Olaf Lubaszenko: Festiwal Gwiazd z mundialem w tle
Dla Olafa Lubaszenki pierwsze dni lipca upłyną pod znakiem: Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach - jest jego dyrektorem artystycznym, a także emocji piłkarskich - ze względu na mundial w Rosji. Sam nie marzy już o bieganiu za piłką, bo uważa ten sport za zbyt kontuzjogenny.
Czy na takiej imprezie jak Festiwal Gwiazd jest miejsce na odrobinę luzu?
Olaf Lubaszenko: - Staramy się robić wszystko, żeby ten festiwal, mimo swojego w pewnym sensie gwiazdorskiego charakteru, był w miarę bezpretensjonalny. To znaczy, żeby czerwony dywan, ścianka, cały ten blichtr, który zwykle się nam kojarzy z gwiazdami, festiwalami, nie był traktowany tak w stu procentach śmiertelnie poważnie, bo nie tędy droga. Taka jest nasza idea. Cieszę się, że się w tej sprawie zgadzamy z innymi organizatorami. Ma być normalnie i sympatycznie.
Jakie są najważniejsze filary 23. Festiwalu Gwiazd, który potrwa od 4 do 7 lipca?
- Festiwal opiera się na trzech filarach. Są nimi teatr, muzyka i uroczystość odciskania dłoni. W kwestii teatru staram się oczywiście, żeby publiczność miała do wyboru spektakle rozrywkowe, lekkie. Wszak jest to festiwal wakacyjny, takie są oczekiwania widzów. Ale mamy też Małą Scenę, która służy nam do tego, żeby dotykać spraw poważniejszych. Jeśli chodzi o muzykę, też nie mamy do końca łatwego zadania, bo, jak wiadomo, na wakacje do takiego miasta jak Międzyzdroje przyjeżdżają ludzie w różnym wieku. Należy znaleźć takie pomysły, które pozwolą i młodym, i starszym znaleźć coś dla siebie.
Co najbardziej spędzało panu sen z powiek w kontekście tegorocznego festiwalu?
- Dla nas największym problemem jest takie planowanie wydarzeń, żeby te, które są równolegle, nie zjadały sobie nawzajem publiczności. To jest naprawdę skomplikowana układanka. Nie zawsze to się udaje, bo doba ma tyle godzin, ile ma. Jedyne głosy krytyczne, jakie się powtarzają na temat festiwalu, dotyczą tego, że widzowie nie zdążają na wszystkie wydarzenia. Chyba jednak jest lepszy problem urodzaju, niż gdyby nie mieli, co oglądać.
No i w tym roku trzeba będzie wygospodarować czas na oglądanie meczy mistrzostw świata w piłce nożnej. W harmonogramie festiwalu jest nawet uwaga, że ze względu na mundial niektóre godziny wydarzeń festiwalowych mogą ulec zmianie.
- Rzeczywiście. Na początku będą po trzy mecze dziennie od godz. 14:00 do 22:00, no, ale spróbujemy to jakoś pogodzić. Życzę Polakom, żeby 7 lipca (ostatni dzień festiwalu - przyp. red.) byli jeszcze w grze. Z wiekiem coraz bardziej cenię sobie oglądanie meczy w zaciszu domowym. Można się wtedy po prostu bardziej skupić. W trakcie festiwalu tak nie będzie - zapewne będziemy oglądać mecze w dużym gronie. Jestem zdziwiony, że jeszcze nie dopadła mnie gorączka mundialowa. Zwykle już na kilka dni przed ważną imprezą piłkarską chodziłem rozemocjonowany. W tym roku jakoś to spokojnie przebiega. Ale myślę, że kiedy przyjdzie mecz z Senegalem, mój świat znów zawiruje.
W tym roku swoje dłonie w Alei Gwiazd odcisną m.in. Grażyna Wolszczak, Katarzyna Skrzynecka i Mirosław Baka. Z kolei dłoń Jarosława Jakimowicza powróci do Międzyzdrojów, bo wcześniej zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Czy decyzje o tym, kto zostanie uhonorowany na promenadzie, podejmuje pan jednoosobowo?
- W pracy staram się niewiele rzeczy robić jednoosobowo. Zwłaszcza w takiej pracy, która jest dla ludzi i która w pewnym sensie jest finansowana przez ludzi, bo przez miasto, gminę, radę miasta. Staram się konsultować swoje decyzje z szerszym gronem i wypracowywać takie rozwiązania, które są do zaakceptowania dla wszystkich.
Jedną z atrakcji festiwalu będzie mecz Reprezentacji Artystów Polskich z samorządowcami. Jest pan współzałożycielem drużyny artystów i jej pierwszym kapitanem. Nie szkoda panu, że nie biega pan już za piłką?
- To jest zajęcie, z którym trzeba się pożegnać w odpowiednim momencie, bo później już nie sprawia takiej przyjemności. Piłka nożna to jednak bardzo niebezpieczny sport. Przy swoich obecnych warunkach fizycznych z pewnością mogę zapomnieć o graniu w piłkę. Ale nawet gdybym był bardzo szczupłym i napakowanym 50-latkiem, to też bym raczej w piłkę nie grał, bo uważam, że jest to zbyt duże ryzyko.
Rozmawiał: Andrzej Grabarczuk.