Po co grać Hamleta?
Był taki czas, że chyba wszyscy mieliśmy po dziurki w nosie Cezarego Pazury. Na szczęście trochę przystopował i choć nawet dziś możemy mieć różne zdania co do poziomu prezentowanego przez niego humoru, to jedno nie ulega wątpliwości: Cezary Pazura zmężniał jako aktor i jako komik, co obserwować możemy w "Oficerach" oraz w "Facetach do wzięcia". O tym, dlaczego przyjemniejsze jest granie w dobrym serialu od marzeń o kreacji Hamleta, o umiejętności gry na klarnecie oraz czy jest "facetem do wzięcia", aktor opowiedział w rozmowie z Jolantą Żabińską.
Wrócił pan na ekran w wielkim stylu. "Najpierw "Oficerowie", chwile potem pierwsza seria serialu "Faceci do wzięcia", teraz druga seria. A już mówiło się, że jest pan raczej biznesmenem, a nie aktorem...
Cezary Pazura: Bez przesady... Jakie biznesy miałbym prowadzić? Są po prostu lata chude i są lata tłuste. Raz aktor gra więcej, raz mniej. Ja ostatnio grałem sporo w filmach kinowych. A popularność dają głównie role w serialach.
Jak się otworzy jakąkolwiek gazetę to widać, że bohaterami mass-mediów są aktorzy, którzy grają w serialach, a nie w filmach fabularnych. Ludzie często oglądają telewizję, do kina chodzą rzadziej. Dlatego też m.in. chętnie zagrałem w "Oficerach", tym bardziej, że to naprawdę świetny serial. A żeby nie było nudno, to i w "Facetach"... Swoją drogą jednak nie zauważyłem, bym przed "Oficerami" zniknął z telewizji. Bo często, gdy włączałem telewizor, to na siebie trafiałem - albo leciały gdzieś powtórki "13 posterunku", albo "Killer" czy "E=mc2".
Ale faktycznie pracowałem ostatnio trochę mniej. Moje zdrowie na tym skorzystało...
Zagrał pan w ok. 55 filmach. Która z ról była dla pana znacząca, która zapadła panu w pamięć? A z którą z nich najbardziej utożsamiają pana widzowie?
Cezary Pazura: Kultowym filmem okazał się obraz "Nic śmiesznego" Marka Koterskiego. Publiczność uwielbia ten film, znalazł się on w kanonie filmów, które trzeba po prostu znać. Filmem, który zapadł w pamięć zarówno mnie, jak i widzom, jest też oczywiście "Kiler". Zauważyłem też, że widzowie bardzo lubią "Nikosia Dyzmę".
Trudno jest mi powiedzieć, który film jest dla mnie najważniejszy. Bo w każdym filmie zostawiłem kawałek serca... To tak, jak pytać ojca, które dziecko kocha najbardziej. Z każdym filmem łączy się inny okres życia, inny stan ducha...
Czy jest rola, o której pan marzy?
Cezary Pazura: Mógłbym marzyć np. o roli Hamleta i robić wszystko, żeby go zagrać. Ale po co? Wolę czekać na propozycje i miłe niespodzianki, jak np. propozycja Macieja Dejczera, dotycząca "Oficerów". Gdy przeczytałem scenariusz i przeanalizowałem rolę Sznajdera, odkryłem, że gdzieś podświadomie marzyłem o takiej roli. Cieszę się, że życie tak się potoczyło i że otrzymałem tę propozycję.
Swoją drogą pana kariera w policji rozwinęła się błyskawicznie. Jeszcze niedawno był pan zaledwie posterunkowym Czarkiem w "13 posterunku", a już jest pan oficerem. I to nie byle jakim, bo podinspektorem z CBŚ...
Cezary Pazura: No nie przesadzajmy, trochę czasu minęło (śmiech). A poza tym, jak wiadomo, w filmie wszystko jest możliwe.
Jak przygotowywał się pan do roli Sznajdera? Czy rozmawiał pan z policjantami, pytał ich o pracę?
Cezary Pazura: Grałem w swoim życiu wielu policjantów, wiem na czym polega ich praca. Teraz nie musiałem chodzić na komendę i rozmawiać z funkcjonariuszami. Wszystko było napisane w scenariuszu. Oczywiście był on konsultowany ze specjalistami z policji. Mieli oni pewne uwagi dotyczące sposobu noszenia broni, sposobu przeprowadzania interwencji policyjnej. Te przepisy i procedury zmieniają się co jakiś czas, chcieliśmy, żeby wyglądały wiarygodnie.
Generalnie jednak jest to film o ludziach, którzy są policjantami, a nie o pracy policji. O ludziach, którzy muszą się zmierzyć z różnymi problemami. Jeśli chodzi zaś o problemy mojego bohatera z alkoholem, to miałem już do czynienia z tą tematyką w filmie "Tylko strach" Barbary Sas, z Anną Dymną w roli głównej. Grałem tam psychoterapeutę, który leczy alkoholików.
A jak przygotowuje się pan do roli w "Facetach"?
Cezary Pazura: Czytam scenariusz. I czytam... No i oczywiście: czytam. A na poważnie: to jest lekki, sympatyczny serial komediowy, a nie dramat Szekspira. Trzeba znać rolę i wykorzystywać swoje umiejętności aktorskie. Po prostu.
Gra pan jeszcze na klarnecie? Swego czasu uczęszczał pan do szkoły muzycznej.
Cezary Pazura: Na klarnecie nie grałem już ze 20 lat. Swego czasu próbowałem coś robić w branży muzycznej, wydałem płytę. Odszedłem jednak od muzyki.
Jak to się stało, że dwóch braci o nazwisku Pazura zrobiło karierę w branży filmowej?
Cezary Pazura: Trudno powiedzieć, jak to się stało. Nie jest to żaden ewenement. Historia zna przecież przypadki, że dwaj bracia wybrali ten sam zawód i stali się sławni... A abstrahując od polityki, to przecież są całe klany rodzinne, których członkowie są aktorami od pokoleń, np. rodzina Damięckich.
Jeśli chodzi o mnie i mojego brata, to między nami jest spora różnica wieku. Gdy Radek zdecydował, że chce być aktorem, ja już kończyłem studia. Potem nawet przez rok go uczyłem, bo pracowałem w szkole filmowej w Łodzi.
A teraz krótki quiz. Czy jest pan "Facetem do wzięcia"?
Cezary Pazura: Nie.
"Czego się boją faceci"?
Cezary Pazura: Zawsze faceci boją się kobiet, a raczej swojej przyszłości z kobietą.
Dlaczego "Chłopaki nie płaczą"?
Cezary Pazura: Bo jeszcze będą płakać...
Co by pan zrobił, gdyby pan spotkał "Killerów 3-ech"?
Cezary Pazura: Uciekałbym.
Czy ma pan ulubioną potrawę, która ma smak "Słodko-gorzki"?
Cezary Pazura: Nie wiem... Może sernik?
Czy krzyczał pan do kogoś kiedykolwiek na ulicy "Ajlawiu"?
Cezary Pazura: Tak, wielokrotnie. Od dziecka. Tylko że po polsku krzyczałem: Kocham cię!
Czy lubi pan "Psy"?
Cezary Pazura: Lubię. Mam psy dwa. Jeden jest mały, drugi duży.
Czy jest pan przesądny? Czy wierzy pan, że liczba 13 przynosi pecha, tak jak to miało miejsce w przypadku Czarka z "13 posterunku"?
Cezary Pazura: Liczba 13 przynosi mi szczęście. Urodziłem się 13. Ja mam pecha 14.
Dziękuję za rozmowę.