Paulina Gałązka: Nie będę posągiem
2 września zobaczymy pierwszy odcinek „Dróg wolności”. Paulina Gałązka, która w serialu TVP gra jedną z głównych ról, opowiada o pracy na planie; zdradza, jak potoczą się losy jej bohaterki i tłumaczy, dlaczego uważa, ze kobietom teraz żyje się znacznie lepiej.
Kim jest Marynia Biernacka?
Paulina Gałązka: - To średnia z trzech sióstr Biernackich. Ta najmocniej stąpającą po ziemi. Jako jedyna nie jest artystką, ma za to zdolności matematyczne, co też zostanie w fabule wykorzystane. W trakcie pierwszego sezonu będziemy obserwować dojrzewanie Maryni, zderzenie się jej młodzieńczej, wyidealizowanej wizji miłości ze świadomością, że życie to raczej różne odcienie szarości, czyli zderzenie rozsądku z namiętnością.
Bardzo się różnicie? Dała jej pani coś z siebie?
- Starałam się, by Marynia miała moje poczucie humoru. Ponieważ jest postacią prawie idealną, zawsze dokonuje właściwych wyborów, to postanowiłam dodać jej kilka wad, by ta rola nie stała się posągowa. Myślę, że Maryni, z jej naiwnością i dobrocią, bliżej jest do kilkunastoletniej Pauliny.
Budując jej postać, przeglądała pani teksty źródłowe z epoki?
- Jak najbardziej! Znalazłam świetną serię książek o dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce i te lektury pomogły mi zagłębić się w klimat epoki. Oglądałam też sporo filmów i zdjęć archiwalnych z tamtych lat, z Krakowa, Warszawy i Łodzi.
Czym Marynia zajmie się w gazecie?
- Będzie nadzorowała sprawy finansowe, czyli w skrócie - księgowa. Redakcja jest mała, więc z czasem zabierze się też za pisanie tekstów.
Będzie z siostrami trzymała sztamę? A może to córeczka tatusia?
- Ona nie jest "czyjąś córeczką" ani ulubienicą. Być może to pozwoli jej na dystans wobec rodziny. Z całych sił będzie starała się nie powtórzyć błędów rodziców.
Poznamy jej przyjaciół, ukochanego?
- Tak, chociaż najlepszymi przyjaciółkami Maryni są jej siostry. Obiekt westchnień mojej bohaterki pojawi się w pierwszym odcinku, ale czy zostanie jej ukochanym?
Więcej nas różni, czy łączy z kobietami, które żyły na początku XX wieku?
- My nie zależymy tak bardzo od mężczyzn. Mamy większe prawo do zaspokajania swoich potrzeb, zwłaszcza tych, które nie są związane z rolą społeczną. Przez 100 lat zdobyłyśmy prawo do głosowania, czego będziemy świadkami w jednym z odcinków. Możemy też wybrać małżonka zgodnie z własnym upodobaniem, nasze prababki nie miały tego przywileju. Mamy swobodę rozwoju naukowego, a także pracy na wszystkich stanowiskach. Choć świat i obyczajowość wciąż, moim zdaniem, są łaskawsze dla mężczyzn, kierunek równouprawnienia bardzo mi się podoba.
Podobają się pani dawne stroje?
- W sukniach z serialu czuję się wspaniale, jakbym spełniała dziecięce marzenie o pięknych strojach księżniczki. Wiele z nich zabrałabym do swojej szafy!
Czy w tym sezonie zagra pani w innych produkcjach?
- Jesienią będzie mnie można zobaczyć w 8-odcinkowym serialu AXN, "Znaki", gdzie miałam niełatwe, ale ekscytujące zadanie aktorskie wcielenia się w upośledzoną dziewczynę. Przy budowaniu jej postaci mogłam zanurzyć się w fascynującym świecie psychologii.
Powiedziała pani kiedyś: "Mam w zanadrzu plan B, na wypadek, gdyby trzeba było zrezygnować z aktorstwa". To nadal aktualne?
- Ojej, te plany B się zawsze u mnie zmieniają, ale ostatnio nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo mam próby do głównej roli w "Antygonie" w Teatrze Ateneum, zaczynam też zdjęcia do filmu "Napad" w Krakowie. Ale po premierze sztuki może znów się zastanowię...
Monika Ustrzycka