Reklama

Sławomir Zapała: Rekordzista za pół litra

Gra w filmach i serialach, śpiewa, a debiutancką płytę zaczął sprzedawać, nim się ukazała. Świetnie też sobie radzi w show „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”.

Gra w filmach i serialach, śpiewa, a debiutancką płytę zaczął sprzedawać, nim się ukazała. Świetnie też sobie radzi w show „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”.
Sławomir Zapała /AKPA

Dwa lata temu podbił internet hitem "Megiera". W piosence, utrzymanej w stylu rock polo, wystąpiły gwiazdy polskiego kina, m.in. Ewa Kasprzyk i Krzysztof Kiersznowski. Klip miał na YouTubie ponad 8 mln wyświetleń! Ale Sławomir Zapała nie pojawił się znikąd i nie jest bohaterem jednego przeboju.

To doświadczony aktor, absolwent krakowskiej PWST, który zagrał w kilkudziesięciu filmach i serialach. Ma na koncie role np. w produkcjach "Karol. Człowiek, który został papieżem", "Pod Mocnym Aniołem", "Blondynka" czy "Świat według Kiepskich". Jesienią 2016 pojawił się na parkiecie "Tańca z Gwiazdami", a teraz bierze udział w siódmej edycji polsatowskiego programu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Show trwa, a Sławomirowi udało już się wygrać jeden z odcinków.

Reklama

Chyba się długo nie zastanawiałeś, czy przyjąć propozycję występu w show "Twoja Twarz Brzmi Znajomo", bo w życiu zawodowym masz przecież wiele twarzy.

Sławomir Zapała: - Trochę zwlekałem, żeby móc skorzystać z zaproszenia, bo już od kilku sezonów byłem zapraszany do wzięcia udziału w tym programie. I nareszcie przyszła chwila, żeby to zrobić. Myślę też, że to dobry czas. Właśnie ukończyłem swoją debiutancką płytę - Sławomir "The Greatest Hits" - premiera w kwietniu, więc jestem w świetnej formie. A na longplayu wokal jest też dużo lepszy dzięki temu programowi.

Czujesz się bardziej aktorem czy wokalistą?

- Jestem profesjonalnym aktorem po krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, cały czas pracuję zawodowo. Bardzo lubię role komediowe, w nich się czuję najlepiej. Natomiast moją największą pasją i projektem, który najwięcej mojej energii pochłania, jest "Sławomir". I to właśnie dzięki Sławomirowi jestem dzisiaj w tym programie i myślę też, że coraz ciekawsze propozycje teatralne i filmowe pojawiają się dzięki temu.

Co sprawia ci największe problemy w show "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"?

- Trzeba mieć dużą cierpliwość w charakteryzatorni! Bo musimy wytrzymać tam od sześciu do ośmiu godzin. Oprócz tego nie jest łatwe śpiewanie nie swoim głosem. Ja umiem śpiewać, bardzo lubię śpiewać, natomiast tutaj śpiewamy cudzymi głosami, czyli muszę np. Tinę Turner jakoś spróbować okiełznać i zaśpiewać jej głosem. To jest bardzo trudne.

Jak się przeistaczałeś w Tinę Turner?

- Przygotowywałem się przez tydzień do tej roli. Chodziłem wszędzie w szpilkach, które kupiłem sobie w sex-shopie, numer 43. Oprócz tego musiałem ogolić sobie nogi. Wąsa nie dam sobie ogolić, ale nogi trzeba było! To na pewno było duże wyzwanie, bo nie dość, że czarnoskóra piosenkarka, kobieta, to jeszcze ten charakterystyczny wokal.

W której z ról w "TTBZ" najlepiej się czułeś?

- Dużo radości sprawił mi Fancy, bardzo się z nim zaprzyjaźniłem. Właściwie to zakochuję się w każdej postaci, którą tu odgrywam, i staram się jej dać jak najwięcej z siebie, chociaż oczywiście muszę się utrzymać w granicach. Fajnie śpiewało mi się Paula McCartneya. Ale zawsze najmilej kojarzy się zwycięzcę, którym był Grzegorz Turnau. Przepiękne w tym programie jest też to, że można przeznaczyć wygraną na cele charytatywne - dzięki tej produkcji mogłem wesprzeć Fundację Rozwoju Pediatrii przy Szpitalu Bielańskim, z czego się bardzo cieszę.

Czy występ w show "TTBZ" okazał się trudniejszy, niż się spodziewałeś? A może to jest po prostu świetna zabawa?

- Program jest bardzo trudny, jest mało czasu na przygotowanie, mamy tylko jedną możliwość wykonania piosenki. Do tego w charakteryzacji, która często przeszkadza, bo mamy na przykład sztuczne zęby, bardzo grubą maskę na twarzy utrudniającą śpiewanie. No i musimy tańczyć, starać się ruchem złapać postać, w którą się wcielamy. Nie jest to łatwe, ale daje dużo radości, bo nie co dzień mogę siebie zobaczyć jako na przykład czarnoskórą wokalistkę z burzą włosów. Czy w ogóle jako jakiegoś piosenkarza z burzą włosów, co w moim wypadku jest naprawdę bardzo miłe.

Nie boisz się wyzwań. Aktorstwo, śpiew, "Taniec z Gwiazdami", teraz "TTBZ"...

- To prawda. Tego nauczyłem się w Stanach Zjednoczonych, podczas pobytu na Long Island, gdzie pracowałem z Robertem Wilsonem - reżyserem, projektantem, scenografem i z ludźmi z całego świata.

Byłeś tam zawodowo?

- Tak, dostałem zaproszenie właśnie od Wilsona, który ściąga tam młodych ludzi z różnych zakątków globu na warsztaty artystyczne. I to nie tylko aktorów, bo też piosenkarzy, tancerzy, grafików, malarzy, scenografów. Najzdolniejsi ludzie z całego świata mają trzy miesiące wspólnych warsztatów. I tam się nauczyłem otwartości, tego, że mogę robić różne rzeczy - wystarczy po prostu tylko znaleźć formę i można się w wielu kierunkach rozwijać.

Czy masz kolejne pomysły? Dostajesz może jakieś nowe propozycje?

- W maju zaczynamy trasę koncertową promującą mój debiutancki album. Dostałem ostatnio z teatrów trzy propozycje głównych ról. Zobaczymy, jak to czasowo będzie. Oprócz tego piszę kolejne scenariusze teledysków, będę je realizował. Mam też pomysły na to, które polskie gwiazdy chciałbym w nich zobaczyć. Myślę, że będzie się dużo działo.


Chyba nie będzie problemu z angażowaniem gwiazd - w twoim pierwszym teledysku była silna obsada.


To jest kwestia budżetu, no i oprócz tego te gwiazdy muszą mieć "sławomirowe" poczucie humoru. My staramy się to kręcić na najwyższym poziomie, więc od strony technicznej to są naprawdę perełki.

Nie kusi cię udział w jakimś jeszcze innym programie?

- Myślę, że na razie wystarczy. Jestem otwarty na propozycje, ale wkrótce czeka nas bardzo duża trasa koncertowa, sezon zaczyna się od maja. I właściwie do późnej jesieni będziemy jeździć po Polsce z koncertami. Oprócz tego w kwietniu jest premiera debiutanckiej płyty, która została wydana dzięki moim fanom. Ufundowali mi taką możliwość i dzięki nim w projekcie crowdfundigowym "wykręciliśmy" rekord Polski!

Słyszałam, że to nie było za darmo...

- Nie, nie za darmo. Ten projekt polegał na tym, że były nagrody dla fanów. Jedną z nich było na przykład wypicie pół litra alkoholu ze Sławomirem. Więc teraz jeżdżę po Polsce i realizuję nagrody, została mi już ostatnia, z Tomaszem. Oprócz tego były na przykład też takie nagrody, jak przejażdżka golfem czy pokrowce do samochodu, no i oczywiście płyta - ponad 600 płyt tą drogą już fani zamówili, chociaż się jeszcze nie ukazała. Więc myślę, że będzie bardzo fajnie.

Twoją agentką jest żona, Magdalena "Kajra" Kajrowicz, a półroczny synek wszędzie wam towarzyszy. Czy jesteście idealną rodziną show-biznesu?

- Kajra jest moją muzą, PR-owcem, wsparciem, "drugą nogą" Sławomira. Bez niej nie byłoby niczego, pięknie mnie mobilizuje. Natomiast muzycznie mamy menedżera Roberta Kurpisza. Gramy zawsze na żywo, mamy cały zespół, dużo terminów, Robert świetnie to koordynuje. Podczas "Tańca z Gwiazdami" urodził się nam synek, no i niedużo brakowało, żebym wtedy zakończył program, bo prosto z porodówki jechałem na parkiet. Synek jest bardzo grzeczny, współpracuje, jeździ z nami wszędzie. Myślę, że on jest najszczęśliwszy, kiedy po prostu jest przy nas. I my tak samo!

Nie jest kłopotliwe być z dzieckiem na planie, nikt nie ma o to pretensji?

- Nie, dlaczego? Synek jest tutejszym promyczkiem, każdy się zachwyca, że jest taki spokojny i radosny. Zawsze przyczepiony do swojej mamy, w specjalnych, wytłumiających słuchawkach. Mamy gwiazdorskie warunki tutaj, świetną garderobę. Wszyscy się cieszą, pomagają i nie ma problemu.

Maria Wielechowska

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Sławomir Zapała
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy