Reklama

Rafał Maserak: Będę tańczył do upadłego

Odkrył swoją nową pasję - gotowanie, ale nie zamierza zmieniać zawodu. Znów go więc zobaczymy w „Tańcu z Gwiazdami".

Odkrył swoją nową pasję - gotowanie, ale nie zamierza zmieniać zawodu. Znów go więc zobaczymy w „Tańcu z Gwiazdami".
Rafał Maserak podczas ostatniej edycji "Tańca z Gwiazdami" /AKPA

Ma na koncie niezliczone trofea za udział w turniejach tanecznych i dwie Kryształowe Kule zdobyte w "Tańcu z Gwiazdami" (7. polsatowska edycja rusza 3 marca). Do listy zwycięstw dopisał kolejne - był najlepszy w show "Top Chef. Gwiazdy od kuchni".

Pojawi się pan w "Dancing with the Stars. Tańcu z Gwiazdami" po raz 18. Jest Pan rekordzistą! Nie doskwiera panu rutyna?

Rafał Maserak: - Taniec to jest mój zawód, moja miłość. Poza tym każda edycja jest na swój sposób inna, czuję się jak aktor, który dostaje nową rolę w filmie albo serialu. No i za każdym razem tańczę z inną osobą. Nie ma więc mowy o rutynie.

Ma pan zatem kolejną podopieczną, którą w krótkim czasie musi nauczyć świetnie tańczyć. Jak się pan czuje w roli trenera?

- To także element mojego zawodu. Przez całe życie uczyłem się tańczyć i teraz jestem szczęśliwy, że mogę przekazać komuś moją wiedzę, zdradzić tajniki tańca, przekazać emocje. Staram się, żeby gwiazda, która bierze udział w programie, została w nim jak najdłużej - najlepiej do samego końca.

Jakiej rady udziela pan nowej partnerce?

Reklama

- Musi się świetnie bawić i czerpać przyjemność z tego, co robi.

A pana taniec cały czas cieszy?

- Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Na szczęście tańczę codziennie, bo w moim życiu zawodowym dużo się dzieje: mam spektakle taneczne, przygotowuję nowy projekt. Ciągle się też go uczę - jeśli tylko mam czas, biorę udział w warsztatach. Póki będę miał siły i zdrowie, nie zamierzam robić nic innego.

A gdyby musiał pan robić co innego?

- Żyję dniem dzisiejszym, skupiam się na tym, co robię teraz. Nie lubię wybiegać myślą tak daleko w przód. Będę tańczył do upadłego!

Po zwycięstwie w "Top Chefie" wydaje się, że ma pan w ręku drugi fach. Marzy pan o własnej restauracji albo o karierze szefa kuchni?

- Dostałem po programie kilka propozycji związanych z gotowaniem i nawet poważnie je rozważałem. "Top Chef" to była przygoda mojego życia, ale traktowałem udział w nim raczej jako odskocznię od codziennych zajęć. Ale dzięki temu show spojrzałem z zupełnie innej strony na swoje życie. Od dzieciństwa zajmowałem się tylko tańcem, teraz nabrałem śmiałości i wiary, że mógłbym spróbować czegoś nowego. Ale na razie gotowanie przegrywa konkurencję z tańcem.

Często pan gotuje?

- Codziennie, a po udziale w programie znacznie więcej. Znajomi wykorzystują moje umiejętności i ciągle domagają się, żebym dla nich gotował.

No i czym pan ich częstuje?

- Teraz jestem na etapie fascynacji kuchnią japońską. Gotuję więc na przykład ramen - przepyszny bulion z różnymi dodatkami. Wcześniej próbowałem swoich sił w innych egzotycznych potrawach, na przykład balijskich - dużo warzyw i owoców, prawdziwe bogactwo smaków. Ciągle więc odkrywam coś nowego, ale wciąż moim popisowym daniem są placki po zbójnicku, które robiłem przed "Top Chefem".

A pana popisowy taniec?

- Powinienem odpowiedzieć, że kocham jednakowo wszystkie. Jednak im jestem starszy, tym bardziej podobają mi się tańce, które pokazują większą dojrzałość. Od dłuższego czasu jestem absolutnym fanem tanga argentyńskiego oraz rumby. Mam wrażenie, że te tańce dają mi możliwość synergii - duszy i ciała.

Prywatnie często bryluje pan na parkiecie?

- Lubię potańczyć na imprezach, ale jeśli po pracy spotykamy się w gronie tancerzy, to nie mamy potrzeby znowu wchodzić na parkiet. A kiedy z kolei jestem wśród ludzi, którzy mnie nie znają, unikam tańca.

Dlaczego?

- Tancerze inaczej się ruszają niż przeciętni bywalcy dyskotek. Ludzie czasem dziwnie na mnie patrzą, uważają, że się popisuję. Mężczyźni bywają zazdrośni, że ich partnerki na mnie zerkają.

Pewnie mężczyźni widzą w panu konkurenta, bo ma pan opinię uwodziciela. Kolorowa prasa uparcie swata pana z każdą kolejną partnerką z "Tańca z Gwiazdami".

- Myślę, że tę łatkę przykleiły mi media bardzo dawno i - nie mając kolejnego pomysłu - trzymają się tego przy każdej edycji. Jestem człowiekiem, który kocha ludzi, poznawanie kogoś nowego to dla mnie zawsze kolejne doświadczenie. Osobie, z którą mam tańczyć, przekazuję swoją energię, by nasza współpraca była spójna i partnerska. Media zawsze szukają czegoś więcej - zupełnie niepotrzebnie. Taniec ma to do siebie, że trzeba otworzyć się na drugiego człowieka, zaufać mu, by pokazać wszystkie piękne emocje zawarte w choreografii. Jestem profesjonalistą i oddzielam zawsze życie prywatne od pracy dlatego nasze relacje są czysto koleżeńskie.

A może to zainteresowanie mediów to po prostu jedna z ciemnych stron popularności?

- Wolałbym skupić się na jasnych. Pozdrawiam wszystkie panie na poczcie, w urzędach i instytucjach publicznych - tam znana twarz naprawdę się przydaje.

Jest pan zwycięzcą wielu turniejów tanecznych, musi pan więc lubić rywalizację.

- Całe moje życie to rywalizacja, ale dziś raczej wolę udowadniać coś sobie. Sprawdzam, czy podołam nowym wyzwaniom.

Na przykład takim, jak samodzielne komponowanie perfum?

- Jestem zapachowcem - chłonę zapachy, kiedy gotuję, jem, podróżuję... Kocham je. Kiedy więc miałem możliwość tworzenia perfum, zrobiłem kilka kompozycji dla siebie. Najbardziej lubię chyba zmysłowe paczuli, ale zapach musi pasować do pory roku, dnia, nastroju, okoliczności.

A jakie okoliczności bardziej sprzyjają randce: kolacja czy potańcówka?


- Moim zdaniem najlepiej dobrze zjeść, a potem potańczyć.

Anna Bugajska

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Rafał Maserak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy