Sara Müldner: Nie zabiegałam o role
Odniosła sukces będąc dzieckiem, a medialną popularność przyniosła jej rola Julki w "Na dobre i na złe". Pojawiła się wówczas u boku Małgorzaty Foremniak, Emilii Krakowskiej i Artura Żmijewskiego. Odeszła z produkcji 13 lat temu. Później zagrała m.in. w filmach "Chopin. Pragnienie miłości", "Na boso" i "Lubię mówić z Tobą". Sara Müldner ma 32 lata. Co robi teraz?
Zacznę może przewrotnie... Ogląda pani "Na dobre i na złe" i śledzi z sentymentem wątek Julii, którą w dorosłym życiu gra Ola Hamkało?
- Nie, nie oglądam.
Czy dla małej dziewczynki, potem nastolatki, tak intensywna praca w serialu, bardzo popularnym, w gwiazdorskiej obsadzie, była szkołą życia, przygodą?
- Grałam w bardzo wielu rzeczach: teatrach telewizji, serialach, filmach. Każdy plan, każda rola to trochę inne doświadczenie. Traktowałam to od początku jak swój zawód, ale była to też dla mnie wielka przyjemność. W dzieciństwie miałam ogromne pokłady energii i optymizmu, byłam niezwykle ciekawa świata. Wcielanie się w role było moim ulubionym zajęciem. Grałam nawet po powrocie do domu, wygłaszając monologi do krzesła albo zasłon. Potem, niestety, to się zmieniło.
- Zaczęłam zauważać, że zawód jest cudowny, ale ludzie, z którymi się pracuje, niekoniecznie. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich, ale zaczęły mnie spotykać różne nieprzyjemności. Atmosfera na planie jest dla mnie ważna, powodowało to więc ogromny stres i czułam, że nie jestem w stanie zagrać tak, jakbym chciała. Ten stres towarzyszył mi potem przez wszystkie lata i niestety odczuwam jego skutki do dzisiaj. Wiele castingów i okazji z tego powodu zmarnowałam. Były na szczęście sytuacje, w których czułam się tak, jak kiedyś, pewna swoich możliwości i wtedy dawałam z siebie wszystko, co nie znaczy, że dostawałam wtedy role, bo udany casting to nie zawsze wygrany casting.
Utrzymuje pani bliższy kontakt z kimś z serialu?
- Nie.
Czy gdyby nie serial to wyjechałaby pani do Paryża? Czy był on zapisany w dziecięcych marzeniach, podobnie jak ekskluzywna szkoła aktorska, potem Sorbona?
- Chodziłam do francuskiej szkoły, zdałam francuską maturę, wiec było dla mnie naturalne, że wybiorę studia we Francji.
Paryż był takim pierwszym powiewem wielkiego świata dla pani?
- Od dziecka podróżowałam po świecie. To było bardzo przyjemne, ale nigdy nie traktowałam innych krajów jako czegoś lepszego, jak wielkiego świata. Podróże dostarczały mi po prostu innych bodźców i wrażeń. Wakacje w Rabce dawały mi tyle samo radości, co poznawanie innych krajów. Paryż natomiast jest dla mnie miejscem szczególnym. Od urodzenia spędzałam tam kilka miesięcy w roku, ale nie chciałabym mieszkać tam na stałe.
Czuje się pani obywatelką świata?
- Czuję się Polką, która uwielbia podróżować, ale zawsze chcę wracać do domu. Lubię uczyć się języków. Ich znajomość przydaje mi się głównie do oglądania filmów i seriali w oryginale oraz oczywiście, gdy jestem za granicą. Większość moich znajomych mieszka poza Polską i czasami rozmawiam z nimi przez Skype lub piszę maile. Czasami robię też drobne tłumaczenia.
Zniknęła pani z show-biznesu, ale też z ekranu kilkanaście lat temu. Dlaczego?
- Nie wiem, czy "zniknęła" to dobre określenie, nie demonizowałabym tego. Wyjechałam do Paryża do szkoły aktorskiej. Owszem sądziłam, że po powrocie dostanę jakieś propozycje w Polsce, ale kiedy nie było ich zbyt wiele wcale mi to nie przeszkadzało. Nie zabiegałam o role. Po szkole aktorskiej studiowałam iberystykę w Polsce. Potem znów wyjechałam na Sorbonę, gdzie przez jakiś czas studiowałam filozofię. W międzyczasie zagrałam w paru projektach, pojawiałam się od czasu do czasu w jakimś programie czy udzieliłam wywiadu. Szczerze mówiąc, przez ostatnich kilka lat nie wiedziałam nawet na pewno, czy chcę grać. Oczywiście w wywiadach mówiłam, że chcę, ale to nie jest takie jednoznaczne. Grać znaczyło dla mnie brać udział w dobrym projekcie, a nie robić cokolwiek. Zdarzało mi się w tym czasie odrzucić kilka propozycji. Więc tak, chcę zagrać w czymś ciekawym bo lubię grać, ale nie lubię całej tej otoczki show-biznesu, ścianek, wiecznej presji i castingów, na które nie warto iść, bo na ogół role i tak już są z góry obsadzone.
Czym dziś wypełnia pani czas? W czym czuje się pani spełniona?
- Uwielbiam pisać. Dawniej po prostu spisywałam swoje pomysły, ale nic więcej z tym nie robiłam. Od pewnego czasu myślę, by zacząć jeden konkretny projekt. Na razie jest on w fazie przygotowawczej. To duże przedsięwzięcie, więc prawdopodobnie jego realizacja potrwa długo.
Czy w tym zawodzie doświadczenie, talent, pracowitość, ambicja, prestiżowa szkoła to za mało, by myśleć o karierze aktorskiej?
- Paradoksalnie karierę aktorską zrobiłam już w dzieciństwie, przyszła wtedy sama. Potem nastąpiła przerwa, o której już wspomniałam. A co jest potrzebne do udanej kariery aktorskiej? Odpowiedź nie jest prosta. W tym zawodzie nie da się niczego przewidzieć ani zaplanować. Nie ma reguł. Są dziesiątki faktorów, które wpływają na to, czy dostanie się rolę. Przede wszystkim jednak prawie nie zdarzają się sytuacje, że ktoś gra bez przerwy. Niektórzy, jak Judi Dench, zaczynają karierę po pięćdziesiątce, inni, jak Amanda Bynes, grają w dzieciństwie i "przechodzą na emeryturę" w wieku 24 lat. Jedni chcą wrócić, inni nie. Jednym zależy bardziej, innym mniej, jedni chcą robić cokolwiek, inni woleliby brać udział tyko w wartościowych projektach, co nie znaczy, że im się to zawsze udaje.
Mówi się, że bez dobrego agenta i social mediów, czyli kreowania swojego wizerunku, zasięgów i budowania społeczności followersów człowiek nie ma szansy na sukces. Zgadza się pani z tym?
- Nie chciałabym, żeby tak było. Prywatny wizerunek aktora nie powinien mieć nic wspólnego z rolami, które gra. Powinno być rozróżnienie między celebrytami, którzy chcą po prostu zaistnieć w show-biznesie, a aktorami. Każdy oczywiście może budować swoją karierę jak chce, ale media społecznościowe nie powinny mieć wpływu na obsadę filmów, bo to jest po prostu śmieszne. Tak, agent jest ważny, ale powinien być to ktoś komu zależy, kto kocha swoją pracę i walczy o swoich aktorów, o to, żeby wysyłać ich na castingi. Chciałabym spotkać takiego.
Dom jest tam, gdzie serce. Gdzie dziś odnajduje pani swoje miejsce na świecie?
- Dziś, kiedyś i zawsze w Polsce. Gdziekolwiek bym mieszkała, studiowała czy pracowała, zawsze tu będzie moje serce.
Gdyby pani miała dziś podjąć kluczową decyzję co do swojej zawodowej przyszłości: dokąd teraz, co chcę robić, o czym marzę? Co mówi pani serce, a co rozum?
- To na pewno jest moment, w którym powinnam podjąć decyzje w wielu kwestiach, również zawodowych. Od lat mam różne marzenia i cele, ale zawsze coś przeszkadzało mi w ich realizacji. Niektóre z tych przeszkód były jak najbardziej realne, inne tworzyłam sobie sama. Myślałam, że jest na coś za wcześnie, za późno albo nie jestem w tym momencie gotowa. Muszę przede wszystkim zastanowić się, na czym mi tak naprawdę zależy. W dzieciństwie dokładnie wiedziałam kim jestem i czego chcę, teraz nie jest to dla mnie już takie oczywiste.
Beata Banasiewicz / AKPA