Reklama

Piotr Rogucki: Staram się nie kompromitować

Piotr Rogucki wraca na fotel jurora 10. odsłony talent show "Must Be the Music". Jesienią wydaje solowy album. Do współpracy zaprosił kilku utalentowanych młodych ludzi, których poznał w poprzednich edycjach. Potem zabiera ich w trasę koncertową.

Piotr Rogucki wraca na fotel jurora 10. odsłony talent show "Must Be the Music". Jesienią wydaje solowy album. Do współpracy zaprosił kilku utalentowanych młodych ludzi, których poznał w poprzednich edycjach. Potem zabiera ich w trasę koncertową.
- Dzięki jurorowaniu w "MBTM" nie muszę martwić się o rodzinę i rachunki - przyznaje Piotr Rogucki /Paweł Wrzecion /MWMedia

Wahałeś się, zanim zgodziłeś się być sędzią w 10. edycji "Must Be the Music"?

Piotr Rogucki: - Tak dużo siebie zainwestowałem w ten program, że nie mogłem odmówić. Czuję się jego częścią. Staram się nie za bardzo kompromitować, dobrze pracować i pomagać. Nawet 70-letnia fanka muzyki ludowej, która śpiewa przy lepieniu pierogów, przychodzi do "MBTM" po wskazówki, motywację i fajne wspomnienia.

Przesłuchaliście już 100 osób. Wyłapałeś perełki?

- Zaskoczył mnie bardzo zrównoważony poziom. W 9. edycji nie wiedzieliśmy, co zrobić z dobrobytem, który się objawił, bo zgłosili się piekielnie zdolni ludzie. Teraz na szczęście nie mamy klęski urodzaju. Oczywiście są talenty, które od razu wyróżniły się z tłumu...

Proszę o konkrety.

- Zielone Ludki z Działdowa. Pamiętam ich z 8. serii i już wtedy byli nieźli, oryginalni. Zrobili spore postępy. Objawił się warszawski zespół Extra, rodzinny Hollow Quartet i wrocławski Układ SI. Ci ostatni trafili w mój gust. Spodobała mi się para, która tworzy muzykę elektroniczną. Świetnie wykonali przeróbkę Lorde. Ale widownię rozniosła grupa rockowo-hiphopowa z Poznania, Hope.

A soliści?

- Wielu ma ciekawe wokale, umieją znaleźć się na scenie, ale brakuje im własnych piosenek. Bo wiadomo, że z coverami się nie zaistnieje. No, chyba że na weselach.

Reklama


Masz kontakt z uczestnikami poprzednich edycji?

- Niektórych jestem nawet fanem i staram się im pomagać. Chłopakom ze Straight Jack Cat, którzy pokazali się w 1. edycji, oddałem serce. Graliśmy na jesiennej trasie z Comą. Przyjaźnimy się, spotykamy się na koncertach w Krakowie, skąd pochodzą.

Czujesz się ich przewodnikiem, mentorem?

- Ależ skąd! Sam wiele się od nich nauczyłem. Uwielbiam ludzi, którzy mają wyobraźnię, świeże spojrzenie na pracę twórczą. To mnie inspiruje. Młodzi kompletnie inaczej patrzą na muzykę. Nie ogranicza ich system. W PRL-u, w którym zaczynałem, formuła piosenki była jednoznaczna. Nikt nie wymagał, żeby była wyrazem aktu artystycznego, dziełem sztuki.

Wszystko o "Must Be The Music" w raporcie specjalnym!

Słyszałam, że niektórzy uczestnicy "MBTM" zagrają na twojej płycie?

- W październiku zamierzam wydać solowy album. Do współpracy zaprosiłem dwie piekielnie utalentowane dziewczyny, które poznałem w "MBTM". Muzyka i teksty są napisane, wokale jeszcze  realizujemy. Moje działania artystyczne od zawsze opieram na konkretnym scenariuszu, tak by przybierały formę fabularną, a w tym wypadku parateatralną. Od jakiegoś czasu zapisywałem w głowie pomysły na dramat. I właśnie teraz wydaję go razem z dołączoną płytą. W przyszłym roku ruszamy w trasę koncertową.

Czy to prawda, że wybudowałeś sobie studio nagrań?

- To raczej nieźle wyposażona sala prób. Marzyłem, by uniezależnić się od studiów nagraniowych wynajmowanych na godziny. Dwa lata poświęciłem na naukę i pracę. Wykładałem gąbką ściany, kompletowałem sprzęt, grałem, komponowałem.

I zbierałeś na to wszystko fundusze. Czyli sponsorem jest "MBTM"?

- Można tak powiedzieć. Dzięki jurorowaniu mam swobodę działania i realizuję muzyczne plany, nie muszę martwić się o rodzinę i rachunki. Ale "MBTM" nie będzie trwało wiecznie. Myślę, co potem, albo co z innymi kapelami. Dziś ciężko zapełnić średniej wielkości klub, a na sprzedaży płyt zarabia zaledwie promil.

Bo wolimy wszystko za darmo ściągać z internetu...

- Nie mam o to żalu, ale też nie pochwalam. Dziwisz się, że młody człowiek, który ma 30 zł, woli pobawić się za to w weekend, niż kupić kompakt?

Tym bardziej, że artysta nie musi od razu zbierać na maserati.

- Znasz w Polsce artystę, który jeździ maserati? Bo ja nie (śmiech). W tym kraju nawet na BMW muzyką się nie zarobi. Sam od 11 lat jeżdżę lancią, którą wygrałem na Przeglądzie Piosenki we Wrocławiu. A w zeszłym roku kupiłem pięcioletnie kombi, bo urodziło mi się drugie dziecko. Nie samochody są najważniejsze. Czasem brak kasy może przesądzić o losie zdolnego zespołu. Zastanawiam się, co zrobić, by tym spoza mainstreamu żyło się lepiej. Wielu zasługuje na powodzenie. A jeśli nie będziemy kupować płyt i chodzić na koncerty, całkowicie znikną z powierzchni ziemi.

Małgorzata Pyrko


Super TV
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Rogucki | Must be the Music
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy