Paulina Chruściel: Głodna wyzwań
Dla roli gotowa jestem na różne poświęcenia, ale jest coś, do czego nie umiem się zmusić – przyznaje Paulina Chruściel. – Nie lubię bywania na ściankach. Wolę chodzić na castingi - dodaje aktorka.
Od "Singielki" już trochę czasu minęło? Co dała ci rola Elki?
Paulina Chruściel: - Na pewno sympatię widzów, której doświadczam do dziś oraz poczucie dobrze wykonanej pracy. Tego, że nie jest to byle jakie, że się podoba i ma sens. Okazało się, że stworzyłam postać, która została zapamiętana i nawet po pewnym czasie wywołuje u ludzi dobre emocje. To miłe. Dodatkowo dałam się poznać z innej, komediowej strony. Do tej pory zawsze słyszałam, że jestem aktorką dramatyczną. Od "Singielki" słyszę z kolei, że jestem komediowa. Z jednej "szufladki" w drugą.
Gdzie byłaś, jak cię nie było?
- Odsypiałam, bo "Singielka" to było bardzo intensywne półtora roku. Po zakończeniu zdjęć szybko weszłam w próby do spektaklu "Ożenek" w warszawskim Teatrze 6.piętro. Dopiero po premierze miałam naprawdę wolne. W międzyczasie dostałam propozycje gościnnego występu w serialu "Niania w wielkim mieście" i drugoplanową rolę w produkcji "Za marzenia". Ale już zaczyna trawić mnie głód nowych wyzwań zawodowych.
Nie brakuje ci szumu wokół Twojej osoby?
- To prawda, trochę się wyciszyło, więc pora przypomnieć o sobie... A mówiąc serio, wychodzę z założenia, że jeśli ma przyjść coś fajnego, to tak się stanie. Nic na siłę. Nie jestem zwierzęciem ściankowym. Doradzano mi bywanie na bankietach, ale ja się do tego nie nadaję. Zamiast lansować się na salonach, wolę spędzić czas z rodziną. Chcę dostawać zaproszenia na castingi, nie na ścianki.
Jesteś zadowolona z miejsca, w którym się zawodowo znajdujesz?
- Aktor nigdy nie jest zadowolony. Jednak cokolwiek mnie zawodowo spotyka, przekuwam na swoje. Nie robię nic byle jak. Nie mam tylko szczęścia do kina. Raz, chyba jeszcze na roku dyplomowym, zagrałam epizod w brytyjskim filmie. Od tej pory brak propozycji kinowych powoduje u mnie małą zawodową frustrację. Jednak trzeba robić swoje, bo aktorstwo to zawód długodystansowy. I kto wie, co czeka na mnie za rogiem.
Wahałaś się przed przyjęciem roli Ingi w "Za marzenia"? Twoja bohaterka to aktorka-lesbijka.
- Owszem, pomyślałam, że nie powinnam grać takiej postaci, bo ludzie mnie znielubią. A potem oprzytomniałam, powiedziałam sobie: "Paula, weź się w garść, jesteś aktorką!". I opłaciło się! Okazało się, że widzowie pokochali tę postać. Początkowo sama nie do końca wiedziałam, jak powinnam ją grać. Scenariusz był utrzymany w stylu komediowym, momentami lekko karykaturalnym. Inga miała być typową celebrytką, mającą swoją świtę i kąpiącą się w blasku fleszy. Ostatecznie zrobiłam z niej lekko sfrustrowaną, zdolną aktorkę, która ma swoje tajemnice. Postać trafiła w gust widzów oraz twórców serialu, którzy postanowili poświęcić jej więcej uwagi. Scenarzystka Karolina Frankowska zaproponowała mi nawet, żebym pomogła jej zbudować dalsze losy Ingi w kontekście 2. sezonu, który, miejmy nadzieję, będzie.
Tymczasem jakie masz plany na przyszłość?
- Szykuję się do kolejnej roli w Teatrze 6.piętro, prowadzę też rozmowy w jeszcze jednym z warszawskich teatrów i pokornie chodzę na castingi Zobaczymy.
Daniel Łukaszewski