Reklama

Piotr Adamczyk: Wkręciłem się w kibicowanie

Borys, szef pubu piłkarskiego w serialu "Trzecia połowa", nie może doczekać się mundialu. W końcu piłka to jego pasja! Czy podobnie czuje grający go aktor? Co Piotr Adamczyk mówi przed meczem otwarcia, który odbędzie się 14 czerwca?

Borys, szef pubu piłkarskiego w serialu "Trzecia połowa", nie może doczekać się mundialu. W końcu piłka to jego pasja! Czy podobnie czuje grający go aktor? Co Piotr Adamczyk mówi przed meczem otwarcia, który odbędzie się 14 czerwca?
Piotr Adamczyk na planie serialu "Trzecia połowa" /AKPA

- W kibicowanie wkręciłem się dzięki postaci Borysa. Poszedłem na kilka meczów na Stadionie Narodowym. Dzisiaj coraz bardziej doceniam piłkarskie emocje - przyznaje Piotr Adamczyk.

Zbliżające się święto piłki nożnej budzi w panu silne emocje?

- Nie tylko we mnie. Pracując niedawno na planie "Imienia Róży", dowiedziałem się od przyjaciół Włochów, że tym razem nie zagrają. Dla nich to oczywiście tragedia. W związku z tym postanowili jednak kibicować Polsce! Tak więc mamy po swojej stronie wielomilionowy naród.

Cieszy to pana tak, jak mnie?

Reklama

- Naturalnie. Mundial jest dla Polski wielką szansą. Nie dość, że w ogóle gramy, to jeszcze jako pierwsi wyszliśmy z grupy eliminacyjnej. Oczekiwania dawno nie były tak wygórowane. Przyznam, że za dorosłego życia nie pamiętam takich sukcesów Biało-Czerwonych. Mieliśmy znakomitych piłkarzy, ale nie mieliśmy Lewandowskiego...

Borys, w którego wciela się pan w "Trzeciej połowie", wygrywa z nim kolację. Prywatnie zna pan Roberta?

- Niestety, nie. Ale scenariusz tamtego odcinka "Trzeciej połowy" czytałem z wypiekami na twarzy. Chciałem wiedzieć, co dalej, jak to się skończy, przewracałem nerwowo kartki... Bo przecież jeżeli Borys zje kolację z Lewandowskim, to ja również! Legenda polskiej piłki pojawiłaby się u nas na planie, co za wydarzenie!

Nie da się ukryć - kibicowanie jest ważną częścią życia Borysa.

- Prawdę mówiąc, właśnie przez niego sam się kilka lat temu w kibicowanie wciągnąłem. Grałem tę postać już wcześniej, w "Piątym stadionie". Wtedy Borys prowadził dopiero co otwarty pub piłkarski, a ja spotkałem się na planie ze Zbigniewem Bońkiem. Byłem zaskoczony, jak swobodnie odnalazł się w swojej roli. Nie chcę przez to powiedzieć, że się marnuje, ale z powodzeniem mógłby częściej stawać przed kamerą: jest interesującą osobowością, szalenie otwartą, ma wspaniałe poczucie humoru.

Pamięta pan mundial 1982? Polacy oszaleli na punkcie Zibiego.

- Jasne. Znałem skład całej reprezentacji. Naklejka "España 82" dumnie zdobiła mój regał dziesięciolatka. Nie raz krzyczałem "Eviva España, ole!", no i śpiewałem z Bohdanem Łazuką: "Entliczek, pentliczek, co zrobi Piechniczek". Niesamowite wrażenie robiło na mnie poczucie wspólnoty, jakie się wtedy między Polakami zrodziło. Gdy grali nasi, ulice pustoszały. A kiedy strzeliliśmy Peru aż pięć goli, na moim osiedlu na Jelonkach w oknach wielokrotnie zadrżały szyby. W podwórkowych rozgrywkach często stawałem na bramce, co wcale nie pasowało do mojego piłkarskiego pseudonimu, bo wśród Bońków, Lat i Maradon kazałem tytułować się Pelem.

O? Nie Bońkiem?

- Tak wyszło. Teraz na zaimprowizowanych boiskach roi się od małych Messich, Piszczków i Lewandowskich. Mam nadzieję, że sportowe emocje ponownie zbliżą do siebie Polaków. Na trybunach można polubić ludzi, z którymi z pozoru nic nas nie łączy. Piłka zmienia nas nie do poznania.

Na lepsze?

- Mówimy o kibicach, nie pseudokibicach, więc tak. Nagle zauważamy, że obok są inni, którzy o tym samym marzą i z tego samego są dumni! Przestają mieć znaczenie różnice w światopoglądzie. Liczy się wspólnota i "GOL!!!" dla naszych. W "Trzeciej połowie" Zibi (Cezary Pazura), Aleks (Tomasz Karolak), mój Borys i inni mamy swoją Polonię Wólka Kościelna. Jest dla nas najważniejszą drużyną pod słońcem. Dzięki niej stajemy się chłopakami z podwórka, którymi byliśmy przed laty.

Bohaterowie serialu będą relacjonować mundial na żywo?

- Tak. Podobnie było podczas Euro 2012: wybrane spotkania omawialiśmy jako postaci z "Piątego stadionu". To były emocjonujące wejścia na żywo, improwizowane komentarze, które musieliśmy starannie przygotować. Mieliśmy wersję na wypadek wygranej, remisu i przegranej. Niestety, nie był to szczęśliwy czas dla Biało-Czerwonych. Często odgrywaliśmy wersje "na smutno". Teraz jestem przekonany, że powinniśmy skupić się tylko na jednym wariancie - "euforycznej wygranej".

Rozmawiał Maciej Misiorny

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Adamczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy