Sebastian Stankiewicz: Mam dar bawienia ludzi
Aktorskiego bakcyla połknął już w dzieciństwie, ale droga na plan filmowy była długa. - Chcę mierzyć się z wyzwaniami - mówi Sebastian Stankiewicz.
Ile razy zdawałeś do szkoły teatralnej?
Sebastian Stankiewicz: - Dokładnie nie pamiętam. Zdawałem przez 6 lat, za każdym razem do kilku szkół, więc łącznie pewnie kilkanaście razy.
Co się nie podobało komisji?
- Głównie moja wada wymowy. Miałem krzywy zgryz, a kilkanaście lat temu nie zakładało się jeszcze aparatów ortodontycznych i to mnie przekreślało. Czasem jednak słyszałem miłe słowa, np., że mam pozytywną energię.
Próby cię nie zniechęcały?
- Nie. Miałem w sobie upór i ambicję. Czułem, że to jest to i że trzeba walczyć. Wyprostowałem zęby, zyskałem lepszą dykcję i wreszcie, w wieku 24 lat dostałem się na wydział lalkarski we Wrocławiu.
Masz w rodzinie aktorów?
- Dwie ciotki mojej babci Wiesi były w latach 20. artystkami - aktorkami i tancerkami rewiowymi: Loda i Zizi Halama. Tańczyły w rewii w Morskim Oku, grały z Adolfem Dymszą i Eugeniuszem Bodo. Moja babcia zaś pracowała w kinie objazdowym. Dostawałem od niej bilety, zabierałem kolegów i chodziliśmy na filmy do kina Jubilat w Głogowie.
Jesteś marzycielem? Takim z głową w chmurach?
- Tak, marzenia grają w moim życiu ważną rolę. Głównie te, aby być dobrym aktorem i ciągle mierzyć się z nowymi wyzwaniami. Ostatnio oglądałem Jima Carreya, który stwierdził, że chce wyjść na scenę jako człowiek niemający zmartwień, po to, aby jego widzowie też ich przez chwilę nie mieli. O to chyba chodzi. Jeśli dostałem jakiś dar, jeśli potrafię rozbawić ludzi, to chcę im dać taki moment, w którym oderwą się od prozy życia.
Wywołujesz emocje także charakterystycznym wyglądem.
- Ludzie często uśmiechają się na mój widok, a ja utożsamiam się z postaciami, które gram, np. z Ryszardem Gawronem w "Barwach szczęścia". Robię, co mogę, żeby zbudować postać, którą widz zapamięta.
Czy nikt cię nie namawiał na obcięcie włosów?
- Mnóstwo ludzi, wszystkie moje byłe dziewczyny. Ostatnio kolega mi mówił, że gdy nie było mnie na planie, ktoś pytał: "Gdzie jest ten łysy z długimi włosami?". Myślę, że to mnie wyróżnia. Na pewno mógłbym obciąć czy zgolić włosy dla roli, to samo z moją wagą. Dziewczyny zawsze naciskały, żebym trochę schudł, ale dla mnie moja waga nie jest problemem. Taki właśnie jestem, co nie znaczy, że nie dbam o siebie. Chodzę na siłownię, gram w piłkę, bo chcę być sprawny. A na potrzeby roli mógłbym bez problemu i schudnąć, i przytyć.
Czyli dla dziewczyny się nie poświęcisz, a dla reżysera tak?
- Dokładnie. Może to się zmieni, bo w przyszłym roku kończę 40 lat i wiem już, że nie tylko kariera i praca są ważne, ale też miłość, rodzina. I że to tak naprawdę jest celem mojego życia.
Rozmawiała Katarzyna Ziemnicka