Scott Derrickson: Magiczne momenty
W moim filmie znajduje się wiele detali, których widz nie zdoła dostrzec, oglądając go za pierwszym, a nawet za drugim razem. Jest to zabieg celowy. Chciałem, żeby był on tak gęsty w efekty wizualne, że widz po jego obejrzeniu niejednokrotnie poczuje niedosyt i zapragnie obejrzeć go ponownie - mówi o "Doktorze Strange'u" Scott Derrickson.
Czy byłeś fanem Doktora Strange'a, zanim zostałeś zatrudniony do reżyserowania tego filmu?
Scott Derrickson: - Zawsze uwielbiałem komiksy z Doktorem Strangem. To postać psychodeliczna, uduchowiona, wprowadzająca dziwny powiew świeżego powietrza, która pozwala czytelnikowi wykroczyć swoją wyobraźnią poza zakres świata komiksu. Chciałem zrobić film, który odda ten charakter w ramach filmowego uniwersum Marvela.
Jak ewoluowała w czasie twoja wizja postaci Doktora Strange’a?
- Postać Doktora Strange jest zaczerpnięta z prac Steve'a Ditko oraz Stana Lee. Ich komiksy są jak biblia dla tego filmu. Pracę rozpoczęliśmy od zadania sobie pytania, jak przenieść ich komiksy na ekran kinowy. Postaci wykreowane przez Ditko i Lee są wciąż bardzo współczesne. Czerpaliśmy inspiracje także z innych źródeł, np. "The Oath" - przy scenach gwiezdnych pojedynków. Staraliśmy się przekroczyć granice naszej własnej wyobraźni. Zastanawialiśmy się, jakie niespodziewane i dziwne elementy możemy dodać do filmu, których widz wcześniej nie widział. Zależało nam na tym, aby każdy drobny szczegół był oryginalny i nowatorski.
Wydania Blu-ray 3D i Blu-ray filmu zawierają niepublikowane wcześniej sceny. Dlaczego nie znalazły się w wersji kinowej "Doktora Strange’a"?
- Jest wiele przyczyn stojących za ich usunięciem z filmu. Zdecydowaliśmy się wyciąć dwie sceny z udziałem Kaeciliusa i jego popleczników. Wycięliśmy je, ponieważ film ogląda się lepiej bez nich, nie oznacza to jednak, że sceny te były nieudane.
Fani uwielbiają zatrzymywać poszczególne sceny podczas oglądania "Doktora Strange’a" na Blu-ray czy DVD po to, by odnaleźć ukryte elementy i przekaz, jaki jest w nich zawarty. Co uda im się odkryć w tym filmie?
- Oglądając film w zaciszu domowym, fani przekonają się, że dzięki pauzom będą mogli dokładnie przyjrzeć się sekwencjom efektów wizualnych, ponieważ w tych momentach na ekranie pojawia się dużo informacji. W filmie znajduje się wiele detali, których widz nie zdoła dostrzec, oglądając go za pierwszym, a nawet za drugim razem. Jest to zabieg celowy. Chciałem, żeby był on tak gęsty w efekty wizualne, że widz po jego obejrzeniu niejednokrotnie poczuje niedosyt i zapragnie obejrzeć go ponownie. Powodem takiego zabiegu nie była chęć osiągnięcia wysokiego wyniku kasowego. Chciałem stworzyć film tak bogaty w treść, że ciężko jest ją "przetrawić" za pierwszym razem. Kiedy po raz pierwszy zaprezentowaliśmy 15-minutowy materiał filmowy, widownia zaczęła krzyczeć "Puśćcie to jeszcze raz! Puśćcie to jeszcze raz", ponieważ film wciąga i elektryzuje widza.
Ile trwała pierwsza wersja filmu?
- "Doktor Strange" z założenia nie miał być długim filmem. Pierwsza wersja była tylko 15 minut dłuższa od wersji finalnej. Tylko trzy ujęcia zostały całkowicie usunięte z ostatecznej wersji filmu. Poprawki polegały głównie na skracaniu scen. Szczerze mówiąc, w filmie nie ma wielu sekwencji akcji. Założę się, że "Doktor Strange" ma ich najmniej w porównaniu do innych produkcji Marvela. Jednak widz nie odczuje tego, ponieważ akcja filmu jest wciągająca, a efekty wizualne zaskakujące i niespotykane. Spotkałem się z wieloma opiniami widowni, że sceny pojedynków są świetne, ale trwają zbyt długo. Kiedy treść filmu jest tak wizualnie wymagająca, publiczność szybko traci skupienie.
Ale akcja Doktora Strange nigdy nie jest dezorientująca...
- Jest bardzo skondensowana. Jeśli mowa o akcji, to nie lubię, kiedy sprawia, że widz czuje się zagubiony. Jedyna tego typu sytuacja jaką dopuszczam jest wtedy, kiedy widz chce się poczuć zdezorientowany podobnie jak główni bohaterowie filmu. Dzieje się tak w filmach takich jak "Szeregowiec Ryan" oraz "Bitwa w Mogadiszu". Myślę, że bracia Russo zrobili kawał dobrej roboty, kreując postać Zimowego Żołnierza. Jednak ja na potrzeby tego filmu, zgodnie ze swoim stylem reżyserskim, starałem się być bardzo zdyscyplinowany i skupiony. Chcę mieć kontrolę nad tym, czego widzowie doświadczają podczas oglądania "Doktora Strange’a".
Na jakim etapie prac nad filmem zacząłeś myśleć o dokrętkach prezentujących spotkanie Thora i Doktora Strange'a?
- Zacząłem o tym myśleć po zakończeniu prac nad filmem. Nigdy wcześniej nie podejmowaliśmy tego tematu. Dopiero po zaakceptowaniu ostatecznej wersji filmu, zaczęliśmy się zastanawiać, co mogłoby zostać zawarte w scenach dodatkowych.
Jaki moment z kręcenia filmu "Doktor Strange" najbardziej cię wzruszył i zostanie na długo w twojej pamięci?
- W filmach takich jak "Doktor Strange" za sceny magiczne uważa się zazwyczaj imponujące efekty wizualne. W szczególności tak szalone i niespotykane, jakie zrealizowaliśmy w naszej produkcji. Dla mnie jednak najbardziej magicznymi momentami w filmie, nie ważne jak bardzo jest on fantastyczny, są interakcje między aktorami. Momenty, kiedy widzisz, że dwóch aktorów naprawdę uwzniośla scenę i zaczyna kreować coś głęboko ludzkiego.
Biorąc pod uwagę twoją odpowiedź, które sceny były w takim razie najbardziej wyjątkowe według ciebie?
- Wydaje mi się, że w filmie dwa najbardziej magiczne momenty to pierwsza i ostatnia scena, nad którymi Benedict [Cumberbatch - przyp. red.] pracował z Tildą [Swinton - przyp. red.]. Zapamiętam również scenę w apartamencie z udziałem Benedicta i Rachel [McAdams - przyp. red.]. Cudownie było widzieć kulisy sceny, w której Benedict poznaje Przedwiecznego. To był pierwszy raz, kiedy zobaczyłem Tildę wcielającą się w tę postać i byłem nią zachwycony. Oboje byli niesamowici w tej scenie.