę, i nienadwątlony portfel...

- Wiesz co mi powiedziała kiedyś Hanka Bakuła - dla ciebie optymalna wersja faceta to - bezdzietny sierota, pogodny milioner. Bezdzietny sierota - proste, bo nie ciągną się za nim żadne dzieci, rodzice, nie będziesz konkurować swoją zupą pomidorową z żadną teściową, będziesz go mogła mieć przy sobie cały czas. Jeśli chodzi o tę drugą połowę, czyli pogodny milioner - pogodny, bo wyluzowany z powodu swojej fortuny najlepiej pokroju Rotschildów, bo fortuna Polaków czasem powoduje, że boją się, że zadzwoni do nich CBA i pocą im się ręce. W związku z tym myślę, że będzie trudno znaleźć pogodnego milionera bezdzietnego sierotę, ale nie tracę nadziei.

Garść dobrych rad dla mężczyzn?

- Jeśli jesteś bidokiem, to musisz stanąć na wysokości zadania i zaczarować kobietę swoim intelektem, poczuciem humoru, dowcipem, inteligencją, być naprawdę wyprężonym jak struna i z prawdziwą klasą powiedzieć, że to ona płaci za tę kolację. Ale być może ona jest tak fajną dziewczyną, że doceni to kim jesteś i to że zapłaci będzie dla niej prawdziwą przyjemnością. Pytanie co dalej.

- Natomiast jak pojawia się taki "dziad borowy", którego trzeba we wszystkim wyręczać i jeszcze za niego płacić to jest straszne. Od takich trzeba uciekać jak najdalej i zając się wyłącznie sobą. Ja to powiedziałam moim dziewczynom, Alusi i Sylwii z domu dziecka, które pojawiły się w moim życiu. Miały wtedy 12 lat, kiedy usłyszały: Musicie całe życie dążyć do tego, żeby mieć w życiu niezależne pieniądze, swoje pieniądze. A jak przy okazji pojawi się facet, który wam zapłaci za życie to będzie coś pięknego, tylko niech niczego nie oczekuje. Niech sobie nie myśli, że za to coś będzie, poza oczywiście zupą pomidorową.

A młodszy facet może być?

- Nie, nie interesują mnie młodsi mężczyźni, a wyłącznie tacy, którzy maja na koncie historię podobną do mojej. Jak ja go pytam o gumę donaldówę, albo ciepłe lody, albo "Plastusiowy pamiętnik" i on wie o czym ja mówię, to mi się trochę łatwiej z nim gada. A jak facet urodził się 20 lat po pachnącej gumce myszce, to ja się czuję zakłopotana. Nie chcę czuć się przy mężczyźnie Matuzalem.

Dziękuję za rozmowę.

Pełny zapis rozmowy z Agatą Młynarską możecie przeczytać na stronach RMF FM - zapraszamy do lektury!

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana polskiej telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

RMF FM
Dowiedz się więcej na temat: Agata Młynarska | to ja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy