Reklama

Pytanie o to, czym jest szczęście

Kiedy zaczęliśmy telefoniczną rozmowę, zwróciłem uwagę na jej lingwistyczną przewrotność - oto Czech z Polakiem zmuszeni są porozumiewać się w języku angielskim. "Nie rozumiem po polsku" - powiedział wzorcową polszczyzną Bohdan Slama - jeden z najbardziej cenionych współczesnych czeskich reżyserów filmowych. Rozmowę o jego ostatnim filmie "Szczęście", który 1 czerwca trafia na polskie ekrany, rozpoczęliśmy od znaczenia tytułu. W języku angielskim. Z Bohdanem Slamą rozmawiał Tomasz Bielenia.

Angielski tytuł Pana ostatniego filmu "Szczęście" ("Štěstí") brzmi "Something Like Happiness". Wydaje mi się, że najlepiej oddaje on jego temat. Co Pan o tym sądzi?

Bohdan Slama: Czeskie słowo "štěstí" posiada dwa znaczenia. Może ono oznaczać "fart" ("luck") bądź "szczęście" ("happiness"). Jest to dla mnie dość tajemniczy wyraz, łączący obydwa wspomniane znaczenia. Było więc dla mnie logiczną rzeczą przetłumaczyć ten tytuł w ten sposób, by jego sens nie ograniczał się jedynie do "szczęścia". Zresztą mamy już jeden dobry film pod tym samym tytułem [Slama ma na myśli "Happiness" Todda Solondza]. "Something Like Happiness" brzmi bardziej jak pytanie o to, czym jest szczęście.

Reklama

"Szczęście" nagrodzone zostało w 2005 roku Złotą Muszlą - główną nagrodą festiwalu w San Sebastian. Pański poprzedni film "Dzikie pszczoły" (2001) triumfował na festiwalu w Rotterdamie, zdobywając statuetkę Tygrysa. Obydwa te obrazy opowiadają o mieszkańcach czeskiej prowincji. W czym tkwi źródło ich europejskiego sukcesu? Innymi słowy: jak wyważyć proporcje między hermetyzmem opowiadanej historii (mówimy zawsze o jakiejś zamkniętej, lokalnej społeczności) a uniwersalizmem (chcemy, by ta historia była powszechnie zrozumiała)?

Bohdan Slama: W moich filmach tematem jest zawsze coś głęboko ludzkiego. W przypadku "Szczęścia" tym tematem jest poszukiwanie miłości. A to bardzo uniwersalny problem. Na całym świecie ludzie się kochają, przeżywają miłości - jest to coś, co łączy ludzi. Pokazanie autentycznych przeżyć konkretnych osób - czyli owa lokalność historii, jest tylko wehikułem, służącym do pokazania szerszego aspektu danego tematu. Po prostu staraliśmy się być jak najbardziej autentyczni .

W Pańskich filmach, gdyby spróbować sprowadzić je do oklepanej formułki - zawsze obserwujemy "zwyczajnych ludzi wiodących zwyczajne życie". Co jest dla Pana atrakcyjnego w tych postaciach i tym świecie?

Bohdan Slama: Po prostu takie jest życie [śmiech]. Myślę, że nie potrzeba wielu "atrakcji" do stworzenia mocnej, przejmującej historii.

Przeczytałem w jednej w Pańskich wypowiedzi, że "Szczęście" jest o tym "w jaki sposób ludzie zmieniają się, gdy dojrzewają". Pańscy bohaterowie - Tonik i Monika - są już w dojrzałym wieku. Kiedy chłopiec staje się mężczyzną a dziewczyna kobietą?

Bohdan Slama: Jakkolwiek dorośli byśmy nie byli - cały czas się zmieniamy. Dotyczy to zwłaszcza naszych relacji z innymi ludźmi. Osobiście lubię ludzi, którzy się zmieniają. Dojrzewają wewnętrznie do tego by być lepszymi. Najważniejszą kwestią przy tworzeniu tego filmu było dla mnie pokazanie w jaki sposób bohaterowie się zmieniają. Postrzegam to jako niekończący się proces - w równym stopniu dotyczący dorosłych, dojrzałych ludzi.

Znalazłem w Pańskim filmie scenę, będącą potwierdzeniem tego, co Pan przed chwilą powiedział. Monika oświadcza podczas rozmowy z matką, że nie pojedzie do Stanów Zjednoczonych, gdzie czeka na nią jej chłopak. Porzuca marzenia o wyjeździe do USA, wybierając opiekę nad potrzebującymi jej pomocy dziećmi sąsiadki. Dla mnie to piękne potwierdzenie jej wewnętrznej dojrzałości.

Bohdan Slama: Dwa miesiące temu w Czeskiej Telewizji po raz pierwszy wyemitowano "Szczęście". Pewna prosta kobieta zapytała mnie po obejrzeniu filmu: "Panie Slama - czy Pan naprawdę wierzy w to, że istnieją tacy ludzie jak Monika?". Odpowiedziałem jej, że wierzę. Doświadczenie nauczyło mnie, że to powinna być normalna postawa. Dla mnie jest w niej coś z bohaterstwa, ale równocześnie nie ma w tej postawie nic nierzeczywistego.

W Polsce może być to odebrane trochę inaczej - my ostatnio masowo emigrujemy.

Bohdan Slama: Tak, u was normalną postawą jest emigracja. Pozostanie w kraju staje się w tym kontekście niezwykłym poświęceniem. W Czechach emigracja nie jest tak popularnym zjawiskiem. Nawet ci z Czechów, którzy wyjeżdżają z kraju, w końcu i tak do niego wracają.

Pański film nie przypomina w żaden sposób "manifestu generacji", jak określano na przykład "Samotnych" Davida Ondriczka. Pokazuje jednak grupę młodych ludzi we współczesnych Czechach. Czy było Pana celem ukazanie w "Szczęściu" narodowych, społecznych czy emocjonalnych problemów współczesnej Republiki Czeskiej?

Bohdan Slama: To dla mnie tylko jeden z aspektów życia - emocjonalne, narodowe i inne problemy. Naprawdę chodzi o to, jak postrzegamy świat w danym momencie. Nie było moją intencją stworzenie socjologicznego portretu młodych Czechów, nie chciałem też oceniać sytuacji społeczno-politycznej mojego kraju. Wykorzystaliśmy jedynie rzeczywistość społeczną miasta, gdzie kręciliśmy zdjęcia.

Podobno pisał Pan scenariusz "Szczęścia" pod konkretnych aktorów: Tatianę Vilhelmovą, Pavla Liszkę i Anę Geislerovą. Przeglądając w internecie zrealizowany przez Czeską Telewizję dokument o powstawaniu "Szczęścia", zauważyłem, że zarówno aktorzy, jak i Pan bardzo emocjonalnie podchodzicie do realizacji poszczególnych scen, często wymieniając uwagi, a nawet kłócąc się ze sobą.

Bohdan Slama: Rzeczywiście napisałem te postaci z myślą o wspomnianej trójce aktorskiej. Tatiana i Pavel zagrali zresztą w "Dzikich pszczołach". Już od pierwszej wersji scenariusza staraliśmy się pracować nad tym tekstem i nad ich postaciami. Nie wyglądało to jednak tak, że siedzieliśmy i pisaliśmy. Wszyscy oni są sympatycznymi, głęboko przeżywającymi osobami - służyli mi więc jako lustro, w którym mogłem sprawdzić, czy te napisane przeze mnie postaci są żywe i prawdziwe, czy w którymś miejscu popełniłem błąd. Jeżeli więc kłóciliśmy się na planie, było to w trosce o prawdziwość tych postaci. Aktorzy byli więc zaangażowani w to, żeby ich bohaterowie nie wyglądali fałszywie.

"Szczęście" kończy piosenka "I'm On The Corner Of Your Mind" Leonida Soybelmana. Dlaczego zakończył Pan film piosenką z angielskim tekstem?

Bohdan Slama: Wiążę się to z konkretnym stanem emocjonalnym bohaterki. Kiedy Monika wraca z USA, zaczyna szukać Tonika. Leonid, który jest autorem muzyki do całego filmu, zagrał mi kiedyś tę piosenkę. Od razu wiedziałem, że to jest to, że tą piosenką zakończę film. Piosenka potrafi w poetycki sposób oddać to, co siedzi w głębi duszy bohatera, a czego nie jest on w stanie nigdy wyrazić słowami. Tak było też tym przypadku. Nie obchodziło mnie to czy jest ona po angielsku czy po czesku.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bohdan Slama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy