Reklama

Siedzi we mnie zupełnie co innego

"Siedzi we mnie zupełnie co innego, mam zupełnie inną wrażliwość. Piszę o tym, co mnie boli, czego nie lubię, co chciałbym zrobić, a czego nie mogę" - mówi w rozmowie RMF Extra Paweł Małaszyński, nie tylko popularny aktor ("Katyń", "Świadek koronny", Tajemnica Twierdzy Szyfrów", Twarzą w twarz", "Magda M."), ale również lider zespołu "Cochise" i autor tekstów.

RMF FM: Czego się spodziewać po twoim bohaterze w nowym sezonie serialu "Twarzą w twarz"?

Paweł Małaszyński: Wiktor znajdzie się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Będzie nim kierowała totalna determinacja i walka o miłość, życie, życie jego rodziny. Zostanie postawiony w sytuacji, z której nie będzie prostego wyjścia.

RMF FM: Wyobrażasz sobie siebie w takiej sytuacji?

Paweł Małaszyński: Absolutnie nie. Dla mnie sytuacja, w której znalazła się rodzina Wasiaków, jest totalnie irracjonalna.

Reklama

RMF FM: Mówisz o porwaniu dziecka, które jest jednym z wątków serialu?

Paweł Małaszyński: Na przykład. Nie możemy sobie tego z Magdą [Walach - red.] wyobrazić. Baliśmy się, żeby ta sytuacja i emocje, które w nas wywoływał Patryk Vega [reżyser serialu - red.] nie były śmieszne i groteskowe, żeby były prawdziwe, żebyśmy nie przegięli w jedną albo drugą stronę. Jeśli chodzi o sceny związane z porwaniem, Patryk Vega bardzo nas przemielił. Bardzo.

RMF FM: Początkowo do roli w tym serialu byłeś mocno ucharakteryzowany. Ale to niewiele w porównaniu z tym, do czego są zdolni aktorzy amerykańscy, którzy dla roli potrafią przytyć, a potem schudnąć kilkanaście kilogramów. Do jakich poświęceń ty byłbyś zdolny?

Paweł Małaszyński: Ja jestem w stanie zrobić dla roli wszystko. Jeżeli miałbym przytyć - proszę bardzo, jeżeli schudnąć - również. Tylko - umówmy się - trzeba sztabu ludzi, którzy by nad tym pracowali, bo najczęściej jest to niezdrowa walka ze zdrowiem. U nas ciągle jest jeszcze tak, ze sam muszę o to dbać. Oczywiście z pomocą produkcji, która płaci za moje treningi na siłowni, za moją dietę, trenerów. Na szczęście w Polsce produkcja zaczyna przykładać coraz większą wagę do tego, żeby aktor, chociaż w ten minimalny sposób, miał szansę przygotować się do roli.

RMF FM: Do czego potrzebujesz trenerów?

Paweł Małaszyński: Trenera potrzebowałem kiedy musiałem zrzucić 7 kilogramów, które przybrałem do pierwszej transzy [serialu Twarzą w twarz - red.] i potem z czystego lenistwa niczego z tym nie zrobiłem. Wiedziałem, że zbliża się druga transza i nie ma już potrzeby, żeby Wiktor był nalany i masywny, w końcu minęło w jego życiu pięć lat, więc postanowiliśmy wrócić do sportowej sylwetki. Ponownie zawitałem do mojego trenera Marcina na siłownię. Marcin zresztą przygotowuje mnie do każdego filmu, począwszy od pierwszego "Oficera". Miałem więc 4-5 razy w tygodniu siłownię, odpowiednią dietę i udało mi się w ciągu 2 i pół miesiąca zrzucić 5-6 kilo. Mam też spotkania z kaskaderami. Tak jest w przypadku, kiedy sceny dotyczą walk wręcz czy pościgów samochodowych.

RMF FM: Jak często sam chcesz brać udział w takich scenach?

Paweł Małaszyński: Zawsze. I to jest problem. Ale nie jestem wariatem, chociaż wszyscy uważają, że jestem. Kiedy się czegoś boję, to nie ryzykuję. Mam jeszcze dla kogo żyć. Ale kiedy wykonujemy parę prób i kaskaderzy twierdzą: Nie ma sprawy, jest doświadczony, już miał niejedno połamane, więc zrobi to sam, gwarantujemy za niego - nie ma przeszkód. Na przykład sam robię wszystkie walki. Do tego nie używam kaskaderów. Wystarczą mi próby z nimi i opracowana choreografia walk. Sam robię też pościgi samochodowe. Chyba, że wymagają ostrych zakrętów. Raz już udało mi się dachować podczas produkcji "Twarzą w twarz", co nie było przewidziane w scenariuszu, ale ujęcie wyszło świetne. W "Oficerach" pozwolono mi się podpalić. Lubię, naprawdę lubię takie rzeczy.

RMF FM: Czy fakt, że umiesz się bić w filmie oznacza, że i w życiu umiałbyś przyłożyć?

Paweł Małaszyński: Ja jestem pacyfistą, ale gdyby taka okazja miała miejsce, choć mam nadzieję, że nigdy się nie zdarzy, to pewnie mógłbym wykorzystać parę rzeczy, które umiem. Rzeczywistość jednak różni się od fikcji filmowej, więc trudno mi powiedzieć w jaki sposób bym się zachował.

RMF FM: Świadomie użyłam tu słowa przyłożyć, które w tym wypadku ma podwójne znaczenie. Grasz w zespole Cochise, ostrą, rockową muzykę. Więc przyłożyć potrafisz nieźle.

Paweł Małaszyński: Wychowałem się na takiej muzyce i lubię grać mocno. Ale na pewno nie jest to muzyka, którą można puszczać w radio. Muzyka jest dla mnie wentylem bezpieczeństwa i wolnością. Tam się spełniam i mogę rozwijać swoją wyobraźnię. I nikt mi nie powie, że to co robię jest złe czy dobre. Sam o tym decyduję. Jeszcze w tym miesiącu wchodzimy do studia z naszą drugą demówką.

RMF FM: Piszesz także dla swojego zespołu bardzo poetyckie teksty piosenek.

Paweł Małaszyński: Zawsze uważałem, że w piosence najważniejszy jest tekst. Bo ładną, wpadającą w ucho melodię zawsze możesz wymyślić. Pisać nauczyła mnie Kasia Nosowska, która jest dla mnie fenomenem na polskiej scenie, jeśli chodzi o pisanie tekstów. A czy moje teksty są poetyckie? Nie wiem. Staram się też bawić słowem i nie traktować wszystkiego bardzo poważnie. Ja nie śpiewam o motylkach i o słońcu i o tym, że hej, hej chodźmy na plażę. Siedzi we mnie zupełnie co innego, mam zupełnie inną wrażliwość. Piszę o tym, co mnie boli, czego nie lubię, co chciałbym zrobić, a czego nie mogę.

RMF FM: A nazwa zespołu "Cochise" to młodzieńcza fascynacja Indianami?

Paweł Małaszyński: Indianie fascynowali mnie od zawsze. Stąd oczywiście nazwa zespołu. Podobały mi się filmy o Indianach. Ale nie dlatego, że łuki, że konie, że bieganie. Bardziej zachwycała mnie strona duchowa Indian. Mając 32 lata nadal traktuję tę moją fascynację dosyć poważnie.

RMF FM: Jesteś szamanem?

Paweł Małaszyński: Nie, nie jestem szamanem [śmiech] ale lubię czytać o Indianach, o ich religii i kulturze. Oni patrzyli na świat inaczej niż my. Stosunek do świata jaki mieli Indianie bardzo mi odpowiada. Jest bardzo bliski mojemu sercu.

RMF FM: Byłeś Indianinem w poprzednim życiu?

Paweł Małaszyński: Nigdy tego nie sprawdzałem, chociaż chciałbym. Nie... chyba jednak się boję. Wolałbym nie odkrywać, że byłem żabą.

RMF FM: A odwiedziłeś kiedykolwiek tereny należące niegdyś do Indian?

Paweł Małaszyński: Na razie mi się to nie udało. Ale to moje wielkie marzenie. Obawiam się jednak, że serce by mi się krajało, gdybym miał wjechać do jakiegoś rezerwatu.

RMF FM: Mówisz, że jesteś pacyfistą, choć to sprzeczne z tradycją twojej rodziny.

Paweł Małaszyński: Wszyscy w mojej rodzinie "poszli w kamasze", nawet moja siostra, a ja jakoś nie. Ale robiąc to, co robię, spełniam trochę marzenia mojego taty, który chciał mieć długie włosy i być gwiazdą rocka. Miał nawet swój zespół. Potem myślał o karierze aktora i zamierzał zdawać do szkoły teatralnej, ale życie potoczyło się inaczej. I wylądował w wojsku. Jest oficerem. Teraz na emeryturze.

RMF FM: I nie miał do ciebie pretensji, że wyszedłeś z szeregu i walczyłeś o to, żeby zostać aktorem?

Paweł Małaszyński: Nie, rodzice mnie od zawsze wspierali. Chociaż to wcale nie było łatwe. Przez trzy lata przecież nic nie robiłem, siedziałem na ich garnuszku. Mam wrażenie, ze oni powoli przestawali wierzyć, że uda mi się zostać aktorem. Kiedy się udało, zaczęli się bać co będzie dalej. Niby jest szkoła, jest wykształcenie, ale co z tego. Na szczęście jest dobrze. Mogę spełniać swoje marzenia, właśnie dlatego, że oni mi na to pozwolili.

RMF FM: Byłeś odważny zdając do szkoły aktorskiej 3 razy.

Paweł Małaszyński: Niewiele osób poddaje się po pierwszym razie. Zwykle próbują trzy- cztery razy. Potem niektórzy wymiękają. Ja sobie powiedziałem - do trzech razy sztuka. Gdyby mi się nie udało, pewnie poszedłbym znowu na prawo, z którego zrezygnowałem wcześniej. Czyli w kamasze. A dzisiaj byłbym już oficerem.

RMF FM: Dbasz o swój wizerunek? Interesują cię ciuchy, moda?

Paweł Małaszyński: Nie, nie jestem trendy, nie jestem cosmo, nie jestem glamour. Sorry, nie pasuję do tych kanonów.

RMF FM: Za to jesteś gejem. W jednym z przedstawień teatralnych. To prawda?

Paweł Małaszyński: Prawda jest taka, że na razie trwają rozmowy na ten temat. Natomiast jeśli już mówimy o "ciepłych" rolach, udało mi się stworzyć taką postać u Szymona Majewskiego w "Figo Fago", które wejdzie na ekran we wrześniu. Historia kryminalna o parze policjantów Figo i Fago - Ryszard Gaj i Damian Pałocią - bez g na końcu. Ja gram Figo, a w Fago wciela się Janek Peszek. Tworzymy na prawdę fantastyczną parę dwóch przesympatycznych policjantów, którzy spędzają ze sobą czas nie tylko w pracy, ale także w domu. Mamy kapitalne stroje w klimacie lat 70-tych i w stylu Miami Vice. Na planie świetnie się bawiliśmy.

RMF FM: A płakać ci się zdarza? Na filmach albo w życiu?

Paweł Małaszyński: Ja bardzo często płaczę. A na filmach w szczególności. I kompletnie się tego nie wstydzę.

RMF FM: Kiedy płakałeś ostatni raz?

Paweł Małaszyński: Dosyć niedawno. Jakoś tak mi puściły wszystkie nerwy. Sporo miałem spięć związanych z pracą. Boże, jaki biedny aktor, tak strasznie przepracowany! No, ale miałem taki dzień, że wszystko przeczyściłem i przeszedłem katharsis.

RMF FM: Przeszło?

Paweł Małaszyński: Nie (śmiech). Ale jest nieźle.

Wywiad pochodzi z programu RMF Extra. Emisja: 7 września 2008.

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy