Reklama

Sławomir Idziak: Dotychczasowy model produkowania filmów zestarzał się

W dniach 26 września - 5 października w krakowskich Przegorzałach odbędzie się 10. edycja plenerów Spring Film Open. Pomysłodawca warsztatów, operator Sławomir Idziak, opowiedział w rozmowie z Interią, dlaczego zamiast kręcić nowe filmy, woli modernizować metody produkcji filmowej i edukować przyszłe pokolenia filmowców.

W tym roku Film Spring Open świętuje jubileusz. Pamięta pan początek tej przygody?

Sławomir Idziak: - Tak, dokładnie pamiętam. Film Spring Open zrodził się z obserwacji pewnego rozdźwięku między edukacją a praktyka zawodową. To dotyczy wszystkich zawodów. A w filmie, w którym od lat jesteśmy świadkami rewolucji technologicznej, jest to wyjątkowo dotkliwe. Nie chcę krytykować szkół filmowych, ale ciągle towarzyszy mi poczucie, że bardzo dużo elementów edukacji  jest tam "na wczoraj". Doszedłem do takiego wniosku, że byłoby dobrym pomysłem, gdyby edukacja filmowa odbywała się na zasadzie "robienia filmów", czyli zajęć praktycznych. Nie ma zatem klas, podziałów na zajęcia. Po prostu grupa ludzi robi film, który równocześnie omawiamy. Zapraszamy wykładowców - specjalistów w  dziedzinach, które mamy poczucie, że szwankują. W ten sposób prowadzimy wykłady.

Reklama

- Film Spring Open było na początku przedsięwzięciem szwajcarsko-niemieckim. Zaczęło się od 15 uczestników i pięciu opiekunów. Sam zajmowałem się wykładami, ale też zapraszaliśmy od czasu da czasu gości. Oczywiście w miarę możliwości, bo nie mieliśmy wielu pieniędzy. Ten pomysł zaczął rozrastać się jakby samoistnie. Miałem problem z tym, że poprzedni uczestnicy przyjeżdżali, a ja dla nich nie miałem ani programu, ani pomysłu, jak im zagospodarować czas. Z pomocą przyszła ewolucja. Co roku coś zmieniamy, co roku coś dodajemy, wyrzucamy pewne elementy, nie chcemy kopiować wzorców innych festiwali czy warsztatów. Staramy się budować to, co podpowiadają nam nasi uczestnicy i to, co ja sam czuje, że jest w porządku. W ubiegłym roku mieliśmy 300 uczestników. I cały czas, mimo braku wielkiej promocji, odnotowujemy wzrost zainteresowania. Oczywiście  staram się jakoś rozreklamować Film Spring Open, wiem, że wartość promocji jest niebywale istotna, ale nie mamy żadnych pieniędzy na taką działalność. Dużo zawdzięczamy uczestnikom, którzy są naszymi stałymi gośćmi.

Wspomniał pan o modelu szkoły filmowej, który w ramach Film Spring Open chcielibyście "odświeżyć"...

- Nie, to nie ma nic wspólnego z kopią. My nie chcemy "odświeżać". Istnieje coś takiego jak kształcenie i dokształcanie. W takim ujęciu problemu my zajmujemy się dokształcaniem. Ale mnie nie interesuje jakaś istniejąca tradycja. Dam panu taki przykład. W tej chwili możemy wyróżnić kilka rodzajów komunikatów audiowizualnych: reklamę, wideoklip, film reklamowy, wykład audiowizualny. W tym wszystkim jest konieczna współpraca między artystą i programistą. My to właśnie realizujemy na warsztatach. Taka jest potrzeba a ja nie znam takiej uczelni, a już na pewno nie w Polsce, która pamiętałaby, że to połączenie jest jednym z najistotniejszych pomostów między teraźniejszością i przyszłością. Jeżeli chcemy stworzyć jakiś nowy standard, to potrzebujemy kogoś, kto ma pomysł, nazwijmy to - "literacki" - i kogoś, kto postanowi to wykonać. Mówię tutaj o dwóch różnych wrażliwościach i sposobach myślenia. I na tym polega nasze dokształcanie.

- Zakładamy, że do nas trafiają ludzie, którzy już coś wiedzą. Skończyli szkołę, albo czymś się interesują, byli na jakiś kursach lub sami robią filmy jako "hobbyści". Nie zaglądamy im  dokładnie do życiorysów, ale staramy się im pomóc realizować to, co mogłoby im pomóc w przyszłości.

W tym roku jedną z grup Film Spring Open, której zadaniem będzie praca nad projektami fabularnymi, będzie się opiekował Bodo Kox. Czy to jest zapowiedź ewentualnych produkcji, które miałby być firmowane przez Film Spring Open?

- Wychodzimy z założenia, które podpowiada nam statystyka. W Stanach Zjednoczonych tylko 10% wyprodukowanych filmów, zwraca swój koszt produkcji. Czyli jest to przemysł, który jest związany z niebywałym ryzykiem. Ryzyko to jest bardzo źle kontrolowane w systemie filmowym. My powtarzamy ten wzorzec, który już właściwie nie powinien być aktualny; chodzi o sytuację, w której podstawą realizacji filmu jest scenariusz. Pieniądze dostaje się przecież "za" scenariusz, a praktyka i statystyka udowadnia, że z bardzo dobrych scenariuszy powstają bardzo złe filmy. Można też odwrotnie - z tekstów, które są bardzo wizualne i w związku z tym bardzo trudne do zapisu literackiego, powstają wybitne filmy. Mimo że uczucie po lekturze takiego scenariusza jest raczej dwuznaczne.

- Nie miałem w ręku scenariusza "Amelii", ale pewnie gdyby opisać wszystko, co widzimy na ekranie, to scenariusz miałby 600 stron i każdy redaktor amerykański by go odrzucił - w Stanach Zjednoczonych standardem jest 120 stron. Namawiany więc do tego, aby między realizacją filmu i scenariuszem, powstało coś, co kiedyś było niemożliwe. Mam tu na myśli zrobienie czegoś takiego jak "film na brudno". A dziś to jest możliwe, każdy ma kamerę w swoim telefonie, a dostęp do lepszych kamer jest praktycznie "półdarmowy". Nazwijmy to strategią kontroli ryzyka. Długość filmu, wyrazistość postaci, jakość dialogów, dramaturgia utworu - to wszystko można sprawdzić na takim "brudnofilmie".   

- Mam wrażenie, że dotychczasowy model produkowania filmów strasznie się zestarzał i warto go prześwietlić. Dlatego kupiliśmy autobus. Jest w tej chwili przerabiany na "cinebus" - dzięki niemu będzie można ułatwić filmowcom produkcję, zmniejszając jej koszty. Możemy też tym autobusem jeździć do dalszych ośrodków. Jeśli mieszkamy w Warszawie czy Krakowie, to łatwo znaleźć jakaś szkołę filmową, ale jeśli pojedziemy do Zielonej Góry czy Szczecina - to już jest kłopot. Dlatego chcemy z tą edukacją docierać, nawet na czterech kółkach, także do tych bardziej prowincjonalnych ośrodków.

Tegoroczna edycja Film Spring Open będzie miała wyjątkowego gościa. Czy wiadomo już w jakich dniach przyjedzie do Polski Natalie Portman i na czym polegać będzie jej udział w warsztatach?

- Nie chcę o tym na razie mówić. Natalie obiecała nam, że przyjedzie. Nie jestem upoważniony do zdradzania dat. To ona decyduje o tym programie, to jest jej dobra wola. Jesteśmy uhonorowani tym, że przyjeżdża. W tej chwili jest na planie filmowym, robi film w Paryżu. Przyjedzie na wykład, ale nie chce, aby wokół tego było jakiekolwiek zamieszanie medialne. To zresztą dotyczy tego, o czym mówimy. Na planie filmowym, na którym teraz jest Natalie, wprowadzaliśmy częściowo nowy model produkcyjny, który będziemy w przyszłości realizować przy pomocy "cinebusa". Innymi słowy - zmieniliśmy system tradycyjnej produkcji filmowej. To, co robiliśmy wcześniej w Izraelu przy filmie "Opowieści o miłości i mroku", to była nowość. Nikt tak wcześniej nie robił filmów. Mówię tutaj tylko o części operatorskiej, ponieważ tylko za to byłem odpowiedzialny.

- Po skończeniu zdjęć Natalie napisała list, w którym bardzo chwaliła tą zmianę. Namówiłem ją, aby opisała swoje wrażenia jako debiutantki. To jest najważniejszy egzamin w życiu każdego filmowca. Zgodziła się na to. Można zatem powiedzieć, że przyjeżdża do nas na moderowany wykład. Mogę jeszcze dodać, że rozmawiamy z Ewą Puszczyńską, laureatką Oscara za "Idę", która prawdopodobnie będzie moderowała to wystąpienie.

Mówiliśmy trochę o edukacji, ale chciałbym jeszcze wrócić do pańskiej pracy operatorskiej.  Jakiś nowy projekt na oku?

- Nie, ja ostatnio "nie palę się", aby robić filmy. Mam już swoje lata. Oczywiście nie mówię nie. Jeśli pojawi się projekt, który mnie zaintryguje i będę miał poczucie, że warto, to oczywiście zdecyduje się to zrobić, ale generalnie odrzucam projekty. Nie pojawiło się w ostatnim czasie nic, co skusiłoby mnie do zmiany nastawienia. Cały czas poświęcam na Spring Open - to jest moje ukochane dziecko. Wydaje mi się, że jest to ważniejsze niż zrobienie kolejnego filmu. Nakręciłem ich już około 70, nie mam wielkiego ciśnienia związanego z powrotem na plan. Jeszcze raz podkreślam jednak, że to nie jest ostateczna decyzja. Przed filmem z Natalie składałem te same deklaracje, ale kiedy zaproponowała mi film, to bez zastanowienia zdecydowałem się to robić. Zatem jeśli coś mnie zaintryguje i zobaczę powód, żeby to zrobić, to czemu nie?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sławomir Idziak | Film Spring Open
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy